1. Cement, łopata i betoniarka.
Leon Tarasewicz jest jednym z niewielu, o ile nie jedynym artystą, który do wykonania swoich obrazów używa nie tylko farby i pędzli, lecz równie często łopaty i betoniarki. Swoje najsłynniejsze realizacje artysta tworzy zatapiając całe muzea w barwionym tynku lub rozchlapując farbę po posadzkach.
Już w czasach studenckich Tarasewicz zrezygnował z użycia tradycyjnych płócien. Interesowała go duża skala, więc już na swoich pierwszych wystawach malował ptaki bezpośrednio na ścianach galerii albo sklejał olbrzymie arkusze papieru, aby później wyklejać nimi całe pomieszczenia. Po uzyskaniu dyplomu Tarasewicz szybko zyskiwał popularność wśród kolekcjonerów i publiczności, pozwoliło mu to na realizację coraz ambitniejszych, a zarazem kosztowniejszych projektów. Zamiast sklejanych arkuszy pojawiły się prawie architektoniczne układy filarów barwionych w słynne „paski” i sale muzealne zalane tonami kolorowego cementu, a w ostatnich latach także niematerialne instalacje z kolorowego światła.
Co ciekawe, artysta zawsze podkreśla, że chodzi mu o malarstwo. Dla niego obrazem malarskim jest praca na papierze, sala zalana cementem, jak i pasiaste filary.
Leon Tarasewicz przy pracy, źródło: mat. prasowe Muzeum Architektury we Wrocławiu
Schody Zachęty pomalowane przez Leona Tarasewicza, źródło: Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
2. „Jestem Białorusinem, obywatelem Polski”
Leon Tarasewicz jest jednym z polskich artystów, którzy doczekali się niekwestionowanej sławy i uznania na całym świecie. Jego prace znajdują się w najbardziej prestiżowych kolekcjach po obydwu stronach Atlantyku. Jednakże sam malarz za swój prawdziwy dom uważa wieś Waliły nieopodal Białegostoku.
Od samego początku kariery dla Tarasewicza ważna była jego tożsamość. Jak sam się przyznaje – „Jestem Białorusinem, obywatelem Polski. Tu się urodziłem, tu mieszkam. Był moment, że moje tereny były niemieckie, były białoruskie, były polskie. Teraz to tereny, na których obowiązuje administracja polska. Nie mam z tym problemu. I często występuję jako artysta polski. Narodowość to rzecz, z którą się rodzimy, ale do niej dochodzi też świadomość historyczna”. Wkrótce po studiach Tarasewicz powrócił z Warszawy do podlaskich Walił i wynajął budynek byłej szkoły, przerabiając ją na pracownie. To tu powstała większość dzieł pokazywanych później w całej Polsce.
Na co dzień w rodzinnej wsi Tarasewicz posługuje się językiem białoruskim, a swojego autorytetu w świecie artystycznym używa, promując wiedzę o Białorusi i Białorusinach. Przy czym Tarasewicz potrafi zachować dystans do siebie, wiedząc, że jest postrzegany jako ekscentryk przez podlaskich sąsiadów. Jak sam mówi – „Pozycja wariata jest na wsi luksusowa. Luksus polega na tym, że trzeba co roku zrobić coś głupiego, co się nie mieści w myśleniu otoczenia i dzięki temu pozwalają ci dalej żyć.”
Leon Tarasewicz, źródło: Biuro Prasowe Mazowieckiego Instytutu Kultury
3. Tarasewicz i kury ozdobne.
Jednym z najbardziej zaskakujących sfer działalności Leona Tarasewicza jest zawodowa hodowla kur. Artysta jest szczęśliwym posiadaczem jednej z pokaźniejszych kolekcji kur ozdobnych w Polsce. W przerwach pomiędzy pertraktacjami z prestiżowymi kuratorami i pracą z młodymi artystami na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, Tarasewicz najchętniej wraca do Walił, aby zadbać o swoją ekscentryczną hodowlę.
Kurami artysta fascynuje się od prawie 40 lat, a jego kolekcja liczy obecnie ponad 300 ptaków. Swoje najciekawsze okazy Tarasewicz przywoził np. na wystawy we wrocławskiej Hali Stulecia. Jak chwali się sam artysta – „Najbardziej dumny jestem z tych najrzadszych, które najtrudniej zdobyć, np. jawajskie: calusieńkie czarne. Mają czarne pióra, skórę, grzebień, kości, nawet krew! Tylko podroby są różowiutkie. Inne rarytasy to onagadori, rasa hodowana w Japonii, których koguty mają ogony nawet do 12 metrów.”
Anda Rottenberg, słynna kuratorka prywatnie utrzymująca przyjacielskie kontakty z Tarasewiczem, w jednym z tekstów interpretowała zagrody z pstrokatymi energicznie poruszającymi się kurami jako odpowiedniki barwnych obrazów samego Tarasewicza. Jednak sam artysta patrzy na swoje hobby nie bez ironii i często odpowiada, że „Biologia kur ozdobnych jest podobna do innych zwierząt. Im większa arystokratyczność, tym bardziej są chorowite. Podobnie jest z hodowlą dzieci. Tylko ich nie można zamknąć do klatki.”
Leon Tarasewicz z kurami, źródło: Tygodnik Powszechny
Onagadori, gatunek kur hodowanych przez Leona Tarasewicza, źródło: ptakiozdobne.pl
4. Tarasewicz na Biennale w Wenecji.
Otrzymanie niesłychanie prestiżowej propozycji reprezentowania Polski na najważniejszym forum światowej sztuki współczesnej – weneckim Biennale w 2001 roku – można widzieć jako niezwykle istotny moment kariery Tarasewicza. Niektórzy mogli by się spodziewać rozległej wystawy z archiwalnych dzieł artysty, lecz Tarasewicz postanowił zaskoczyć wszystkich. Artysta użył tynku strukturalnego, betoniarek i zalał kolorowym tynkiem podłogę Pawilonu Polskiego. W efekcie powstał obraz-dywan, po którym przechadzały się tysiące zwiedzających.
Ekstrawagancje są mile widziane na światowej wystawie sztuki, więc postanowiła to wykorzystać kuratorka Polskiego Pawilonu. Przed otwarciem wystawy włoscy organizatorzy zostali zaproszeni do Walił, aby obejrzeć pracownie Tarasewicza. Duże wrażenie na gościach zrobiły nie tylko dzieła artysty, ale i jego hodowla kur. Pojawił się pomysł, aby w ramach promocji wystawy przed Pawilon Polski mieszczący kolorową podłogę sprowadzić egzotyczne kury. Jednak na przeszkodzie stanęły restrykcje biurokratyczne – przed przekroczeniem granicy kury miałyby odczekać miesiąc kwarantanny.
Jak komentował sam artysta – „I całe szczęście. Wszyscy patrzyliby na kury, nie na obraz. Ta praca będzie zaproszeniem do „przekraczania norm”. Pokażę obraz do deptania. Aby go zobaczyć, trzeba będzie po nim chodzić. Nie ma obawy uszkodzenia pracy, twarda struktura z tynkowej masy wytrzyma ciężar publiczności.”
Leon Tarasewicz na Biennale w Wenecji 2001 roku, źródło: raster.art.pl
5. Logo województwa podlaskiego.
Jak widać, twórcze zainteresowania Tarasewicza nie znają granic. Oprócz eksperymentów malarskich i hodowli kur, artysta jest także autorem logo województwa podlaskiego. Przedstawia ono żubra utkanego z kwadratowych pól barwnych. Jest to jednocześnie odniesienie do tradycji w postaci podlaskiego zwierzęcia i tradycyjnego haftu krzyżykowego, jak i nawiązanie do współczesnych pikseli.
Logo województwa podlaskiego autorstwa Leona Tarasewicza, źródło: bialystok.wyborcza.pl
Autor: Andriy Yegorov
Student trzeciego roku historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Entuzjasta sztuki bizantyńskiej oraz sztuki wieku XX.
Ulubieni artyści: Leon Tarasewicz i Yayoi Kusama.
zobacz inne teksty tego autora >>
Leon Tarasewicz to moj dawny sasiad i kolega , ja mialam 19 lat a on 23 i pracowalam jako kelnerka w restauracji w Grodku .Leon zjadl obiad i jak to on po bialorusku poprosil o książkę skarg i wniosków gdyż chcial cos napisac ale przemyslal i pamiętam jak powiedzial że jego podpis kiedys bedzie dużo wart i mial rację.