Rozczarowany czarodziej. Los i dzieło Aleksandra Kotsisa
Nie bez kozery nazywano go polskim Rembrandtem. Malował, kogo chciał i kiedy miał na to ochotę, niezależny finansowo w odróżnieniu od grupy krakowskich kolegów, uciekających spod Wawelu.
Nie bez kozery nazywano go polskim Rembrandtem. Malował, kogo chciał i kiedy miał na to ochotę, niezależny finansowo w odróżnieniu od grupy krakowskich kolegów, uciekających spod Wawelu.
Wojciech Gerson był poważnym, uczciwym malarzem. Dziś wszyscy żałujemy, że nie rozwijał wielkiego talentu pejzażysty; pozostałby najpewniej w historii jako najwybitniejszy piewca polskich Tatr.
Nazywano go polskim Vernetem. I rzeczywiście, nieodrodny początkowo uczeń mistrza, Suchodolski niekiedy wręcz powtarzał motywy kompozycyjne francuskiego mistrza i pedagoga artystycznego Horacego Verneta.
„Czy ja to życie, nawiązane w ogniu łez, szału i natchnień, zamieniłby na życie spokojne w zakreśleniu familijnym? O nie, nie, nigdy; dla mnie trzeba walk i goryczy jak ognia salamandrze.”
Niezbity to fakt, że Henryk Siemiradzki osiągnął szczyty maestrii malarskiej. Powierzchnia jego malowideł to szorstka faktura, budowana głównie z impastu.
Do pracy przy cyklu widoków miejskich przystąpili wspólnie dwaj wybitni artyści: Juliusz Kossak, niekwestionowany mistrz akwareli i malarz koni oraz Stanisław Tondos, krakowski „dokumentalista”.