Wielka szkoda, że Sejm i Senat RP ustanawiając kilku patronów roku 2024, owszem wybitnych Polaków, „zapomniał” o najbardziej polskim ze wszystkich polskich malarzy. W 2024 roku będziemy obchodzić bowiem 175 rocznicę urodzin i 110 rocznicę śmierci Józefa Chełmońskiego. 10 lat wcześniej, w 100. rocznicę śmierci także „zapomnieli”.

To jeden z najwybitniejszych, a zarazem najbardziej znanych i rozpoznawalnych ze swoich obrazów naszych malarzy, które to dzieła możemy poznać nawet ze szkolnych podręczników. Szkic ten poświęcimy tylko dwóm płótnom artysty. To wręcz arcydzieła wielkiego mistrza pędzla jakim był Józef Chełmoński. Tak tutaj twierdzimy odważnie, powołując się przy tym na Eugène Delacroix, wybitnego francuskiego artystę, który twierdził, że nie ma wielkiego artysty bez arcydzieła: ale ci wszyscy, którzy stworzyli za życia jedno arcydzieło, nie są jeszcze z tego powodu wielcy (Poprzęcka, 2000) . I tak wydaje się być z prezentowanymi obrazami. Są to po prostu arcydzieła, czyli jak twierdzi wspomniany wyżej francuski malarz, dzieła najwyższej wartości. Dla nas, Polaków, także szczególne, bo ukazują rodzimą, mazowiecką wieś, taką, jakiej już nie ma.

Józef Chełmoński (1849-1914) "Babie lato", 1875 rok, olej na płótnie, 120 × 156 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Babie lato”, 1875 rok, olej na płótnie, 120 × 156 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Warszawa, Monachium, Paryż, Kuklówka

W tym akurat czasie kiedy obrazy te powstają, dzieją się rewolucyjne kierunki w malarstwie europejskim. Wykształciły się różne izmy (impresjonizm, postimpresjonizm), to jednak nasz artysta tworzy dalej po swojemu. Malarz realista, a jego twórczość będzie „niezmiernie swojska” aż do śmierci. Jest wierny własnemu instynktowi malarskiemu, choć na początku jako uczeń warszawskiej „Szkoły Gersona”, czy też pobytu w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych jest kształcony bardziej w duchu akademizmu, choć realizm u naszego artysty już śmiało „podnosił głowę”. Dlatego bawarscy filistrzy twierdzili, że w jego obrazach jest za „wiele prawdy”, czy też za „dużo życia”. W czasie 12 letniego pobytu w Paryżu musi zetknąć się także z impresjonizmem. Ale pozostał jednak na ten kierunek głuchy. Wolał malować te „czwórki” czy „trójki”, które chętnie kupowali Amerykanie rozkochani w koniach. Widzimy, że artysta  bardzo długo pozostawał w mieście nad Sekwaną, tej światowej stolicy sztuki. Wygnała go z Warszawy bieda i całkowite niezrozumienie tutejszego społeczeństwa do wszystkiego, co łączyło się ze sztuką. Posłuchajmy: Podobno jakieś miasto greckie obległ kiedyś nieprzyjaciel i zgadzał się odstąpić pod warunkiem, żeby mu oddano dzieła sztuki. Grecy odmówili i bili się do upadłego ze świadomością, że bronią największego, najistotniejszego swego bogactwa. Gdyby ówczesną Warszawę spotkał los podobny, nie tylko oddałaby dzieła, ale przerzuciłaby w dodatku ich twórców, jako inwentarz całkiem w ich życiu zbyteczny (Witkiewicz, 1903).Podamy jeden przykład, aby ukazać, że owe słowa malarza, ale także krytyka sztuki, nie były bezpodstawne. W roku 1875 w Warszawie dwudziestopięcioletni artysta maluje obraz wybitny, powszechnie znany, „Babie lato”. Po jego publicznej prezentacji uznany został za „nieprzyzwoity” i słyszymy tylko słowa oburzenia. Co robi na obrazie ta prostacka chłopka o grubych rysach? Żeby jeszcze ładna, miła, ubrana w barwny, ludowy strój, ale tak? W prostym odzieniu, bosa i do tego – o zgrozo – z brudnymi nogami (Jankowiak-Konik, 2011). Kto taki obraz kupi? Chyba po to, żeby obrzydzić gościom swój salon. Sztuki piękne mają ukazywać piękno. Malowidło to wówczas dla publiczności i krytyki niechętnej realizmowi okazało się zbyt dosłowne. Dzisiaj możemy się tylko zdziwić, że w ten sposób można było odebrać ten, nie bójmy się tego słowa, subtelny obraz. Co zatem mogło malarza trzymać wówczas w kraju?  Jednak po zarobieniu całkiem przyzwoitych pieniędzy we Francji, Chełmoński powraca już na stałe do Polski w roku 1889 i kupuje mały dworek w Kuklówce opodal Grodziska Mazowieckiego i tam pozostanie już do końca życia.

Józef Chełmoński (1849-1914) "Orka", 1896 rok, olej na płótnie 144 x 217 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu

Józef Chełmoński (1849-1914) „Orka”, 1896 rok, olej na płótnie 144 x 217 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu

„Orka”

Na szczęście mieliśmy bezpośredniego świadka powstawania tego dzieła. Młodziutka córka niedalekich sąsiadów artysty, zafascynowana osobą malarza, Pia Górska, lata później opisze ten proces. To bardzo szczegółowy opis, dlatego przedstawimy tylko jego fragmenty. Jeden z największych obrazów malowanych przez Chełmońskiego na początku naszej przyjaźni, był obstalunek ś.p. Adama Krasińskiego. Ordynat nie narzucił mistrzowi określonego tematu, prosił tylko, by dzieło wyobrażało >Pracę<. (…) Chełmoński zrobił w Kuklówce szkic do obstalowanej pracy. (…) Mistrz miał się już zbierać do przeniesienia szkicu na płótno, gdy powstała nagle nieprzewidziana trudność. Żaden z sąsiednich gospodarzy nie chciał pozować na oracza, ani też wypożyczyć mu wołów. (…) Artysta opowiedział nam swe malarsko-gospodarskie kłopoty, a wtenczas mój ojciec wpadł na szczęśliwy pomysł i zaproponował, albo posłać rataja z wołami do Kuklówki, albo też odstawić parę wołów w Woli, do wyłącznego użytku malarza (Górska, 1932). Dalej rzecz miała się następująco: malarz pojechał do majątku Górskich na wiele dni, wybrał woły i modela, którego ubrał w długą koszulę, przepasał pasem, zabrał sztalugi i płótno i poszedł w pole. Miał w tym plenerze kłopoty ze światłem, narzekał – prawdziwa mordęga z tym malowaniem, ale ojciec panny Pii wymyślił wybudowanie rusztowania pokrytego materiałem, tak aby zacieniować obraz.

Jak zaraz zauważymy, nie wszyscy zachwycili się malowidłem, jak wielu z nas obecnie, w tym piszący te słowa. Jedna z biografek artysty zauważa, że artysta na tym płótnie zaczyna jakby absolutyzować postać chłopa. Wyraźną tendencję do syntezy artystycznej zagubia w jakiejś teatralnej literackości, jego patos staje się sztuczny, wymyślony (…). Wymowę tego obrazu osłabiają również niedociągnięcia formalne, szczególnie zaś ostry, nie pozbawiony zgrzytów koloryt (Czarnocka, 1957). Jednak malując na polu, w naturze, Chełmońskiego interesowało co innego. On chciał złowić wieczność, szukał prawdy obiektywnej, samej esencji, syntezy. Jakby sprawdzał, potwierdzał swoje własne, czysto osobiste wyobrażenia o naturze, swoją malarską wiedzę o kształtach i barwach przedmiotów – jakby zestawiał z wrażeniami, z chwilą (Masłowski, 1973). I dlatego obraz ten mnie oczarował, przede wszystkim tą „prawdą obiektywną”, ową „wiecznością”. Mówienie o „zgrzytach kolorytu” pozostawmy niektórym krytykom. Mamy jednak przeciwko tym słowom biografki bardziej nas przekonujące. Stanisław Wyspiański w jednym z pisanych listów do Lucjana Rydla tak oto wypowiedział się o „Orce”:… wieśniak o świtaniu orzący pługiem, woły dwa ciągną żelazo i czarne skiby odwalają, wrony przeskakują i wybierają dziobami pędraki, skowronek podfurknął i śpiewa… jest w tym obrazie rzecz, którą zauważyłem pierwszy raz, zgrzyt żelaziwa w pługu, stąpanie ciężkich wolich łap, świerkotanie, ciurkanie skowronka…chłód ranny, świeży, który słońce rozwieje…róż silny, róż mocny jutrzany (cyt. za Haake, 2014). Jak widzimy dusza artysty dojrzała coś innego w tym obrazie niż tylko „sztuczny patos”, a nawet owa wrażliwa dusza usłyszała „zgrzyt żelaziwa w pługu” czy „stąpanie ciężkich wolich łap”, a nawet „ciurkanie skowronka”. Obejrzałem swego czasu krótki filmik nakręcony z okazji otwarcia po modernizacji nowej Galerii Malarstwa Polskiego w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Oprowadzała nas po niej p. Maria Gołąb. Pozwolę sobie przytoczyć w sposób oczywiście niedosłowny i skrótowy, co o tym obrazie powiedziano. „Orka” uznawana jest za jedno z dzieł, które jest ozdobą Galerii i dzięki któremu możemy sobie wyobrazić tamte czasy i tamten znój. Choć tytuł obrazu sugeruje, że przedstawia on tylko pracę i jest jednym z dzieł rodzajowych, to jednak gdy bliżej przyjrzymy się temu monumentalnemu malowidłu, to na horyzoncie dojrzymy pod różowym niebem o brzasku, nadnaturalnej wielkości krzyż. Wydaje się, że poprzez ten właśnie krzyż dochodzimy do głównego znaczenia tego obrazu, który jest w pewnym sensie dziełem religijnym. Jest tam praca i chłop połączony z ziemią, a krzyż ten prowadzi nas ku transcendencji dzięki temu niesamowitemu różowi, który góruje nad horyzontem. Myślę, że takie właśnie spojrzenie na „Orkę” jakie przedstawiła w tym filmie pani kurator z poznańskiego muzeum, najbardziej oddaje zamysł twórczy artysty, a o obrazie tym możemy śmiało powiedzieć, że jest jednym z dzieł najbardziej „rdzennie polskich” w dziejach naszej sztuki.

"Orka" na ekspozycji w Muzeum Narodowym w Poznaniu, fotografia z archiwum autora

„Orka” na ekspozycji w Muzeum Narodowym w Poznaniu, fotografia z archiwum autora

Chełmoński (1849-1914) "Bociany", 1900 rok, olej na płótnie, 150 cm × 198 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Bociany”, 1900 rok, olej na płótnie, 150 cm × 198 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

„Bociany”

We wspomnieniu pośmiertnym o Chełmońskim jeden z krytyków tak napisał o tym obrazie: W dziele Chełmońskiego powietrza ani słońca nie widzi się, a jednak widz staje przed nim w zadumie głębokiego sentymentu pól, pól pełnych powietrza i słońca i szumu skrzydeł.(…) Rdzeniem kompozycji Chełmońskiego nie jest ani renesansowa umiejętność konstrukcji, ani jedność atmosfery, ani też harmonie barw, lecz motyw jak gdyby pozamalarski – owa prosta z rzeźby czy obrazu ludowego prymitywa bijąca serdeczność i bezpośredniość: zaduma chłopków wśród zieleni i pól łączy ich przez podniesienie głów i wyraz całych ciał – z półkolem odlatujących ptaków (Streling, 1914).

Obraz ten mam w pamięci od dzieciństwa, zapadł w nią z taką siłą, że do dzisiaj widzę te ptaki lecące wysoko nad polami i tego chłopa z synem wpatrującego się w niebo. Teraz nie pomnę już, czy utkwił mi podczas pierwszej wizyty w warszawskim muzeum, czy może obejrzałem go w jakiejś szkolnej książce. Wzruszał mnie gdy byłem dzieckiem, wzrusza i teraz, dorosłego już bardzo człowieka. Niemniej powód znam. Chełmoński  kochał naturę, rozumiał ją jak mało kto, a później przenosił swoje wrażenia na płótno. Właśnie na Mazowszu, które teraz stało się jego twórczą ojczyzną, niejako ponownie odkrywa czysty krajobraz płaskich, mazowieckich pól, ołowiane niebo i ptaki, które nad nim królują. Tematy malarskie nasuwały się więc same. „Bociany” to jedna z wielu kompozycji ukazująca piękno polskiej ziemi, jakie stworzył w tym czasie artysta. Wystawił ten obraz w 1901 roku w warszawskiej Zachęcie. Wówczas był już znanym i uznanym malarzem, nie dziwi więc, że zarówno publiczność jak i krytyka przyjęła dzieło entuzjastycznie. Obraz był chwalony zarówno za nastrój jak i pokazanie specyficznie polskiej natury wraz z charakterystycznymi jej mieszkańcami. To także niejako nawiązanie do „Babiego lata”, które wywodzi się z przypomnień studenckich lat młodości i można je uznać za swoisty hołd złożony Gersonowi ( Melbachowska-Luty, 2014). To artysty pierwszy nauczyciel malarstwa, akademik, a jednak zachęcający do obserwacji natury, któremu Chełmoński hołd będzie składał do końca jego życia, a także po śmierci, pisząc cudowne o nim wspomnienie.  Malarz był niezwykle sentymentalny, nie tylko w stosunku do ludzi, ale również w swojej twórczości. „Bociany” to obraz, w którym najsilniej ujawnił się (ów) sentymentalizm. Siedzący na łące starzec w jasnej kapocie (…) je z brunatnych dwojaków i z zawieszoną  w powietrzu ręką trzymająca łyżkę spogląda w niebo, na lecące bociany. Obok niego stoi chłopiec w podobnym stroju i patrzy na ptaki z wysoko zadartą głową (…). Chełmoński zaprzeczył tu wszystkiemu, co stanowiło jego oryginalność i odkrywczość w malowaniu wsi – natomiast trafił jak rzadko w gust szerokiej publiczności. Obraz ten ciągle jeszcze w powszechnej opinii uchodzi za jego arcydzieło (Ligocki, 1983).

Kwintesencją tego dzieła jest poetycka wizja polskiego krajobrazu i zespolonych z nim istot ludzkich. Z obrazu tego emanuje ciepło uczucia, z jakim Chełmoński patrzył na życie chłopa, jego ciężką lecz zbożną pracę (…) ukazując naturę specyficznie polską (Przewodnik, 1995).

"Bociany" na ekspozycji w Muzeum Narodowym w Warszawie, fotografia z archiwum autora

„Bociany” na ekspozycji w Muzeum Narodowym w Warszawie, fotografia z archiwum autora

Na koniec ważna informacja:

W 2024 roku Muzea Narodowe w Warszawie, Krakowie i Poznaniu wspólnie zorganizują wystawę monograficzną poświęconą twórczości Józefa Chełmońskiego.

Źródła:

  • K. Czarnocka, „Józef Chełmoński”, Warszawa 1957.
  • „Galeria Malarstwa Polskiego. Przewodnik”. Muzeum Narodowe w Warszawie 1995.
  • P. Górska, „Józef Chełmoński. Wspomnienia”. Warszawa 1932. Reprint, Radziejowice 2014.
  • M. Haake: „Człowiek wśród zwierząt. Obrazy Józefa Chełmońskiego z lat 90. XIX wieku”, Biuletyn Historii Sztuki, 4/2014.
  • B. Jankowiak-Konik: „Malarstwo polskie”, Warszawa 2011.
  • A. Ligocki: Józef Chełmoński. Album”. Warszawa 1983.
  • M. Masłowski, „Józef Chełmoński”, Warszawa 1973.
  • A. Melbachowska-Luty, „Chełmoński. Malarz polskich żywiołów. Radziejowice 2014.
  • M. Poprzęcka, „Pochwała malarstwa. Studia z historii i teorii sztuki”, Gdańsk 2000.
  • M. Streling, „Józef Chełmoński. Wspomnienie”, Widnokrąg 1914, 12.
  • St. Witkiewicz, „Aleksander Gierymski”, Lwów 1903.

Autor: Leszek Lubicki

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje na własnym blogu, w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński

zobacz inne teksty tego autora >>