To, że Józef Chełmoński był najwybitniejszym polskim malarzem animalistą nie podlega raczej dyskusji. „Nie było ptaka, którego by nie znał, (…) a obyczaj ptactwa wędrownego podniósł poetycznością do godności dzieła sztuki” – zanotował jeden z biografów artysty. Był dzieckiem wsi, synem ziemi, na wsi się urodził i na wsi zmarł. To on najlepiej ze wszystkich polskich malarzy na życiu ptaków się znał i do dzisiaj nic się nie zmieniło. „Był bystrym i wnikliwym obserwatorem życia przyrody, a natura przemawiała do jego wrażliwego umysłu całą różnorodnością swoich bogactw” – pisał Jan Wegner. Pia Górska widziała na własne oczy jego stosunek do zwierząt i opisała je swoich w wspomnieniach o artyście. Posłuchajmy: „Nie mógł patrzeć na cierpienie albo niewygodę zwierząt. Wyrzekał na jarzma u wołów, nie pozwalał używać dorożkarzom bata, i kurczył się z żalu widząc mękę ptaków”. I dalej: „Chełmoński był głęboko przekonany, że Bóg kocha ludzi, którzy szanują jego stworzenia. Ten dziwak i rozwłóczony malarz miał religijny stosunek do przyrody, uważał ją za podnóżek nóg Bożych i mógł powtórzyć za biedaczyną z Asyżu siostra moja gwiazda i brat mój konik polny”. Może jeszcze kilka słów od przyjaciela malarza, także zresztą malarza, ale i tęgiego pisarza oraz krytyka sztuki. Stanisław Witkiewicz: „Natura przemawiała do jego wrażliwego umysłu całą różnorodnością swoich objawów; nie tylko kształt, barwa i światło obchodziły go i zajmowały! Stara się on wyrazić muzykę wieczoru szept skrzydeł nietoperza, cichy lot lelaków, skrzeczenie żab, skrzypienie derkacza i dalekie dudnienie czapli-bąk”.

Prawie wszystkie obrazy tutaj zaprezentowane (z wyjątkiem dwóch) powstały po powrocie artysty z Paryża, gdzie spędził lat dwanaście. Już w Polsce kupuje mały dworek w Kuklówce na Mazowszu i tam żyje w zgodzie otaczającą go przyrodą. Pod koniec swojej ziemskiej egzystencji z obrazów Chełmońskiego znikają ludzie. Jedynymi bohaterami jego pejzaży zaczynają stawać się wyłącznie dzikie zwierzęta, w tym duża ilość ptaków. I takie tylko dzieła przedstawiam – „czysty pejzaż” (z wyjątkiem jednego). „Postawa ta w ostatnich latach życia artysty przerodziła się w skłonność do mistycznej kontemplacji natury oraz jej swoistej sakralizacji” –  zauważa Ewa Micke-Broniarek. Dlatego nie będzie tu obrazów tak znanych jak „Bociany”, „Pierwszy skowronek”, „Krzyż w zadymce” czy kilku innych. I jeszcze jedno zastrzeżenie. Zaprezentuję wyłącznie te obrazy, które znajdują się w zbiorach państwowych, z pominięciem dzieł z kolekcji prywatnych.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Żurawie", 1870 rok, olej/płótno, 44,2 x 57,8 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Żurawie”, 1870 rok, olej/płótno, 44,2 x 57,8 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Zacznijmy naszą opowieść od jednych z najpiękniejszych i najdumniejszych ptaków jakie w naszym kraju można zaobserwować. To żurawie. Pierwszy obraz z tymi ptakami Chełmoński namalował mając lat dwadzieścia jeden, w trzy lata po rozpoczęciu nauki malarstwa w warszawskiej „Szkole Gersona”. Dzieło to znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie. Obraz przedstawia, jak pisze Aleksandra Krypczyk, „stado żurawi szykujących się wczesnym świtem do odlotu przed nadchodzącą zimą. W mglistej przestrzeni podmokłego krajobrazu podrywają się do lotu ptaki o pełnych gracji sylwetkach. Wyróżnia się wśród nich żuraw ze złamanym skrzydłem”.

Obrazów z tematem żurawi artysta namalował cztery. Miedzy tym pierwszym, a ostatnim, „Powitanie słońca – Żurawie” upłynęło lat czterdzieści. Pod koniec życia podjął próbę namalowania jeszcze jednego płótna z tymi ptakami, „Żurawie w obłokach” (1913-1914), jednak nie zdążył go ukończyć. Możemy zatem powiedzieć, że te dumne ptaki towarzyszyły mu przez całe twórcze życie.

Ostatnie żurawie możemy oglądać w łódzkim Muzeum Pałacu Herbsta.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Powitanie słońca - Żurawie", 1910 rok, olej/płótno, 105 x 176 cm, źródło: Muzeum Pałac Herbsta w Łodzi

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Powitanie słońca – Żurawie”, 1910 rok, olej/płótno, 105 x 176 cm, źródło: Muzeum Pałac Herbsta w Łodzi

Obserwujemy dzięki temu przemianę twórczą artysty. Najpierw realizm oparty o rodzimą tradycję romantyczną, aż po młodopolski neoromantyzm. Nie podejmę się w tym miejscu nawet próby opisu łódzkich „Żurawi”. Każdy sam powinien spróbować wejść w ten nastrój symboliki dzikiej natury. Natury pulsującej życiem „naszych małych braci”. Osobiście uważam to malarskie dzieło za chyba najpiękniejsze w jego artystycznym dorobku.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Dropie", 1886 rok, olej/płótno, 66,5 x 100,5 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Dropie”, 1886 rok, olej/płótno, 66,5 x 100,5 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Przebywając w Paryżu tak długi czas Chełmoński tęsknił za ojczyzną. W jednym z listów pisał: „Oj, nie wiedziałem ja z jakiemi to wyjazd z kraju powiązany jest kolejami; tu całe moje życie wyrywa się ku wschodowi słońca (ku Polsce). Kuropatwy swojem odezwaniem się o zmroku raz za miastem obudziły we mnie całą moc tych pragnień, kiedy wrócić będzie można do kraju? bo u nas inaczej, inaczej, inaczej!” Wspomniane kuropatwy namaluje dużo później. Teraz jednak, gdy udał się za paryską metropolię, to spotkał… dropie. Szukał zwyczajnie polskiego krajobrazu tam, gdzie wówczas mieszkał i znalazł. Pisze Ewa Micke-Broniarek: „Ten nostalgiczny obraz wzruszający prostotą motywu, zapowiada nowy nurt w twórczości Chełmońskiego, rozwijający się później w Kuklówce na Mazowszu”.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Czajki", 1890 rok, olej/płótno, 59,5 x 80 cm, źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Czajki”, 1890 rok, olej/płótno, 59,5 x 80 cm, źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach

W 1889 roku Artysta osiada na stałe już we wspomnianej Kuklówce. I zaraz potem powstaje ten obraz ze „śmigłymi czajkami”. Zaraz po namalowaniu tego dzieła Wiktor Gomulicki powie, że w dziele tym artysta starał się umieścić „jak najwięcej tego pierwiastka niepochwytnego, który stanowi duszę przyrody”. Tak ten, jak i pozostałe pejzaże z ptakami, są poza tym niezwykle liryczne.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Kuropatwy", 1891 rok, olej/płótno, 123 x 199 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Kuropatwy”, 1891 rok, olej/płótno, 123 x 199 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Po powrocie do Polski te paryskie marzenia artysty o kuropatwach szybko się realizują. Józef Chełmoński ukazał je na śniegu, zapewne w czasie ostrej zimy, jakie drzewiej bywały. Ten, prawie że monochromatyczny, obraz zostaje wysłany na wystawę do Berlina i tam otrzymuje najwyższą nagrodę. Ale jakże polski, swoisty tylko dla Chełmońskiego realizm na nim jest przedstawiony. I tak samo malowany. Realny, otulony kożuchem artysta tworzy go w plenerze, a przynajmniej jego szkic. Dla niego nie było pogody lepszej czy gorszej, aby malować. Dziesięć lat po namalowaniu obrazu Miriam-Przesmycki w ten sposób zachwyci się tym dziełem. „Określić wprost niepodobna, co tak niesłychanie działa na człowieka z tego obrazu. (…) Chełmoński tworzy tu, jak natura tworzy”. Ilekroć odwiedzam Muzeum Narodowe w Warszawie, zawsze przystaję na chwilę przy tym obrazie, pomimo że dzieło to oglądałem już wielokrotnie. Myślę, że jest to wynikiem właśnie tego, że „niesłychanie działa na człowieka”. Ujrzeć na nim wiatr, który rozwiewa piórka ptaków, ujrzeć artystę – romantyka raczej, niż realistę, ujrzeć poemat śnieżny w końcu. To obraz wytworny, jeżeli możemy tak powiedzieć. Malarsko, graficznie, duchowo.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Sójka", 1892 rok, olej/płótno, 173 x 138 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Sójka”, 1892 rok, olej/płótno, 173 x 138 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Przeczytałem gdzieś swego czasu, że sójka tutaj jest „nieproporcjonalna”, za duża. Nic bardziej mylnego. Kto choć czasami miał okazję obserwować ptaki w ich naturalnym środowisku to będzie wiedział, że jest jak najbardziej proporcjonalna. Ale wróćmy do samego dzieła. Wspomnieliśmy wyżej o wieloletnim pobycie Chełmońskiego w Paryżu. Musiał on się wówczas spotkać z impresjonizmem. Sam będąc jednak realistą i oceniając ten paryski w sumie kierunek w sztuce często krytycznie, w obrazie tym, jak zauważa Ewa Micke-Broniarek „w sposób intuicyjny nawiązał do kolorystyczno – świetlnych walorów malarstwa impresjonistycznego”, gdzie sama sójka „wydaje się tu zaledwie pretekstem do stworzenia sugestywnej wizji zimowego krajobrazu, przesyconego światłem, pokrytego grubą warstwą śniegu”.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Kurka wodna", 1894 rok, olej/płótno, 133 x 198,5 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Kurka wodna”, 1894 rok, olej/płótno, 133 x 198,5 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Jedna trzecia dzieła to niebo, pozostała to leśny staw z szuwarami ukazany o poranku. Nad nimi unosi się sznur ptaków, a na pierwszym planie tytułowa kurka wodna i to młoda, bo brązowa. Obecnie ten gatunek ptaków nazywamy kokoszką. Mamy tutaj także potwierdzenie tej znajomości życia ptactwa przez artystę, bowiem biotop owej kurki wodnej to gęsto zarośnięte brzegi wód stojących i wolno płynących. Być może ptaszek został spłoszony przez artystę, gdyż widzimy, że właśnie wzniósł się do lotu, pozostawiając na lustrze wody jej rozpryski.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Staw w Radziejowicach", 1898 rok, olej/płótno, 64 x 94 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie, na ekspozycji w Pałacu Radziejowice

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Staw w Radziejowicach”, 1898 rok, olej/płótno, 64 x 94 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie, na ekspozycji w Pałacu Radziejowice

To ten jedyny z przedstawionych obrazów, gdzie w krajobrazie widzimy dodatkowo budynek. Nie bez przyczyny wybrałem to malowidło. Kuklówka bowiem znajduje się kilka kilometrów od tego miejsca. Ten budynek to Pałac w Radziejowicach, wówczas własność Heleny i Józefa Krasińskich, gdzie malarz bywał gościem. Dzisiaj w pałacu tym funkcjonuje Dom Pracy Twórczej oraz znajduje się galeria obrazów Józefa Chełmońskiego, do której odwiedzin przy tej okazji zachęcam. W kilku pokojach możemy obejrzeć wiele dzieł artysty pochodzących ze zbiorów państwowych i prywatnych. A z ptaków? Na stawie także do dziś istniejącym pływają znane nam wszystkim łabędzie.

Józef Chełmoński (1849 - 1914) "Pogoda-Jastrząb", 1899 rok, olej/płótno, 135 x 196 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu (wł. prywatna, na ekspozycji stałej od 1945 roku)

Józef Chełmoński (1849 – 1914) „Pogoda-Jastrząb”, 1899 rok, olej/płótno, 135 x 196 cm, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu (wł. prywatna, na ekspozycji stałej od 1945 roku)

Oczywiście, że jastrząb, jednak jak zauważa Aleksandra Melbachowska – Luty, pierwszy plan malowany jest tutaj z rozmachem i szczegółowo. Artysta ukazał przede wszystkim „gęstwinę rozmaitych roślin – ziół i kwiatów”. Jednak cały pejzaż jest tutaj podporządkowany temu ptakowi, który wydaje się, że dojrzał w tym gąszczu roślinności jakiś swój przysmak i gotuje się do ataku.

Kończąc ten krótki przegląd obrazów z ptakami Józefa Chełmońskiego, pozwolę sobie zacytować słowa Macieja Masłowskiego, jednego z biografów artysty, odnoszące się do czasów zamieszkiwania twórcy we wspomnianej już mazowieckiej wsi. 

„Czasy Kuklówki są, jak widać, malarsko bardzo urozmaicone. To, co wnoszą dobrego, wynagradza stokrotnie błądzenia i niewypały. Gdyby w twórczości Chełmońskiego nie było Kuklówki – śmieszna nazwa – nie mielibyśmy malarskiego eposu natury polskiej”.

Dodajmy, że słowa te oczywiście nie dotyczą tylko pejzaży z ptakami, ale całej ówczesnej twórczości Józefa Chełmońskiego, najbardziej bodaj polskiego ze wszystkich naszych malarzy.

Źródła:

  • M. Gerson-Dąbrowska: Polscy artyści, Warszawa 1930.
  • P. Górska: Józef Chełmoński. Wspomnienia, Warszawa 1932. Reprint, Radziejowice 2014.
  • M. Masłowski: „Józef Chełmoński”. Warszawa 1973.
  • A. Melbachowska-Luty: Chełmoński. Mistrz polskich żywiołów. Radziejowice 2014.
  • Polska. Siła obrazu, Warszawa 2020. Teksty o malarzach 1890-1918. Wrocław 1976.
  • J. Wegner: Józef Chełmoński, Warszawa 1958.
  • S. Witkiewicz: Sztuka i krytyka u nas, T. 1, Kraków 1971.

Autor: Leszek Lubicki

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje na własnym blogu, w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński

zobacz inne teksty tego autora >>