Spotkać się z kimś można wcześniej umawiając się, lub też przypadkowo. Na tym obrazie wygląda na to, że do tytułowego spotkania ze spacerującymi paniami z panem ubranym w strój do jazdy konnej doszło przypadkowo. Jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa piszący te słowa zakłada, że wcale przypadek to nie był. Tym samym mamy trzeci rodzaj spotkania – mające cechy przypadku, który przypadkiem nie jest.

Wydaje się, że owo spotkanie ukazane na tym obrazie, należy do tej trzeciej kategorii. Przypuszczam, że większość młodych ludzi jak była zakochana, a jakieś względy utrudniały legalne spotkanie z ukochaną osobą, to knuło się jakby zrobić, aby wyglądało to na przypadek. A jak jeszcze miłość życia była zamężna, to już w ogóle miało się przerąbane.

Ciągnęło naszego malarza do wielkiego świata już od młodości. Oczywiście nie możemy zapomnieć oglądając jego wczesne rysunki o tym, że często zaglądał także do ubogich dzielnic swojego rodzinnego miasta – Warszawy. Rysował dla czasopism ilustrowanych nędzarzy – ludzi ze schronisk dla ubogich, śmieciarki, stróżów, kluczników, itp. Rysunki te publikował pod wspólnym tytułem „Typy warszawskie”. Ale świat ludzi z „towarzystwa” pociągał go zdaje się bardziej. Tworzy także rysunki reporterskie z różnego rodzaju wystaw, balów zamożnych ludzi czy wyścigów konnych. Na jednym z nich poznaje Juliana Maszyńskiego, także malarza, szwagra Miłosza Kotarbińskiego. Podaję te nazwiska nie bez przyczyny, o czym niżej się przekonamy. Kotarbiński jest wówczas kierownikiem artystycznym „Tygodnika Ilustrowanego”, zatem zwierzchnikiem Podkowińskiego, który w tym czasopiśmie publikuje wiele swoich rysunków (a także w „Wędrowcu”). W tych latach Władysław nie zamierzał być malarzem. Chciał być wyłącznie rysownikiem. To dawało jako taki dochód, gdyż pisma ilustrowane płaciły od ręki, a sprzedać obraz w mało wykształconej artystycznie publiczności warszawskiej było nie lada jakim wyczynem. Kilka lat później, gdy Podkowiński powróci z Paryża „zarażony impresjonizmem”, obydwaj wspomnieni panowie będą go zapraszać do majątków ziemskich, z których dla wypoczynku od zgiełku wielkiego miasta mogli i sami korzystać dzięki swoim żonom, siostrom, które pochodziły z ziemiańskiej, zamożnej rodziny.

Sariusz Henryk Bielski  (1865-1930), "Powrót do domu", 1889 rok, źródło: artvee.com

Sariusz Henryk Bielski (1865-1930), „Powrót do domu”, 1889 rok, źródło: artvee.com

Władysław Podkowiński  (1866–1895), "Portret damy (Ewy Kotarbińskiej)", obraz zaginiony, źródło: dzielautracone.gov.pl

Władysław Podkowiński (1866–1895), „Portret damy (Ewy Kotarbińskiej)”, obraz zaginiony, źródło: dzielautracone.gov.pl

Wspomnieliśmy wyżej, że Władysława ciągnęło do wielkiego świata, świata ludzi zamożnych, elit wręcz. Wspomnieliśmy także i o tym, że z zacięciem reportera penetrował  zaułki ubogich dzielnic miasta, podpatrując swoich bohaterów w ich naturalnym środowisku. Podkowiński taki już będzie zawsze, trochę zwichrowany. Niby buntownik, ale niewolniczo ulegający modom (dandysowski modniś) i kochający swoją elitarność, zwłaszcza obracanie się w tych kręgach, co lansowały spektakularny sznyt – pisze Waldemar Łysiak. Tak miał już od młodości. Józef Czapski, późniejszy uczeń Józefa Pankiewicza, z którym Podkowiński przyjaźnił się w młodości, tak o nim pisał: Ubierał się starannie, przychodził do szkoły z poduszeczką, na której siadał, by nie zawalić modnych, jasnych spodni, o które szczególnie dbał, nosił króciutki paltocik i przewieszony przez ramię aparat migawkowy od Brandla. Przyznajmy, że coś jest na rzeczy, przynajmniej do lata 1892 r. Spójrzmy na obraz „W ogrodzie” z tego roku (w zbiorach MŚK). Tam także widzimy artystę w stroju do jazdy konnej, kłaniającemu się kobiecie w białej sukni, tej samej, która stoi obok niego w obrazie „Spotkanie”. Malarz – dżentelmen na koniu, można by powiedzieć. Wspomnę jeszcze jeden obraz pędzla Sariusza H. Bielskiego z roku 1889 (w zbiorach MNW), który przedstawia A. Gierymskiego, W. Podkowińskiego oraz autora obrazu wracających nad ranem do domu. Na pierwszym planie nasz artysta z parasolem w ręku, powiedzmy szczerze, niezwykle elegancko ubrany, jak i jego kompani. Kłóci się to z naszym wyobrażeniem bohemy artystycznej tamtych lat. Z drugiej strony wiemy, że Oleś Gierymski zawsze elegancko się ubierał i często widzimy go w czarnym cylindrze.

Władysław Podkowiński (1866-1895), "Spotkanie", 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Władysław Podkowiński (1866-1895), „Spotkanie”, 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Wróćmy jednak do interesującego nas obrazu. W 1904 roku ukazuje się wydana we Lwowie książka „Sztuka Polska. Malarstwo”. Opisane są w niej sylwetki wybitnych naszych malarzy. Tekst o Podkowińskim pisał Felliks Jasieński, który zilustrował go właśnie obrazem „Spotkanie”. Dlaczego z dwóch setek obrazów olejnych artysty, które wówczas jeszcze istniały, a część z nich było własnością Jasieńskiego (ten akurat nie był), wybrał właśnie „Spotkanie”? Przypadek? Nie sądzę. Jest to dzieło znakomite – pejzaż ukazany w porze zmierzchu jak i jednocześnie zbiorowy portret przedstawiony w plenerze. I wystarczy aby się zachwycić, gdyż – jak słusznie zauważył współczesny artyście krytyk Cezary Jelenta – Podkowiński jest malarzem najnowszego stempla i ma zupełne prawo a nawet obowiązek unikać ckliwych pejzaży niemieckich, w których mieści się nieraz cały inwentarz żywy i martwy, i występują jednocześnie wszystkie sentymenty ludzkie, ptasie i czworonogie. Pisząc natomiast wprost o tym dziele krytyk zauważa, że z całości dzieła wyziera pełne, miłe i oczywiście odczute tchnienie wsi i lata. Tony są czyste i silne, a ogólna kombinacja plam niezwykle efektowna. Zatem nie widzimy tu ptaków i czworonogów, tylko ludzi na tle mazowieckiej niziny. Ale nie przypadkowych ludzi, tylko niezwykle mu bliskich, a szczególnie jedną z pań mu najbliższą. W takim otoczeniu artysta spędza letnie miesiące w latach 1891 i 1892.

Na stronie internetowej Muzeum Narodowego we Wrocławiu czytamy o tym obrazie: W sygnaturze po lewej u dołu artysta podał nie tylko swoje nazwisko i datę powstania obrazu (1892), ale także miejscowość: Mokra Wieś. Był to leżący nieopodal Warszawy majątek Stanisławy z Koskowskich Maszyńskiej, żony malarza Juliana Maszyńskiego. Właściwie scena rozgrywa się na drodze z Mokrej Wsi do Chrzęsnego, sąsiedniego majątku siostry Stanisławy, Ewy z Koskowskich Kotarbińskiej, żony malarza Miłosza Kotarbińskiego. Obie właścicielki – w białych sukniach – zostały sportretowane w Spotkaniu. Na żerdzi ogrodzenia, ubrany w strój do konnej jazdy, siedzi sam Podkowiński, towarzysząc stojącej po prawej Ewie Kotarbińskiej, obiektowi swej beznadziejnie nierealnej miłości. Nie jest przedmiotem tego szkicu omawianie tego tragicznie zakończonego zauroczenia mężatką. Niemniej dwa lata spędzone w tych mazowieckich wsiach przyniosły polskiej sztuce wiele dzieł malarskich tworzonych przez Podkowińskiego w nurcie francuskiego impresjonizmu. Powstanie tam także portret pani Ewy malowany zimą 1891 roku (zaginiony). Być może właśnie w czasie pracy nad nim powstało zgubne uczucie młodszego mężczyzny do zamężnej kobiety. Dodajmy na marginesie, że za ów portret malarz otrzymał II nagrodę w dorocznym konkursie malarskim organizowanym przez warszawskie Towarzystwo Sztuk Pięknych. Jednak od roku powstania „Spotkania” Władysław stał się tam  persona non grata, gdyż owa dama równie namiętnem odczuciem odpowiedzieć mu nie mogła, jak pięknie ujął to trzy dekady później inny malarz, Tytus Czyżewski. I dalej: Ambitny i namiętny wziął to sobie głęboko do serca i powstał dramat. Podkowiński, dotychczas towarzyski i wesoły począł unikać swych przyjaciół, a w sztuce jego nastąpił zwrot zasadniczy. Niektórzy nawet uważają, że „Szał uniesień” powstał z powodu tego „fatalnego zauroczenia”. Malarz Zygmunt Badowski swego czasu napisał na prośbę biografki Podkowińskiego, Wiesławy Wierzchowskiej, wspomnienie o bohaterze tego szkicu i rzecz widział tak. Posłuchajmy: Miał też wielkie powodzenie u pań z tzw. towarzystwa jako młody malarz i… naiwny (mimo Paryża) nie znający życia, a pełen szczerości i ognia młodzieniec. (…) – zakochał się bowiem nieborak w pewnej pięknej pani, która miłość jego potraktowała jako chłopięcy kaprys – i pomimo że pod jej wpływem wymalował później swój słynny „Szał” – to jednak w decydującej chwili dała mu do zrozumienia, że to co ich łączyło był to tylko niewinny flirt, że w ogóle nie traktowała go wtedy poważnie, niech więc sobie wyperswaduje niewczesne amory itp..

 Władysław Podkowiński  (1866–1895), "W ogrodzie", źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach

Władysław Podkowiński (1866–1895), „W ogrodzie”, źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach

Niech mi będzie wolno nadmienić w tym miejscu, że właścicielką majątku Chrzęsne wraz z pałacem nie była Ewa z Koskowskich Kotarbińska, czy też jej mąż Miłosz (w wielu miejscach tak to jest podawane), tylko jej najmłodsza siostra Wincentyna z Koskowskich Karska. Ewa wraz z mężem Miłoszem spędzali w Chrzęsnem letnie miesiące i mieszkali w leśnym domku (obecnie nieistniejącym), nieopodal pałacu (po remoncie pięknie się teraz prezentującym). Nie jest pewne, czy Ewa w ogóle miała jakikolwiek udział w dobrach majątku Chrzęsne. Być może zrezygnowała z części przypadającej jej spadku po ojcu po przeniesieniu się do męża do Warszawy, gdzie na stałe zamieszkiwali, lub została przez młodszą siostrę spłacona. Miłosz Kotarbiński nie miał najmniejszych praw do Chrzęsnego. Jego ojciec był tam tylko administratorem. Dziedziczką majątku Chrzęsne aż do końca II wojny światowej była Wincentyna Karska, kiedy to została wygnana stamtąd przez komunistów. Zmarła w roku 1957, a w Chrzęsnem jest obecnie ulica jej imienia. Podkowiński w roku 1891 namaluje jej portret, który uważany jest za pierwszy polski portret malowany w plenerze (w zbiorach MNW). Dodajmy, że namaluje także w tym samym roku portret kolejnej z sióstr Koskowskich, Stanisławy Maszyńskiej, który obecnie znajduje się w lwowskiej Galerii Narodowej. Zapewne portrety sióstr były niejako odwdzięczeniem się malarza za okazaną mu gościnę. A przyznajmy, że portrety malował genialne.

Władysław Podkowiński  (1866–1895), "Portret Stanisławy Maszyńskiej", 1891 rok, źródło: Galeria Sztuki we Lwowie

Władysław Podkowiński (1866–1895), „Portret Stanisławy Maszyńskiej”, 1891 rok, źródło: Galeria Sztuki we Lwowie

Władysław Podkowiński (1866-1895), "Portret Wincentyny Karskiej", 1891 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Władysław Podkowiński (1866-1895), „Portret Wincentyny Karskiej”, 1891 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Na zakończenie kilka słów o zawiłych losach obrazu „Spotkanie”. Pierwszym jego właścicielem do I wojny światowej był Adam Oderfeld, człowiek zamożny, adwokat i mecenas sztuki. Ten sam, który w 1894 roku zamówi u Podkowińskiego portret swojej córki Józi. Obrazu tego jednak artysta nie dokończy, bowiem czteroletnia dziewczynka na znak protestu, że musi godzinami pozować, obcięła sobie grzywkę. Malarz się oburzył i odmówił dalszego malowania, dopóki włosy nie odrosną. Nie zdążył jednak pracy dokończyć, gdyż za kilka miesięcy zmarł. Pracę tę można obecnie oglądać w Muzeum Narodowym w Kielcach, jak długo nie wiem, gdyż jest własnością prywatną i została tam dana w depozyt. Później portret owej Józi (dwie wersje) namaluje przyjaciel  Podkowińskiego, Józef Pankiewicz. Obrazy te są znane jako „Dziewczynka w czerwonej sukience” (w zbiorach MNKi oraz MNK). Później „Spotkanie” było własnością pani Henschlowej, a po roku 1945 słuch o nim zaginął. W 1983 roku do Muzeum Narodowego we Wrocławiu zgłosił się mężczyzna z Jeleniej Góry, który był w posiadaniu tego dzieła. Było ono niestety w złym stanie. Jednak muzeum je zakupiło i po długich i bardzo specjalistycznych pracach konserwatorskich obraz odzyskał swój blask. Od tej pory zdobi ściany wrocławskiego Muzeum Narodowego.

"Spotkanie" Władysława Podkowińskiego na ekspozycji w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, źródło: archiwum autora

„Spotkanie” Władysława Podkowińskiego na ekspozycji w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, źródło: archiwum autora

Źródła:

  • E. Charazińska (opr.): „Władysław Podkowiński. Katalog wystawy monograficznej”. Warszawa 1990,
  • J. Czapski, „Józef Pankiewicz. Życie i dzieło. Wypowiedzi o sztuce”. Warszawa 1936. Reprint, Lublin 1992,
  • T. Czyżewski: „Dramat Podkowińskiego”, „ABC” 1932, nr 30,
  • E. Houszka: „Spotkanie”, https://mnwr.pl/
  • C. Jelenta: „Obrazy Władysława Podkowińskiego”, „Prawda” 1892, nr 50.
  • W. Łysiak, „Malarstwo biało-czerwone”, T. 2, Warszawa 2013,

Autor: Leszek Lubicki

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje na własnym blogu, w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński

zobacz inne teksty tego autora >>