Jacek Malczewski (1854-1929) „Portret Michała Gorstkina-Wywiórskiego”, lata 1892-1893, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Nie jest to jedyny sens funkcjonowania Salonów Sztuki – ale jest. Dziś, w drugiej dekadzie XXI wieku, w reprezentacyjnym miejscu Rynku Głównego w Krakowie, w Salonie Connaisseur zawrócił mi w głowie obraz Michała Gorstkina-Wywiórskiego. Znakomicie namalowana, a przedtem świetnie rozrysowana scena rodzajowa, może i z resztkami sosów monachijskich, ale z wprowadzonymi bezbłędnie akcentami kolorystycznymi cynobru, bieli i wyszukanego błękitu, wydobywa na światło dzienne nieco zapomnianego twórcę.
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861 – 1926), rodem z Warszawy, był nieślubnym synem carskiego oficera. Trudno dociec, ale ojciec pewnie miał wpływ na staranne wykształcenie chłopca, ponieważ nie było to takie proste studiować najpierw chemię na Politechnice Ryskiej, potem się przenieść hen, do Zurychu, żeby tam kontynuować studia z zakresu nauk ścisłych. Młodzieńcze dzieje Wywiórskiego to temat na literacki i filmowy obrazek obyczajowy tamtych czasów.
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Targ”, źródło: Salon Dzieł Sztuki Connaisseur
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Na przełęczy”, 1886 rok, źródło: Salon Dzieł Sztuki Connaisseur
Talentu nie da się ukryć. Młody Michał wyrastał ponad przeciętność, w szkicach rysunkowych oddawał cechy charakterystyczne ludzi i otoczenia; to trzeba było rozwijać. Z Zurychu do Monachium tylko trochę dalej niż z Krakowa do Warszawy. Monachium to w tamtym czasie centrum doskonalenia sztuk plastycznych i wciąż jeszcze szkoła gustu. W Akademii Monachijskiej, gdzie zagrzał miejsce, malował pod okiem Karla Ruppa i Nikolausa Gyssisa. Rychło dał o sobie znać w potężnym polskim środowisku polskich artystów w Monachium – mało powiedzieć, że cenionych. Rozchwytywanych!
Znakomity batalista i animalista Józef Brandt („z Warszawy”, jak się podpisywał na swoich obrazach) – generał sztabu polskich malarzy nad Izarą, jak go nazywano w polskiej kolonii, posiadacz jednej z najwspanialszych pracowni w Monachium, rezydencji wypełnionej dywanami, kilimami, strojami z epoki świetności Rzeczypospolitej, pancerzami, kołpakami, broną białą i palną, zajął się artystycznym wychowaniem Gorstkina-Wywiórskiego.
Nie jego jedynego zresztą. I nie on jeden.
Uczniów i naśladowców miał również Alfred Wierusz-Kowalski, animalista, posiadający niejako patent na motyw wilków w lesie na tle śniegu. Zdolniejsi spośród uczniów powtarzali w pracowni mistrza jeden z jego malarskich tematów, mistrz płacił honorarium, robił z obrazem to, co najważniejsze, to znaczy nadawał mu ostateczny, arcymistrzowski szlif kilkoma uderzeniami pędzla po półgodzinnym wpatrywaniu się w niedoskonałe płótno, a następnie na już doskonałym składał podpis. Czy nie podobnie będą czynić po półwieczu ojciec i syn Kossakowie w swej krakowskiej „fabryczce obrazów”?
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Na drodze”, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Odpoczynek w drodze”, 1887 rok, źródło: Agra-Art
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Wybrzeże bretońskie”, 1886 rok, źródło: Desa Unicum
Nasi artyści malowali w Monachium, a sprawdzali się między innymi w Krakowie. Nie zawsze konfrontacja z publiką wypadała korzystnie. Zdecydowanie nie doceniono pod Wawelem Olgi Boznańskiej, Adama Chmielowskiego, Aleksandra Gierymskiego, gdy artyści nie osiągnęli jeszcze światowego rozgłosu. Inaczej było z Wywiórskim: w 1884, dwudziestotrzyletni, posłał do Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie obraz Nad morzem i uzyskał zań bezwzględny aplauz. Odtąd rozpoczęło się życie na rusztowaniach panoram – z antraktami w formie podróży artystycznych do Włoch, Hiszpanii, Egiptu, Norwegii, Szwecji, na Krym i do Holandii. Wędrował ze szkicownikiem po litewskich kniejach, malował w plenerach Polesia, rysował w Karpatach, na plażach wybrzeży Bałtyku i Morza Północnego. Zdarzały się także inne antrakty, o które Wojciech Kossak będzie miał do kolegi i współpracownika pretensje, ale o tym później.
Żeby tworzyć panoramy, trzeba było mieć oprócz talentu końskie zdrowie. A te cechy młodziutki Wywiórski miał, gdy go Wojciech Kossak i Julian Fałat zaprosili do współpracy w tworzeniu panoramy Przejście przez Berezynę.
Michał Wywiórski na rusztowaniu na tle panoramy „Przejście przez Berezynę”, źródło: Tygodnik Illustrowany, 1896
Podczas malowania panoramy „Przejście przez Berezynę”, od lewej: Julian Fałat, Jan Stanisławski, Michał Gorstkin-Wywiórski, Antoni Piotrowski, źródło: Tygodnik Illustrowany, 1896
Sprawdził się jako niezawodny projektant i wykonawca nie tyle tła, ile całej konstrukcji pejzażowej, dzięki której panorama mogła zaistnieć. Specjalne rotundy, w których malarze (bez pomocników nie artystów) tworzyli panoramy, miały po kilka pięter i rusztowania wewnątrz. Na tych rusztowaniach uwijali się znakomici twórcy.
Malarka Pia Górska oglądała w Berlinie, w budowli wzniesionej specjalnie dla malowania panoramy przy willowej Herwarstrasse, postępy prac nad Przejściem przez Berezynę. Zanotowała: „Wszyscy przejęci, zapaprani, weseli i pełni pomysłów [chodziło o Gorstkina-Wywiórskiego, Kossaka, kuzyna Kossaka nazwiskiem Kazimierz Pułaski, Jana Stanisławskiego i Antoniego Piotrowskiego; Fałat dojeżdżał]. Widok był przedziwny. Wszędzie drabiny, paki, rusztowania, tu walające się pędzle szerokości dłoni, tam miski napełnione cieczą różnorodnych farb, a przy nich kartki z napisami: «śnieg w cieniu, «niebo», «most», «horyzont», «lasek»”. Konkludowała: „malowanie na metry (…) praca zaplanowana, fabrykowanie przestrzeni i optycznych złudzeń (…). Bawił mnie widok pierwszego planu, na którym nie mogłam w żaden sposób poznać, który wóz jest malowany na płótnie, a który prawdziwy”.
To jedna z panoram. Powstawała od 1894 (Wywiórski świeżo z medalem za wystawiony w Glass Palace Las litewski) do 1896. Panoramę Bem w Siedmiogrodzie oprawił w pejzaż w 1898, pracując na zaproszenie Jana Styki.
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Las zimą”, źródło: Agra-Art
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Zimowy las”, źródło: Agra-Art
Wracam do niepokojów i pretensji Wojciech Kossaka, który w roku 1901, jak zwykle w zespole, pracował nad Bitwą pod Piramidami (miała być Somosierra, wykończenie i wystawienie tej panoramy nie dojdzie do skutku z powodów politycznej cenzury). Znakomity więc i ceniony Gorstkin-Wywiórski, ten sam, który wspólnie z Kossakiem porobił w Hiszpanii wnikliwe studia do Somosierry, potem w Afryce (skąd panowie niedawno wrócili) do tych zastępczych Piramid, teraz, jako fachman, jest – pisze Wojciech Kossak – „tak kontent z pomocników, że rozpija się na nic z rozmaitymi przyjaciółmi sztuk pięknych i opuchły, obrzydliwy, po południu zaledwie się zjawia”.
Kossak dalej donosił żonie w liście, że Wywiórski, przepiwszy część gaży przeznaczonej na życie na czas malowania panoramy, zaproponował mu odstąpienie od udziału w sprzedaży wspólnie malowanego Swinksa (propozycja została skrzętnie przyjęta i odtąd motyw Sfinksa będzie powtarzany w licznych replikach jako dzieło Wojciecha Kossaka i nikogo więcej). Twórca pejzażu tracił i tracił. Z powodu lekkomyślności i złych skłonności. Wywiórski, odrodzony, stawał się znów wyjątkowo pożyteczny: pracował wydajnie przez tydzień – aż do następnego pijaństwa. I wreszcie Wojciech Kossak nie wytrzymuje: „Wiewiór [Wywiórski] jest stanowczo głupi, że się droży, może bym mu dał i 2000, chociaż to straszna cena, ale 3000 to już głupie po prostu, a zawsze wyjeżdża z tym: – Ii, ti bierzesz dwadzieścia kilka tysięcy. – Delikatność nie pozwala mi powiedzieć, że «co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie»”.
A jednak… Było, nie było, Michał Gorstkin-Wywiórski wykonał cały przepiękny pejzaż. Połowę panoramy.
Szkic do panoramy „Somosierra” Wojciecha Kossaka i Michała Gorstkina-Wywiórskiego, źródło: Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej
Jego duże, wykończone obrazy, przeznaczone do bogatych salonów mieszczańskich, wspaniale się czujące w muzeach, świadczą o doskonałym warsztacie, o opanowaniu formy, o oszczędnym, ale celnym wykorzystywaniu sztuczek technicznych… a tymczasem małe obrazki, pejzaże niewiele większe od dłoni pracującego fizycznie mężczyzny, świadczą o perfekcji w obserwacji natury, o wyjątkowej wrażliwości, o panowaniu nad pędzlem. Do tego stopnia, że trzeba się w tym miejscu zdobyć na śmiałość i powiedzieć, że taki na przykład pejzaż z chatami w śniegu, który na pierwszy rzut oka przypomina deszczułkę Jana Stanisławskiego, okaże się, po następnych minutach analizy, dziełem większej wartości niż autentyk głośnego Stanisławskiego (na marginesie: panowie niekiedy współpracowali przy panoramach).
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Brzeg lasu”, po 1900 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Ruiny zamku w Czorsztynie”, 1911 rok, źródło: Lwowska Galeria Sztuki
Gdzie indziej śnieg! Kto jeszcze z naszych tak potrafił? Fałat? Stanisław Czajkowski? Filipkiewicz? Misky? O, było kilku majstrów, speców od białego szaleństwa, ale takiej syntezy z jednej strony, takiej z drugiej strony wręcz hiperrealistycznej postawy wobec szczegółów natury każdy z nich mógł Wywiórskiemu pozazdrościć. Artysta, który od 1896 mieszkał w Berlinie, ale ruchliwy i wciąż twórczy wyjeżdżał to największą niemiecką wyspę Sylt, to do Amsterdamu, ciągnęło go na Krym i na Kaukaz, toteż i tam bywał i malował, nie ustawał w pracy. Obrazy i rozbudowane szkice olejne, wrażeniowe pastele, wreszcie panoramy, wszystko to nosiło znak najwyższego mistrzostwa. U schyłku życia, w Berlinie, gdzie umrze, rozjaśnił paletę barwna, szarości zastąpił jasnymi fioletami, pogodzony ze światem, przeto spokojniejszy, będzie malował jasne, rozświetlone wiosennym słońcem, sceny parkowe. Ale przedtem pozostawi przepyszne płótna marynistyczne.
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Łódź rybacka”, 1916 rok, źródło: Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Zorza”, źródło: Salon Dzieł Sztuki Connaisseur
„Patrz pan, jaka woda mokra!” – powiedzą w zachwycie przed płótnem na wystawie, niebawem obraz ten i kilka następnych powędrują do domów wielbicieli piękna. Mecenasami artysty byli książę Zdzisław Czartoryski i hrabia Edward Raczyński. Dzieła trafiały ważnych zbiorów, między innymi do słynnej kolekcji Ignacego Korwin-Milewskiego na jego własnej Wyspie Świętej Katarzyny na Adriatyku.
Na koniec problem jelenia na rykowisku. Duży obraz, na dwa metry szeroki, to Krajobraz poranny z jeleniem. Tak, temat. Dziś symbol kiczu. Świetnie namalowany przez Wywiórskiego jeleń z powietrznymi, świetlistymi partiami pejzażu, mógł być najwyżej inspiracją kiepskich malarzy. Ze względu na tematykę tysiące ich źle namalowanych obrazów znalazło się na ścianach w drobnomieszczańskich domach. Nie nasz artysta jednak zaczął; run na jelenie zapoczątkował starszy odeń o dwa pokolenia monachijski malarz Friedrich Johann Voltz – arcymistrz animalista. Jeszcze jeden dowód na to, że malarstwie nie jest tak ważne, co, lecz jak.
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Krajobraz z jeleniem”, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Pejzaż z moczarami”, 1904 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Michał Gorstkin-Wywiórski (1861-1926) „Pejzaż z okolic Jutrosina”, 1906 rok, źródło: Muzeum Okręgowe w Lesznie
Źródła:
-
Dom Aukcyjny Dorotheum [dostęp 15 listopada 2020]
-
Wojciech Kossak, Wspomnienia, Warszawa 1971
-
Wojciech Kossak, Listy do żony i przyjaciół, Kraków 1985
-
Pia Górska, Paleta i pióro, Kraków 196ó
Autor: Marek Sołtysik
Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.
zobacz inne teksty tego autora >>
Świetny artykuł. Bardzo proszę o napisanie tekstu o Kazimierzu Puławskim – kuzynie Wojciecha Kossaka. Mało o nim dzisiaj wiemy. Tygodnik Ilustrowany zamieszczał jego reprodukcje.Bardzo dobrze malował sceny batalistyczne i konie. Miał uznanie u Wojciecha i Jerzego Kossaków.