Z przeprowadzonych swego czasu badań wynika, że człowiek oglądający w galeriach czy muzeach dzieła sztuki, średnio spędza przy jednym eksponacie około 8 sekund. Na przełomie roku 2014/2015 w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie miała miejsce wielka wystawa dzieł Olgi Boznańskiej. Później przeniesiono ją do Muzeum Narodowego w Warszawie. Przedstawiono publiczności około 170 prac artystki. Miałem przyjemność być dwukrotnie w naszym królewskim mieście na tej ekspozycji i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że przed jednym z dzieł panny Olgi gromadziło się wiele ludzi, którzy patrzyli na ten obraz na pewno o wiele dłużej, niż te sakramentalne 8 sekund.

Zazwyczaj każdy z wielkich artystów stworzył jakieś dzieło, które w jednoznaczny sposób określa jego twórczą postawę, a już na pewno takie, które w osobistym dorobku powszechnie uznawane jest za dzieło najsłynniejsze. Z takim przypadkiem mamy do czynienia gdy myślimy o  Monecie i jego „Impresji”, czy też o van Goghu i „Słonecznikach”. Ale zostawmy malarzy „obcych” i zajrzyjmy szybko na grunt polski. U Simmlera będzie to „Śmierć Barbary Radziwiłłówny”, Chełmońskiego „Babie lato”, u Matejki „Grunwald”, a Podkowiński zawsze będzie się nam kojarzył z „Szałem uniesień”.  W przypadku życiorysu artystycznego Olgi Boznańskiej obrazem takim wydaje się być Dziewczynka z chryzantemami. I właśnie to malarskie dzieło na wspomnianej wystawie wywołało tak duże zainteresowanie publiczności, że dłuższy czas stała przy nim gromadka widzów, a pośród nich i piszący te słowa. I nie możemy się dziwić, bo mówiąc wprost –  jest to arcydzieło.

Z wystawy Olgi Boznańskiej w Krakowie, źródło: archiwum autora

Z wystawy Olgi Boznańskiej w Krakowie, źródło: archiwum autora

Niewielkich wymiarów jest to w sumie obraz. Malowany olejem na zwykłej tekturze, widać ma jednak w sobie wielką moc przyciągania widza. Na pewno nie czyni tego za sprawą bogatej kolorystyki, bowiem utrzymany jest cały w srebrzystoszarej tonacji, z wyjątkiem oczywiście rudozłotych włosów modelki. Splecione dłonie dzierżą perłowo-białe chryzantemy. Stojąca samotnie, nadzwyczaj skromnie ubrana dziewczynka ma smutną i jednocześnie zamyśloną bladą twarz. Patrzą na mnie z obrazu błyszczące oczy. I to bodaj one przede wszystkim mają niezwykłą moc oddziaływania. Zwrócił na to już uwagę młodopolski poeta Kazimierz Przerwa-Tetmajer, który dwa lata po namalowaniu tej kompozycji napisze w „Tygodniku Ilustrowanym”, że jej portrety są „blade, mgliste (…), natomiast oczy mają niezmiernie świetne i niezmiernie wyraźne”. W tym samym 1896 roku, szwajcarski krytyk patrząc na obraz zauważy dziewczynkę „o dziwnych i niepokojących oczach jak krople atramentu, co zdają się wylewać na przezroczystą twarz”. Patrzmy więc w jej oczy. Poza tym jest ten portret stworzony podczas pobytu artystki w Monachium, całkowicie inny niż w końcu XIX wieku przywykło się malować dzieci – w salonach, czy innych pięknych kolorowych otoczeniach. Boznańska tym malowidłem zerwała z ową konwencją.

Olga Boznańska (1865-1940) "Dziewczynka z chryzantemami", 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Olga Boznańska (1865-1940) „Dziewczynka z chryzantemami”, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Olga Boznańska (1865-1940) "Dziewczynka z chryzantemami", fragment, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Olga Boznańska (1865-1940) „Dziewczynka z chryzantemami”, fragment, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Zanim jednak obraz ten powstał, malarka musiała przejść trudną drogę, ponieważ była… kobietą. Wówczas niewiasty nie mogły studiować na wyższych państwowych uczelniach, w tym artystycznych. I uważam, że na całe szczęście dla naszej artystki. Akademicka tradycja zabijała indywidualność. A ona chciała po swojemu tworzyć. Zauważył to na polskim gruncie bodaj jako pierwszy Henryk Piątkowski, malarz „Monachijczyk”, ale także krytyk, który po obejrzeniu jej pierwszych obrazów wystawionych w Warszawie napisze: „Z każdego utworu artystki przemawia życie i natura, widziana przez zdrową i nie szkolnie (pogr. L.L.) rozwiniętą indywidualność. Boznańska widzi i odczuwa jasno świat otaczający i idzie najkrótszą bo prostą drogą, do zaklinania swych wrażeń w zmysłową formę”. Staje się tak dlatego, że w wieku lat 20 opuściła Kraków, gdzie już od dziecka uczyła się malować, gdyż matka, rodzona Francuzka, szybko odkryła jej talent. Udała się do Monachium by kontynuować naukę malarstwa dzięki zrozumieniu potrzeb córki, ale także i pieniądzom ojca, choć inżyniera, umysł ścisły, to jednak akceptującego w pełni zainteresowania córki. W sumie to trochę dziwne, bo rzadko który rodzic wówczas chciał, aby jego dziecko było malarzem. Tam kształciła się pod okiem prywatnych nauczycieli, często niewiele starszych od niej, ale już dobrze rozumiejących nowoczesną sztukę i wyzwolonych ze sztywnych ram akademizmu. Znaczyło to też, że nie musiała zaczynać od malowania przez dłuższy czas osławionych wówczas „gipsów”.

Olga Boznańska w monachijskiej pracowni, około 1896 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Olga Boznańska w monachijskiej pracowni, około 1896 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Panna Olga uwielbiała malować portrety. Ten rodzaj malarstwa będzie jej towarzyszyć do końca życia, choć oczywiście w dorobku artystki znajdą się i pejzaże i martwe natury. Jednak – jak pisała Jadwiga Stępniowa – „w jej pracach nie pozostanie nic z akademickiego sposobu malowania. Obrazy jej będą coraz bardziej mgliste, pozbawione wszelkich twardych linii, ostrych konturów. Kształt każdego przedmiotu będzie się rozpływał w kolorowej mgle”. Owa smutna „Dziewczynka” także we mgle nam się rozpływa. Ten smutek postaci widzimy także na innych portretach malarki uważanej za najwybitniejszą jaką wydała polska ziemia. Ona sama zresztą to potwierdza. W jednym z listów pisanych z Paryża, gdzie  niespokojny duch artystki ją zaprowadził już na zawsze napisze: Mam 6 portretów dobrze umieszczonych dosyć (w Salonie – przy. L.L.). Cała krytyka pisze, że smutne, co ja zrobię, że smutne. Nic mogą być inną, niż jestem, jak podkład smutny, to wszystko, co na nim wyrośnie, smutnym musi być.

"Dziewczyna z chryzantemami" na wystawie "Kraków 1900" w Kamienicy Szołayskich w Krakowie, źródło: archiwum autora

„Dziewczyna z chryzantemami” na wystawie „Kraków 1900” w Kamienicy Szołayskich w Krakowie, źródło: archiwum autora

Źródła:

  • H. Piątkowski: „Polskie malarstwo współczesne”. Petersburg 1895.
  • J. Stępniowa: „Krajobraz z tęczą. Sylwetki artystów od Wita Stwosza do Dunikowskiego”. Warszawa 1976.
  • „Teksty o malarzach 1890-1918”. Wrocław 1976.

Autor: Leszek Lubicki

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje m.in. w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński

zobacz inne teksty tego autora >>