Wojciech Gerson był człowiekiem-instytucją i bywał tkliwym malarzem. Tkliwym w sensie tej specjalnej odmiany czułości, która – znana tylko nielicznym – sprawia, że namalowany kamień ogrzewa oczy widza, a namalowany kwiat pachnie. Gerson malował pejzaże, można by tak rzec, pokątnie. Na co dzień wykonywał kompozycje wielofiguralne nadające się do pokazania na dorocznych salonach, a celem utrzymania rodziny i całkiem dobrze wyposażonych kolejnych pracowni – przez całe dojrzałe życie malował obrazy ołtarzowe do kilkudziesięciu kościołów.

Był instytucją, ponieważ w Warszawie pod zaborem rosyjskim kierował czynnie szkołą malarską, która nazwano Klasą Rysunkową. Co znaczy czynnie? A – nigdy zdalnie. Dzień w dzień udzielał korekt w pomieszczeniach na tym samym piętrze, gdzie i on sam malował. Wykładał, ustawiał modeli, latem wyruszał z uczniami w podróże po ziemiach polskich; rysowali pejzaże, a głównie zabytkowe kościoły, klasztory, stare karczmy, domy zajezdne, miejsca pamiętające jeszcze wolną Rzeczpospolitą.

Fotografia portretowa Wojciecha Gersona, źródło: polona.pl

Fotografia portretowa Wojciecha Gersona, źródło: polona.pl

Te wędrówki ze szkicownikami po Kielecczyźnie, Małopolsce, Mazowszu to niejako spadek po Janie Feliksie Piwarskim, artyście innemu niż reszta pedagogów warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Studenci kochali go, autora pełnych pysznych typów scenek rodzajowych z jarmarków i karczem, wyprawiali mu imieniny i jubileusze pod hasłem Niech nam żyje cech malarski i nasz majster pan Piwarski. Młodzi to byli nie byle jacy, bo Kostrzewski, Simmler, Szermentowski. Wystarczy? Nie, bo jeszcze przecież Gerson i jeszcze jego przeciwieństwo – Gierdziejewski. Gierdziejewski był hulaka i romantyk, a Gersona w czasie studiów przezwano Katon, taki był poważny, taki na serio, tak skupiony nad pracą ten nieodrodny syn drobnego przedsiębiorcy z niemieckim rodowodem.

Porównując pasję plastycznego dokumentalisty polskich starożytności kulturowych i ludowych Gersona z takąż pasją dokumentalisty literackiego Oskara Kolberga, pisał po latach wdzięczny uczeń Józef Chełmoński: Niezmiernie cenne są albumy Gersona, w których znajdujemy rysowane stare zawiasy, wrzeciądze, odrzwia tatrzańskie z rzeźbionymi ozdobami, starożytne portrety widziane w starych zamkach, typowe miasteczka, widok na kościół częstochowski itp.

Wojciech Gerson (1831-1901), „Droga nad potokiem”, 1854 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Droga nad potokiem”, 1854 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Pejzaż tatrzański”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Pejzaż tatrzański”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Władysław Łokietek pod Ojcowem”, 1890 rok, źródło: Galeria Narodowa we Lwowie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Władysław Łokietek pod Ojcowem”, 1890 rok, źródło: Galeria Narodowa we Lwowie

Gerson to patriota w najlepszym tego słowa znaczeniu – choć był wychowankiem Petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Po sześcioletnich bowiem studiach w Warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, w placówce, w której wprawdzie uczono warsztatu, ale gdzie w korytarzach dudniły słowa profesora malarstwa Rafała Hadziewicza: My, pigmeje, o własnej sztuce myśleć nie możemy i nie powinniśmy (w domyśle: mamy tylko i wyłącznie naśladować klasyków), trafił nad Newę. Oto, jako jeden z najbardziej utalentowanych uczniów warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych dostał stypendium rządowe na dalsze studia w Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. I to już była wyższa szkoła jazdy, o tyle mniej ważne, że w kraju zaborcy, o ile uczelnie warszawskie działały wówczas pod kontrolą Rosji. Można się było zaprzeć i nie skorzystać z carskich rubli, ale wtedy znowuż grzeszyłoby się zakopywaniem talentów.

Ukończył Akademię w Petersburgu, uczelnię solidną i na wysokim poziomie, po dwóch latach pracy studyjnej, uwieńczonej srebrnym medalem. Nie chciał przedłużać stypendium, wrócił do kraju, po zarzuconych próbach stworzenia obrazów historycznych, namalował kilka obrazów realistycznych z życia wieśniaków. „Pogrzeb wiejski”, „Pożegnanie włościanina z koniem”, płótna z elementami krytyki społecznej, powstały w Warszawie w okresie poprzedzającym wyjazd dwudziestopięcioletniego artysty do Paryża. Niebywała okazja!

Czternaście miesięcy nad Sekwaną! Paryż to ożywcze miejsce starć dzieł dosadnego realizmu Courbeta, Daumiera, Milleta z dziełami klasycysty Ingresa i romantyka Delacroix. Gerson studiował, jak większość Polaków, u Leona Cognieta, doskonaląc trudną sztukę kompozycji obrazów. Zaprzyjaźnił się z Cyprianem Kamilem Norwidem. Norwid, jako poeta i malarz, popierał ideę sztuki narodowej, propagowaną przez Gersona, uskuteczniając swoje działania broszurą „O sztuce dla Polaków”.

Wojciech Gerson (1831-1901), „Kopernik w Rzymie”, szkic do obrazu, źródło: Muzeum Warmii i Mazur

Wojciech Gerson (1831-1901), „Kopernik w Rzymie”, szkic do obrazu, źródło: Muzeum Warmii i Mazur

Wojciech Gerson (1831-1901), „Przyjęcie Żydów”, 1874 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Przyjęcie Żydów”, 1874 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Gdy w 1858 roku wrócił do Warszawy, by tam na stałe już osiąść, miał już czternaście lat stażu w zawodzie, w tym w sumie jedenaście lat regularnych studiów. Doskonale wiedział, jak dobroczynne jest dla malarza górne rozproszone światło wchodzące przez okno w suficie lub – także niezgorsze – z okien wychodzących na północ. Tymczasem on sam – znając jego obrazy, kto by przypuszczał – eksperymentował z oświetleniem. Wspomni o dwóch pierwszych profesjonalnych pracowniach ojca córka Wojciecha Gersona, że przy ulicach Brackiej i Smolnej to były zwykłe, dość duże pokoje ze zwyczajnymi oknami (…) od południa. Tak, od południa, słońce wchodziło do nich pełnymi promieniami, tak samo jak do specjalnie już zbudowanej pracowni przy ulicy Oboźnej, którą Gerson zajmował w ciągu lat dziewiętnastu.

Artysta malarz złapie się za głowę. Specjalnie budować pracownię z oknami na południe?! Upał i rozproszenie. Toż to męczarnia!

Ciekawe! Córka pamięta, że w jednej z tych niedogodnych pracowni powstało płótno „Kopernik w Rzymie”. (Ogromny szkic w 1873; za obraz olejny, ukończony trzy lata później, artysta otrzyma niebawem godność profesora Akademii Petersburskiej). Inny wielki obraz, o treści religijnej, był wykonany w pracowni ad hoc przerobionej z jakiejś wozowni (…). Pracownia letnia, na wsi pod Warszawą [w Domaniewie], także była zalana słońcem. A przecież słońce w pracowni malarskiej to anomalia, to przeszkoda, to coś niedopuszczalnego. Tak twierdzą teoretycy. (…) Ale Gerson nie bał się słońca i naginał je do swoich potrzeb. Urządzał sobie ciemne i jasne firanki, które to całkowicie, to połowicznie tłumiły jaskrawość oświetlenia. Rozsuwał je i zasuwał, spuszczał je i podnosił. Nie usuwał w swej wiejskiej pracowni zwojów dzikiego wina opadających na okno i sączących światło zielonkawe (…). Posługiwał się słońcem wbrew teoriom i zwyczajom.

Wojciech Gerson (1831-1901), „Cmentarz w górach”, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Cmentarz w górach”, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Krajobraz podgórski”, 1882 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Krajobraz podgórski”, 1882 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wpuszczał słońce do swoich obrazów. Dylematy, eksperymenty, nieustanne próby pogodzenia w malarstwie mistrzowskiej bezpośredniości motywu i światła, jakie widział na obrazach Courbeta, z kompozycyjną dostojnością przedstawienia historycznych scen figuralnych, jakie widział na obrazach Delaroche’a – wszystko to raz po raz hamowało inwencję Gersona. Nie był natchnionym demiurgiem, nie miał tego ładunku szaleństwa, w jaki był wyposażonym młodszy odeń o siedem lat Jan Matejko. Racjonalny, mierzył zamiary podług sił, a dla prób współzawodnictwa sztuki polskiej z twórczością obcych artystów zapraszał rówieśników i starszych malarzy, bliskiego mu w doborze tematów Józefa Simmlera na przykład i pejzażystę Alfreda Schouppé, żeby w pracowni dywagować nie tylko nad wzajemną twórczością, ale i nad organizacją życia artystycznego w Warszawie.

To właśnie w pracowni Gersona zrodził się pomysł utworzenia Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Instytucję tę założono i otwarto w roku 1860. W ciągu tych lat malarz z pozoru mało pracował twórczo – wystawiał niewielkie sceny rodzajowe z elementami krytyki społecznej – w rzeczywistości studiował naturę, ale nie pokazywał nikomu akwarel, nad którymi pracował pod gołym niebem na Bielanach i na Saskiej Kępie, wówczas za miastem. Z całkowitą swobodą operował szeroką plamą i wyzwolonym, rzec by można, kolorem. Gdy tylko z pomocą przyjaciół dopiął swego i scentralizował życie plastyczne w Warszawie, ruszył w Tatry. Był tam w swoim żywiole jako rysownik i malarz.

Ustabilizował się, zawarł związek małżeński, w 1864 po trzech latach owdowiał, cztery lata później pojął za żonę siostrę zmarłej, pracował może nie zapamiętale, ale systematycznie. Jego odpowiedzią na zryw powstańczy 1863 były obrazy z motywem ukrywania się w skałach ojcowskich króla Władysława Łokietka. Ta oczywista aluzja do sytuacji zdawała się wskazywać na wiarę artysty w zwycięstwo prawości raczej dzięki sile spokoju niż zbrojnego oporu, którego skutkiem były tysiące ofiar. Działał po swojemu. Po upadku powstania styczniowego przystąpił do malowania obrazu „Opłakane apostolstwo” i to płótno, na trzy metry wysokie, na pięć metrów szerokie, ukończył w roku 1866. Kompozycja, z nieco teatralnym oświetleniem – zarysy pierwszego planu w głębokim półcieniu, centrum zalane mocnym światłem – przedstawia najazd Niemców na Słowian w X wieku pod pretekstem nawracania pogan. Metafora jasna: Niemcy z obrazu to zaborca. Potępienie powstania 1863 przez stolicę apostolską tłumaczy sarkazm, z jakim artysta przedstawił w swym „Opłakanym apostolstwie” uosabiającego kościół biskupa – pisał Armand Vetulani, znawca twórczości Gersona.

Wojciech Gerson (1831-1901), „Przy studni”, 1870 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Przy studni”, 1870 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Zwał skalisty w Dolinie Białej Wody w Tatrach”, 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Zwał skalisty w Dolinie Białej Wody w Tatrach”, 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Opłakane apostolstwo”, 1866 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Opłakane apostolstwo”, 1866 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Oprócz kolosalnych kompozycji historycznych, choć konwencjonalnych w zamyśle, to jednak z niespodziankami w postaci intensywnych zestawień kolorystycznych, pozostawił Gerson płótna nie tak, rzec by można, pompatyczne, jak wyżej wspomniane, a także „Kiejstut i Witold więźniami Jagiełły” (za które zresztą uzyskał od Akademii Petersburskiej zaszczytny tytuł „Akademika”). W 1881 roku namalował celny psychologicznie, wyważony formalnie duży obraz „Zabójstwo Przemysława II w Rogoźnie”. Scena podstępnego mordu na pięknym półnagim mężczyźnie to doskonale namalowane dzieło dojrzałego malarza, panującego nad warsztatem i robiącego najlepszy wybór z pomysłu na sugestywną opowieść o meandrach historii. Zdecydowanie nie jest wolna od osobistego akcentu kompozycja „Zygmunt August wdowcem”, podobnie jak „Zjawa Barbary Radziwiłłówny” z postaciami naturalnej wielkości.

Wojciech Gerson był poważnym, uczciwym malarzem. Dziś wszyscy żałujemy, że nie rozwijał wielkiego talentu pejzażysty; pozostałby najpewniej w historii jako najwybitniejszy piewca polskich Tatr. A może zamiast żałować, powinniśmy się cieszyć, że mimo rozmaitych zewnętrznych obostrzeń artysta zachował twórczą wolność, robił co chciał, oprócz tego, co musiał, a co mu w zamian za pewne dyskomforty przynosiło niebagatelne zyski: malowidła ścienne w warszawskim pałacu przemysłowca Szlenkera i w siedzibie błagonadiożnego Towarzystwa Kredytowego Miejskiego. W zaciszu domowym przetłumaczył „Traktat o malarstwie” Leonarda da Vinci, czytał go fragmentami studentom, opatrując objaśnieniami. Był z adeptami prawie do końca. W ostatnich tygodniach życia, osłabiony chorobą serca, potrafił wdrapać się na wysokie czwarte piętro, żeby obejrzeć najnowszy obraz w pracowni ucznia.

Wojciech Gerson (1831-1901), „Zjawa Barbary Radziwiłłówny”, 1886 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu

Wojciech Gerson (1831-1901), „Zjawa Barbary Radziwiłłówny”, 1886 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu

Wojciech Gerson (1831-1901), „Śmierć Przemysława”, 1981 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Śmierć Przemysława”, 1981 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Odpoczynek w szałasie tatrzańskim”, 1862 rok, źródło: Zamek Królewski w Warszawie

Wojciech Gerson (1831-1901), „Odpoczynek w szałasie tatrzańskim”, 1862 rok, źródło: Zamek Królewski w Warszawie

Źródła:

  • Maria Gerson-Dąbrowska, Polscy artyści, ich życie i dzieła, Warszawa 1930
  • Armand Vetulani, Wojciech Gerson, Warszawa 1952
  • Pia Górska, Paleta i pióro, Kraków 1956

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>