Kurtyna Siemiradzkiego w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie to taka trochę nasza polska świętość.

A co my na to, że Henryk Siemiradzki (1843–1901) był synem generała carskiego? Tak, to ten sam artysta, który podarował Krakowowi kolosalny obraz „Pochodnie Nerona”. Wielopostaciowa kompozycja figuralna z elementami animalistycznym, namalowana świetliście, stała się fundamentem Muzeum Narodowego w Krakowie. Za darem sławnego artysty pójdą inni jego koledzy… Jak to się stało, że urodzony w pałacyku rodziców w Pieczeniegach w guberni charkowskiej, dorastający w posiadłości z ogrodem i rozległym parkiem pod Charkowem, po ukończeniu studiów matematyczno-przyrodniczych ze stopniem kandydata nauk (taki dzisiejszy doktorat), wbrew planom rodzinnym i prośbom zszedł z wygodnej drogi przynoszącej pewne dochody i ruszył bezdrożami sztuki?

Pytanie pozostanie bez odpowiedzi, rzecz wiąże się i z charakterem, i z intuicją, podobnie jak następna, po latach, decyzja Siemiradzkiego: poślubienie siostry ciotecznej. Nie odstraszyły go trudy zdobywania dyspensy konsystorskiej, nie obchodziło, co ludzie powiedzą. Zarówno ta życiowa decyzja, jak i wcześniejsze postanowienie, związane z próbą wytrzymałości jego samego i najbliższych, okażą się trafione w dziesiątkę.

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Autoportret nieukończony”, po 1876 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Autoportret nieukończony”, po 1876 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), Szkic olejny do „Pochodni Nerona”, ok. 1876 rok, źródło: kolekcja prywatna

Henryk Siemiradzki (1834-1902), Szkic olejny do „Pochodni Nerona”, ok. 1876 rok, źródło: kolekcja prywatna

Dzieciństwo, wczesna młodość – to ciągle Rosja. Z tym, że dom Siemiradzkich był otwarty na Polskę, polskość, gościnny dla tych, co mówią i piszą po polsku. Dobra muzyka, kultywowanie sztuki.

Po obfitujących w nagrody studiach malarskich w petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych adept otrzymał w roku 1871 roku sześcioletnie rządowe (rosyjskie) stypendium twórcze. Kontynuował studia malarskie w prywatnych pracowniach w Monachium. Trzydziestoletni, osiadł w Rzymie. Miał mieszkanie i osobno pracownię niedaleko Schodów Hiszpańskich. Każdy dzień rozpoczynał już przed siódmą śniadaniem i gazetą w Caffe Greco, ośrodku polskości, potem spacerem do pracowni, trasą, na której można było przebierać pośród zawodowych modelów dla malarzy i najmować modelki do aktów. Znany z systematyczności, dokładnie z wybiciem południa na dzwonnicach rzymskich kościołów odkładał pędzle i ruszał na obiad. Potem aż do pierwszego zmierzchu nadal malował w pracowni, wieczorami spotkania z kolegami przy winie.

Nie tracił kontaktu z Rosją… Tam już czekano na ten pierwszy obraz Siemiradzkiego malowany w Rzymie „Chrystus i jawnogrzesznica”. Scena pierwszego spotkania Chrystusa z Marią Magdaleną, płótno o wymiarach dwa i pół metra na pięć, pokazywane w Europie i w Rosji, okazało się tak znakomicie namalowane i sugestywne do tego stopnia, że zdawało się przekraczać ramy akademizmu (nurtu, w którym zostało stworzone). Zanim za duże pieniądze zakupił je car Aleksander III, wywołało setki pisanych i tysiące niepisanych recenzji. Ot, sensacja! Znany krytyk rosyjski Stasow, wielka figura, z którym, autorytetem, Siemiradzki, jeszcze jako student dyskutował odważnie o pryncypiach malarstwa, uznał, że obraz zalany słońcem i światłem niewiele ma do przekazania w sensie treści… był to swoisty kolejny głos w rozpoczętej kiedyś dyskusji. Stasowowi – który wtedy zwrócił uwagę na „wilcze oczy” interlokutora – nie w smak było odchodzenie od realizmu na rzecz idealizacji. Jeden z krytyków, oddawszy Siemiradzkiemu ukłon za wirtuozerię techniczną, poszedł dalej niż Stasow, suponując, że tytułowa jawnogrzesznica niewiele ma wspólnego z nawróconą – przypomina natomiast kokotę z operetki Offenbacha.

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Chrystus i Samarytanka”, 1890 rok, źródło: Lwowska Galeria Sztuki

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Chrystus i Samarytanka”, 1890 rok, źródło: Lwowska Galeria Sztuki

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Chrystus i jawnogrzesznica”, 1873 rok, źródło: Państwowe Muzeum Rosyjskie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Chrystus i jawnogrzesznica”, 1873 rok, źródło: Państwowe Muzeum Rosyjskie

Sensacyjności przydała tragedia – podczas oglądania słynnego już obrazu w Rzymie 6 czerwca 1872 roku zasłabł i upadł na posadzkę ceniony architekt Enrico Alvino. Lekarz skonstatował śmierć. Wydarzeniem pożywiła się prasa. Zamieszczono nawet drzeworyt sytuacyjny, w centrum z umierającym na podłożonych materacach, szeroki na trzy czwarte kolumny wielkiej płachty popularnego tygodnika „Illustrazione Italiana”. W tle drzeworytu fragment obrazu Siemiradzkiego z sadzawką i fontanną po lewej.

W Warszawie na wystawie „Chrystusa i jawnogrzesznicy” zwracał uwagę publiczności wytworny stary pan, który stojąc przed płótnem dzień w dzień po kilka godzin nie odrywał wzroku od przedstawionej sceny. Ten starzec to ojciec artysty, generał w stanie spoczynku Hipolit Siemiradzki. Dumny z dokonań syna, nieustannie wzruszony, coraz częściej bywał w kraju, skąd, podobnie jak matka artysty, pochodził. Ród Siemiradzkich najpewniej ze szlachty sandomierskiej. Takie dzieje.

Nad „Pochodniami Nerona” pracował w Rzymie przez trzy lata. Kolosalne płótno, noszące wszystkie cechy malarstwa Siemiradzkiego, doskonale narysowane i wymodelowane, idealnie piękne ciała, dekoracyjność marmurów, znakomita perspektywa powietrzna, harmonia refleksów, wszystko to znalazło się w tym obrazie. I dramat – czego do tej pory nie było w jego twórczości. Z boku, przedstawione w perspektywie, zaskakują widza płonące postacie. To skazani za swoją wiarę pierwsi chrześcijanie, przytroczeni do słupów, nawet nie płoną, lecz tlą się… Stanowiąc widowisko dla Nerona, sytego żarcia i sytego władzy. Płótno o rozmiarach blisko cztery na ponad siedem metrów, wymiennie nazywane „Świeczniki chrześcijaństwa”, z rzymskiej pracowni ruszyło w świat. Najpierw, od maja 1876, oglądali je Włosi w sali Akademii Świętego Łukasza w Rzymie. W dniu bezpłatnym weszło pięć tysięcy widzów!

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Pochodnie Nerona” (Świeczniki chrześcijaństwa), 1876 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Pochodnie Nerona” (Świeczniki chrześcijaństwa), 1876 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Od jesieni 1876 obraz odbył tryumfalne tournée: Monachium, Wiedeń, Berlin, Warszawa, Petersburg, Moskwa, Lwów, Poznań. Trzy lata, ogromna frekwencja (dziś pewnie powiedziałoby się: oglądalność), niezmierne dochody z biletów, zawsze z częścią przeznaczoną przez artystę na cele dobroczynne. Krytyki, rzecz jasna, różne; w Rosji umiarkowanie chwali pamiętliwy Stasow, w Warszawie dobry kolega z czasów monachijskich, przenikliwy krytyk, sam malarz, Stanisław Witkiewicz, napisze, że Siemiradzki, inteligentniejszy niż jego sztuka, jako twórca próżny, wrażliwy na powodzenie, drażliwy, pozostanie malarzem akademickim.

Stosując naturalistyczne środki malarza realisty i posługując się nimi znakomicie, Siemiradzki odczuwał idiosynkrazję do tematyki zaczerpniętej nie tylko z dnia powszedniego, ani z najnowszej historii. Polscy malarze „monachijczycy” to byli głównie ludzie z przeszłością powstańczą. On natomiast, który w pamiętnym 1863 kończył studia w Charkowie, a od 1864 przez siedem lat studiował malarstwo w Petersburgu, był z dala od życia trzymany. Uwaga – przeskoczmy: car Aleksander III ostatecznie zrezygnuje z zakupu płótna za bajońskie sumy, a stanie się to po ripoście Siemiradzkiego na słowa cara: – Jest pan chlubą malarstwa rosyjskiego.

Odpowie: – Jestem Polakiem.

Kształconym w Rosji, żyjącym wciąż z carskiego stypendium – dodajmy. No, ale jednak.

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Noc w Pompei” , źródło: kolekcja prywatna

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Noc w Pompei”, źródło: kolekcja prywatna

Niezbity to fakt, że Henryk Siemiradzki osiągnął szczyty maestrii malarskiej. Powierzchnia jego malowideł to szorstka faktura, budowana głównie z impastu. Jak to się dzieje, że artysta, tak malując, daje widzowi efekt lekkości, przestrzenności, niemożliwej do naśladowania świetlistości?

Jak się sytuowała jego twórczość na tle epoki? Nie był wizjonerem jak Matejko (zresztą podziwiał jego „Rejtana”), nie był siłaczem psychologicznym jak Jacek Malczewski, wstępujący dopiero z pierwszą wersją swej „Śmierci Ellenai”, nie brał się za bary ze światłem dnia i światłem nocnych latarni jak Aleksander Gierymski. On pracowicie malował swoje piękne obrazy w tamtej pracowni, a potem we własnym wytwornym pałacyku z olbrzymią pracownią w Rzymie, miejscu, które sobie wybrał do życia. Nie eksperymentował, nie miał takiej potrzeby. Wielokrotnie powracał do „wypróbowanych” tematów, powtarzał sprawdzone motywy, malował, jak to mówią rzemieślnicy, na obstalunek. Do dziś dochowało się pięć autorskich replik jego „Tańca między mieczami” (w pejzażu okolic Taorminy wspaniała naga kobieta tańczy narażona na niebezpieczeństwo zranienia się, śmierci); malował raz po raz to, na co czekali ci, którzy zadatkowali, i to sporo. Krytycy i dziennikarze, zwłaszcza koledzy z Polski, w związku z „Tańcem między mieczami” zarzucali Siemiradzkiemu epatowanie erotyką i podniecanie przemocą.

Nagradzany, odznaczony orderem Corona d’Italia i francuskim Krzyżem Legii Honorowej, członek rzymskiej Akademii Świętego Łukasza, Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu, członek rady cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, komandor włoskiego orderu Świętych Maurycego i Łazarza, oprowadzający po swej pracowni koronowane głowy, w Krakowie otrzymał przyznawaną przez Akademię Umiejętności prestiżową Nagrodę im. Probusa Barczewskiego za najlepszy obraz roku stworzony przez polskiego artystę. Wygrał konkurencję z Rodakowskim, Matejką, Wojciechem Kossakiem, Wodzinowskim. Artysta tego nie rozgłaszał, ale zrzekł się nagrody, motywując to tym, że trzeba ją dawać wybijającym się młodym i – podkreślił – potrzebującym poparcia.

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Taniec wśród mieczów”, 1979-1980, źródło: Galeria Tretiakowska w Moskwie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Taniec wśród mieczów”, 1979-1980, źródło: Galeria Tretiakowska w Moskwie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Projekt kurtyny teatru krakowskiego”, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe  Warszawie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Projekt kurtyny teatru krakowskiego”, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe Warszawie

Odizolowany od gwaru, polemik, zawiści i plotek przez ponad trzy lata malował „Fryne w Eleusis”, płótno wysokie na prawie cztery metry i szerokie na ponad siedem i pół. Kontent z efektów, fotografował się przed płótnem w ostatnim roku pracy. Dlatego wiemy, że pyszna Fryne była na jego płótnie zupełnie naga. Takie było zamierzenie artysty. Oddać bez obsłonek piękno ludzkiego ciała, pozostawić świadectwo i własnej, i boskiej maestrii. Ostatecznie jednak tytułowa Fryne została przez samego Siemiradzkiego przyodziana w jakieś zwiewności. Nie siła wyższa, lecz względy obyczajowe – oto co osłabiło wymowę obrazu. I tak, wystawiony w Petersburgu, wzbudziła sensację. Car nabył „Fryne” za pięćdziesiąt tysięcy rubli. Majątek! Kupował także inne obrazy Siemiradzkiego. Artysta, bez trosk materialnych, utrzymywał pałacyki, ten w ogrodach Rzymu, i niedawno kupiony na ziemiach Polskich, w Strzałkowie w gminie Radomsko. Z żoną i dziećmi coraz częściej tam, a nie pod Taorminą spędzi kilka ostatnich wakacji.

Wracam do pieniędzy. Sławną kurtynę w krakowskim teatrze Siemiradzki namalował gratis! Tylko koszta materiałów. Podobnie uczynił, malując kolejną teatralną kurtynę dla Lwowa. Sam nie zarabia, a odbiera jaki taki zarobek artystom lwowskim – oburzali się koledzy. Faktem jest, że wielkopańskimi gestami osłabiał prestiż artysty. Wcześniej namalował „Dirce chrześcijańską”, scenę męczeństwa odbywającą się w przytomności Nerona jako widza. W tej scenie tytułowa Dirce, naga, nieżywa, wcześniej wleczona przez byka, nie ma na ciele śladów uderzeń. Coś było na rzeczy, gdy trochę później, w 1900, komisarz lwowskiej policji z powodów obyczajowych kazał usunąć piękną reprodukcję Dirce z gromadzącej tłumy witryny sklepu Hawranka i Klimowicza.

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Rzymska sielanka” (Łowienie ryb), 1885-1889, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Rzymska sielanka” (Łowienie ryb), 1885-1889, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Sadzawka fauna”, 1881 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Sadzawka fauna”, 1881 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Czy Siemiradzki był gwiazdą? Niewątpliwie. Utalentowany człowiek sukcesu, przyjmujący u siebie możnych tego świata, dał się sfotografować z jatkach miejskich na Zatybrzu, gdy się przygląda wnikliwie ubitemu właśnie bykowi, który znajdzie się jako jedna z głównych figur jego obrazu „Dirce”Wśród Polaków nie ustępował w popularności Sienkiewiczowi i dwaj panowie udzielali się publiczności, po raz ostatni wspólnie podczas uroczystego otwarcia Teatru w Łodzi we wrześniu 1901 roku. Przepych przyjęcia u Poznańskich, u Scheiblerów; noszony na rękach, już się nie czuł najlepiej. Wrócił do Rzymu, chorował, sławy lekarskie były bezradne wobec dramatycznego postępu nieuleczalnej choroby. Usiłował jeszcze malować, już od pół roku nie mógł mówić, oszołomiony bólem języka i medykamentami, w lipcu 1902 przyjechał z rodziną do Strzałkowa, gdzie zmarł po trzech tygodniach długiego pożegnania z najbliższymi.

Jego credo (wciąż aktualne):

Nie potępiam w czambuł wszystkich nowych prądów w malarstwie. Wielu wśród modernistów jest malarzy szczerych i utalentowanych. Jeno mi wstrętna buta samouczków, paradujących pogardą dla tego, co sztuka wydała pięknego i prawdziwego. Takich, niestety, legion. Wstrętne mi tylko dążenia tych, którzy, nie posiadając talentu, usiłują wyróżnić się wśród tłumu byle czymś niebywałym, chociażby herostratowym dziełem.

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Dirce chrześcijańska”, 1897 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Siemiradzki (1834-1902), „Dirce chrześcijańska”, 1897 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Źródła:

  • Stanisław Lewandowski, Henryk Siemiradzki, Warszawa, 1904.
  • Michał Rawita-Witanowski, W siedzibie Siemiradzkiego, „Ziemia”, nr 52, 1910.
  • Józef Dużyk, Siemiradzki, Warszawa, 1986.

 

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>