„Od dzieciństwa ukochaniem Wyspiańskiego był stary Kraków. Przylgnął do niego sercem i wyobraźnią raz na zawsze. Pierwszym widokiem, na który padły jego oczy był Wawel: wyniosła, monumentalna zagadka, której przeniknienie staje się namiętną potrzebą dziecięcej duszy. Powraca tam, dzień za dniem i rok za rokiem, ogląda wszystko, rysuje wszystko, wszystko pamięcią ogarnia”. Słowa te zapisali w swojej opowieści o dziełach malarskich Wyspiańskiego znający go blisko Stanisław Przybyszewski i Tadeusz Żuk-Skarszewski. Jacek Malczewski powiadał, że Wyspiański często prowadził go na Wawel mówiąc „To jest Polska”. Te tylko dwie wypowiedzi wystarczą nam, abyśmy zrozumieli jak wiele miejsca w sercu krakowskiego artysty zajmowało wawelskie wzgórze, „dawna siedziba królów Polski, z katedrą, grobami królewskimi i zamkiem” .

W październiku1894 roku Wyspiański po prawie dwuipółletnim w sumie pobycie w Paryżu wraca do Krakowa i w swoim rodzinnym mieście pozostaje już na stałe. Będąc w stolicy światowej sztuki, zaraz na samym początku odkrywa, że malując farbami olejnymi dostaje choroby skóry. Choroba to bolesna. Pisał w jednym z listów z 1891 roku: „Z farbami olejnymi w ciągłej jestem niezgodzie, zdaje się że mi w ogóle farby olejne szkodzą; jeszcze jednak czas jakiś będę tę całą sprawę egzaminował, a jeśli to nie ustanie, będę musiał o zmianie pomyśleć”. To jego „egzaminowanie” olejów kończy się w roku 1894 i być może tym ostatnim obrazem malowanym tą techniką jest właśnie płótno „Planty o świcie”. Później wybierze pastel, który definitywnie będzie dominował w jego plastycznych pracach.

Stanisław Wyspiański (1869-1907) "Planty o świcie", 1894 rok, źródło: kolekcja prywatna (depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie)

Stanisław Wyspiański (1869-1907) „Planty o świcie”, 1894 rok, źródło: kolekcja prywatna (depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie)

Musimy pamiętać, że Wyspiański przebywał krótko także w Krakowie od grudnia 1893 roku do marca 1894 roku. Te daty są niezwykle istotne dla ustalenia, którą porę roku artysta umieścił na tym obrazie. Z powyższego kalendarium wnioskujemy, że może to być wyłącznie wczesna wiosna lub późna jesień. Patrząc na te drzewa być może przyrodnicy mogliby rozstrzygnąć, w jakim miesiącu tworzone było płótno, bo niestety znawcy malarstwa polskiego nie są tutaj zgodni. Urszula Kozakowska-Zaucha: „Pokazał Planty i Wawel, najważniejszy polski symbol, miejsce związane z pamięcią czasów wolności i świetności Polski, w przedwiosennym uśpieniu, które niesie nadzieję na wiosenne przebudzenie – nie tylko przyrody, ale również podzielonej między trzech zaborców Polski”. Marta Romanowska: „Pokaźnych rozmiarów obraz olejny, powstały późną jesienią 1894 r., tuż po powrocie artysty z Paryża, jest ostatecznym pożegnaniem z tą techniką, a zarazem powitaniem Wyspiańskiego z Wawelem”. Wiosna zatem, czy jesień? (pogr.-L.L.)

Wyspiański pejzażystą nie był. Przynajmniej tak sam o sobie mówił, nawet pod koniec życia. No jasne, przecież w Krakowie nazywano go malarzem dzieci i kwiatów. Niemniej przypomnijmy sobie jego rozmowę z Feliksem „Mangghą” Jasieńskim, który odwiedził artystę będącego w chorobie i zachęcając go do malowania, a nie użalania się nad sobą. Między panami nawiązuje się rozmowa. Jasieński pyta, co obecnie maluje, na co twórca odpowiada zgodnie z prawdą, że nic. Dalej dialog mógł wyglądać tak, jak to opisał w zbeletryzowanej biografii Wyspiańskiego Władysław Bodnicki:

– A gdyby pan malował krajobrazy?

– Nie jestem pejzażystą.

– Nie zgadzam się, te pańskie Wawele, Wisły, Planty są znakomite.

Jasieński siedział na wprost drzwi balkonowych, przez które na widnokręgu majaczył w promieniach zachodzącego słońca Kopiec Kościuszki. Był to widok jakby z obrazu impresjonistów. Toteż Jasieński, wskazując nań zawołał:

– A choćby i ten Kopiec!

– To dobre na raz, a potem?

– Dlaczego na raz? A fasada katedry w Rouen, malowana kilkadziesiąt razy przez Moneta?

Oczy Stanisława nagle znieruchomiały w osobliwym skupieniu.

– Może ma pan słuszność…Nieraz siedzę tam, gdzie pan teraz i dziwię się, jak ten widok odmienia się i odmienia…

I tak powstało kilkanaście pasteli, które znamy jako „Widoki z okna artysty na Kopiec Kościuszki”. Pejzaże to cudowne.

"Planty o świcie" w Muzeum Narodowym w Poznaniu na wystawie "Polska. Siła obrazu" w 2021 roku, źródło: archiwum autora

„Planty o świcie” w Muzeum Narodowym w Poznaniu na wystawie „Polska. Siła obrazu” w 2021 roku, źródło: archiwum autora

Pomimo mniejszego zainteresowania pejzażem, to właśnie – jak zauważa Ewa Micke-Broniarek – „w nim ujawniła się wizjonerska siła jego wyobraźni”. Wspomnijmy w tym miejscu tylko pastel nokturnowy „Chochoły”, ten swoisty „sen natury”, na który patrząc z pewnej odległości mamy wrażenie, że widzimy ludzkie figury, które, tak jak to sam Wyspiański powiedział, tańczą, bądź do tego tańca są już gotowe. Bez dwóch zdań, Wyspiański wizjonerem był i to nie tylko w utworach dramatycznych, ale także i malarstwie. W „Plantach o świcie” szczególnie. Oglądałem to malarskie dzieło po raz wtóry całkiem niedawno na wystawie „Polska. Siła obrazu” w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Przy płótnie tym wisiała tabliczka z opisem, na której czytamy m.in.: „Obraz przedstawia zamgloną sylwetkę zamku Wawelu, oglądanego z alei Plant otaczających krakowskie Stare Miasto. W pejzażu przepełnionym aurą uśpienia i melancholii jest zarazem obecny akcent niepokoju, za sprawą ekspresyjnie powyginanych, nagich gałęzi drzew. Na wawelskim wzgórzu, pamiętającym czasy świetności Rzeczypospolitej, stacjonowały wówczas wojska austriackie. Wiosenne wyczekiwanie na przebudzenie się przyrody zyskuje tu sens patriotyczny”.

Wyspiański był niezwykle rad z tego dużych rozmiarów obrazu. W jednym z listów pisał do Lucjana Rydla: „Wczoraj byłem na wystawie informując się o mój Wawel o poranku, który był w Poznaniu, który w kancelarii Tow. Przyj. Szt. Pięknych nazywa Wawelem o zmroku (dlatego, że latarnia). I (…) nie lubię studiów robić i staram się malować to co myślę i dlatego jestem z mojego Poranku pod Wawelem kontent”.

Stanisław Wyspiański (1869-1907) "Planty o świcie", 1894 rok, fragment, źródło: kolekcja prywatna (depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie)

Stanisław Wyspiański (1869-1907) „Planty o świcie”, 1894 rok, fragment, źródło: kolekcja prywatna (depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie)

Obraz jest własnością prywatną, ale od 1990 roku pozostaje w depozycie Muzeum Narodowego w Krakowie. Zakupił go od artysty dr Julian Nowak. Kim był ów człowiek wyjaśnia nam Monika Śliwińska. „Jako kolekcjoner dzieł sztuki Julian Nowak systematycznie uzupełnia swoje zbiory obrazami Wyspiańskiego, jako lekarz jest gwarantem możliwie najlepszej opieki medycznej, jako opiekun i mecenas zabiega o nowe zlecenia i nabywców”. Nie tylko zatem opiekował się schorowanym ciałem artysty, ale również dbał o jego byt materialny, pozyskując wśród swoich zamożnych znajomych nowych kupców dzieł Wyspiańskiego. Troszczył się o jego zdrowie do końca życia wraz z innymi medycznymi sławami ówczesnego Krakowa. Niestety, śmierć zabrała zbyt szybko polskiej kulturze naszego „czwartego wieszcza”.                   

Ciekawostka: Przed denominacją naszych pieniędzy ten obraz artysty był umieszczony na rewersie banknotu 10 000 zł.

Rewers banknotu 10 000 zł przed denominacją z wizerunkiem obrazu Wyspiańskiego.

Rewers banknotu 10 000 zł przed denominacją z wizerunkiem obrazu Wyspiańskiego.

Źródła:

  • W. Bodnicki: Z rodu tytanów. Łódź 1986.
  • E. Micke-Broniarek: Mistrzowie pejzażu XIX wieku. Wrocław 2005.
  • Polska. Siła obrazu. Warszawa 2020.
  • S. Przybyszewski, T. Żuk-Skarszewski: Stanisław Wyspiański. Dzieła malarskie. Bydgoszcz 1925.
  • M. Romanowska: Stanisław Wyspiański, Olszanica 2009.
  • M. Romanowska: Stanisław Wyspiański. Ożarów Mazowiecki 2015.
  • M. Śliwińska: Wyspiański. Dopóki starczy życia. Warszawa 2017.
  • Wyspiański. Katalog z wystawy dzieł ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Kraków 2017.

Autor: Leszek Lubicki

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje na własnym blogu, w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński

zobacz inne teksty tego autora >>