Jego oryginalny dorobek malarski został niewątpliwie przytłoczony sławą jego syna, rozbłysłą zwłaszcza w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku.

No tak, wspominamy ojca Witkacego – Stanisława Witkiewicza (1851–1915). Niemal hiperrealistyczny obraz olejny czterdziestoczteroletniego artysty Wiatr halny, chluba zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, świadczący o maestrii kompozycyjnej, doskonałym opanowaniu techniki i, nie da się ukryć, cały w stimmungu, dziś, po dziesięcioleciach, jak rzekł poeta, „małomównej, cichej sławy”, do tego stopnia zawładnął emocjami odbiorców, że sprzedaje się na pniu jego ślicznie oprawione reprodukcje.

Czy trafił teraz na bliźniaczą epokę?

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Wiatr halny", 1895 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Wiatr halny”, 1895 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

A do końca XX wieku? Nie było lekko. Cóż, po drugiej wojnie światowej tego rodzaju realizm, finezyjny, nie kostropaty, był negatywnie oceniany zarówno przez wierchuszki z politycznego nadania, jak i przez nowych pięknoduchów spod znaku kolorystów. Stanisław Witkiewicz miał funkcjonować wówczas w świadomości odbiorców, a i owszem, lecz jako przenikliwy krytyk artystyczny (jego książki o Gierymskich i o Matejce były wznawiane w dużych nakładach), a także jako znawca Tatr, obyczajów i charakteru Górali. Wtajemniczeni wiedzieli, że był współtwórcą stylu zakopiańskiego w architekturze i sztuce stosowanej, ale żeby on sam coś malował?…

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Czarny Staw - kurniawa", 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Czarny Staw – kurniawa”, 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Mgła wiosenna", 1893 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Mgła wiosenna”, 1893 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Wystarczy spojrzeć na płótna Stanisława Witkiewicza wiszące w towarzystwie pejzaży tatrzańskich pędzla innych bardzo dobrych artystów, żeby się przekonać o jego maestrii, rysunkowej pewności ręki, o malarskim wyczuciu światła budującego przestrzenności, o sztuce zestawień barwnych gwarantujących świetlistość! Takie właśnie wrażenie odniesione może dziesięć lat temu na zbiorowej „tatrzańskiej” wystawie w zakopiańskiej galerii sztuki im. Kulczyckich na Kozińcu, skłoniło mnie do bardziej wnikliwego spojrzenia na malarstwo ojca wielkiego „Waryata z Krupowej Równi”. A życie? Twórca niezapomnianych opowiadań Na przełęczy, inspirator warszawskich tematów w realistycznych wedutach braci Gierymskich, w młodości autor serii kompozycji o tematyce powstańczej, spośród polskich malarzy tamtego czasu (obok Adama Chmielowskiego i Józefa Chełmońskiego) należał do ludzi o najbardziej czystym, szlachetnym charakterze.

Od lewej Stanisław Witkiewicz, Antoni Sygietyński i Aleksander Gierymski, ok. 1884-1885 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Od lewej Stanisław Witkiewicz, Antoni Sygietyński i Aleksander Gierymski, ok. 1884-1885 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Jacek Malczewski (1854-1929) "Portret Stanisława Witkiewicza", 1902 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jacek Malczewski (1854-1929) „Portret Stanisława Witkiewicza”, 1902 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Szlachcic herbu Nieczuja, urodzony na Żmudzi, już jako dwunastolatek, pomagając dowozić do leśnych obozów broń i żywność, także jako kurier uczestniczył na rodzinnej Litwie w powstaniu styczniowym. Po upadku powstania znalazł się wskutek represji na zesłaniu w Tomsku wraz z patriotyczną rodziną. Z matką, siostrami i ojcem, pasierbem Józefa Narbutta, bohatera poprzedniego powstania, listopadowego. I z nieustającą pamięcią o walecznym stryju, Janie Witkiewiczu (nazwanym potem przez Marię Janion jedynym polskim Wallenrodem).

W Tomsku, w środowisku polskich zesłańców, chłopiec zajmował się handlem, produkcją papierosów i pomady, pomagając rodzicom pozostającym bez środków wskutek zakazu zatrudnienia. Dużo rysował. Jego prace wzbudziły zainteresowanie artysty litografa Juliusza Volkmara Flecka, także zesłańca. Fleck został pierwszym nauczycielem Witkiewicza na właściwym etapie jego plastycznego rozwoju. Doszło do tego, że pracowali wspólnie, zarobkowo rysując portrety, do momentu powrotu Flecka do Warszawy. Jako samodzielny majster pędzla piętnastoletni Stanisław Witkiewicz, wciąż na zesłaniu, namalował olejno na płótnie szyld sklepu spożywczego. Przedstawiony tam realistycznie Turek z fajką, a już zwłaszcza imponująca głowa cukru, której smakowita siła sugestii budziła podziw klientów, to więc, co wyszło spod ręki kilkunastoletniego artysty, przyczyniło się do znacznego zwiększenia obrotów sklepikarza. Młodziutki malarz i jego bliscy dostrzegli sens pracy, powiedzmy, twórczej.

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Na bal", źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Na bal”, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Pogrzeb na wsi", 1878 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Pogrzeb na wsi”, 1878 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Sam Witkiewicz wspominając wolał się uważać za malarskiego samouka, ale co wobec tego zrobić z trzema latami spędzonymi przezeń na studiach w Akademii w Petersburgu, uczelni, która wymagała, ale która wypuszczała w świat mistrzów rysunku i malarstwa (tam studiowali m. in. Także Siemiradzki, Konrad Krzyżanowski, Ferdynand Ruszczyc). Tam artysta zdobył coś więcej niż podstawy. Potem, w Monachium, po niecałym semestrze w pracowni Anschütza, stwierdził, że ta Akademia już więcej mu nie da, a ze scalaniem kompozycji sam sobie daje radę. Pozostał wprawdzie, z przerwą na Warszawę, w sumie pięć lat nad Izarą, ale już jako samodzielny twórca. Trafił w stolicy Bawarii na najznakomitszy czas polskiej kolonii artystycznej.

Nie był jednak skłonny malować pod drobnomieszczańską publikę, dlatego mało powiedzieć, że nie opływał w dostatek. Ale nic. W Monachium życie było tańsze niż w Krakowie, a nawet w Warszawie. Z tego, co zapamiętaliśmy, dopiero po pierwszym powrocie do kraju, w 1878, w nie opalanej celi klasztoru w Kazimierzu nad Wisłą, gdzie artysta się zatrzymał podczas pleneru, z zaziębienia wziął początek gruźliczych płucnych dolegliwości Stanisława Witkiewicza – tak, tak, ten chorobowy przypadek będzie miał istotny wpływ na rozwój stylu zakopiańskiego!

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Jarmark w miasteczku", 1882 rok, źródło: Desa Unicum

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Jarmark w miasteczku”, 1882 rok, źródło: Desa Unicum

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Zaloty", 1892 rok, źródło: Polswiss Art

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Zaloty”, 1892 rok, źródło: Polswiss Art

Także pod znakiem chłodu i głodu przebiegły pierwsze lata Stanisława Witkiewicza w Warszawie po studiach w Petersburgu i Monachium.

– Jak to? – ktoś powie. – Malarz utrzymywał przecież pracownię w Hotelu Europejskim?!

W Hotelu Europejskim. Wielkie słowa. Witkiewicz wraz z Józefem Chełmońskim, Stanisławem Masłowskim, Antonim Piotrowskim i od czasu do czasu z Adamem Chmielowskim pracowali twórczo i mieszkali na nie opalanym strychu Hotelu Europejskiego, przeznaczonym pierwotnie na pralnię. Spartańskie warunki łagodziła głęboka duchowość młodych, świetnie wykształconych artystów. Wizytował ich wielki neurotyk Aleksander Gierymski. Sypiali na tekturach pod płótnami zdjętymi z blejtramów. Tworzyli, wystawiali – Chełmoński niebawem odniesie tryumfy w Paryżu – każdy z nich był indywidualnością, ale trzymali się razem. Łączyła ich także fascynacja sławną aktorką Heleną Modrzejewską. Z tamtego czasu pamiętnikarze zostawili dla nas scenę pościgu Witkiewicza za powozem, w którym Modrzejewska przejeżdżała wraz z mężem przez śródmieście Warszawy. Pędzi brodaty, zarośnięty Witkiewicz w niebieskiej bluzie, w „takiej, jaką noszą robotnicy amerykańscy” (sto dwadzieścia lat temu pierwsza kurtka dżinsowa nad Wisłą!). Ale to tylko szczegół obyczajowy. Ważne dla nas, że w warszawskim okresie swojego życia Witkiewicz mniej malował, więcej natomiast pisał. Polemizując ze skostniałym, a jednak opiniotwórczym krytykiem plastycznym Henrykiem Struve, publikował w stołecznej prasie recenzje, artykuły i eseje ogromnej wagi – z ideą nadania świadomego kształtu nowej formacji polskich realistów. Teksty malarza i pisarza, będące efektem zarówno rozmów z mądrym malarzem Adamem Chmielowskim, jak i własnych zmagań malarskich w walce o prawdę w sztuce, pomieszczane w bogato ilustrowanym „Wędrowcu”, złożyły się na sztandarową książkę Sztuka i krytyka u nas (1884-1890).

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Dyliżans nad morzem", po 1884 roku, źródło: Agra-Art

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Dyliżans nad morzem”, po 1884 roku, źródło: Agra-Art

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Bałtyk pod Połągą", 1885 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Bałtyk pod Połągą”, 1885 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Pisał i teoretyzował nie na sucho; był praktykiem. Bo przecież wcześniej w Monachium, a także i tam na przełomie lat osiemdziesiątych XIX wieku malował i wystawiał – bez nagród, bez rozgłosu – kompozycje figuralne związane z powstaniem styczniowym, głównie na Litwie. Były to świetnie namalowane obrazy, zbliżone w zasadzie do płócien Maksa Gierymskiego, Władysława Aleksandra Maleckiego, Adama Chmielowskiego, Ludomira Benedyktowicza, także uczestników wolnościowego zrywu. To nie bohaterskie patos, jak kiedyś u Grottgera, to niemal relacja reporterska z dokładnie osobiście zapamiętanych miejsc potyczek, leśnych biwaków, powstańczych prowizorycznych szpitali. Konstatacja stanu po upadku powstania, po represjach. Stanu, który trwa, dręczy bólami fantomowymi, ciąży pamięci, ale nie jest klęską.

Lata głodu i chłodu zrobiły swoje. Stanisław Witkiewicz – syn naczelnika cywilnego powiatu szawelskiego w powstaniu styczniowym z ramienia Rządu Narodowego, któremu po klęsce Rosjanie skonfiskowali majątek, co doprowadziło go do śmierci z wycieńczenia podczas powrotu z zesłania – zachorował na płuca. Podleczony w sanatoriach alpejskich, w rezultacie w roku 1890 osiadł – dla dobrodziejstwa klimatu – w Zakopanem z żoną i z urodzonym w Warszawie pięcioletnim synem, Stanisławem Ignacym. Dla poratowania zdrowia – a okazało się, że i dla rozwoju tego małego miasteczka. Współtwórca stylu zakopiańskiego w architekturze i sztuce użytkowej, autor i współautor projektów kilkunastu will, kaplic i schroniska Albertynów, nie tylko walczył o właściwy rozwój miasta, o wodociągi, kanalizację i kulturę sanitarną – otóż malował. Malował.

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Kozica", źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Kozica”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Las", 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Las”, 1892 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

„Witkiewicza widywałem – wspomni pod koniec życia doktor Andrzej Chramiec –zawsze ubranego w szary garnitur marynarkowy, w serdaku, na głowie czarny miękki kapelusz z wielkim rondem, a w ręku laska, zwykły kijek. Ta skromna postać nabierała niezwykłego uroku, gdy melodyjnym litewskim akcentem rozpoczynał: «jak się miewacie». […] Żmudzin, człowiek bardzo sympatyczny, wzrost średni, budowa wątła, cera śniada, bujna czarna czupryna, mocno kędzierzawa, wąsy i porost brody u policzków rzadko kurtyzowane, oczy duże, spojrzenie łagodne, jakie zwykle mają suchotnicy. Miałem wrażenie, że Witkiewicz był w moim wieku. [Był o osiem lat młodszy od Chramca – MS]. Witkiewicz pozostawił swój autoportret w obrazie św. Jana Chrzciciela w kościele parafialnym w Zakopanem. Kto Witkiewicza pamięta, musi przyznać, że lepszego modela, aniżeli on sam, do obrazu tego świętego nie mógł dobrać”.

A, piękna postać! Odmalowana w dodatku przez oponenta.

Fotografia wnętrza kaplicy św. Jana Chrzciciela w Zakopanem z obrazem autorstwa Stanisława Witkiewicza w ołtarzu, źródło: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

Fotografia wnętrza kaplicy św. Jana Chrzciciela w Zakopanem z obrazem autorstwa Stanisława Witkiewicza w ołtarzu, źródło: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

Stanisław Witkiewicz na fotografii pozujący jako Jan Chrzciciel, źródło: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

Stanisław Witkiewicz na fotografii pozujący jako Jan Chrzciciel, źródło: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

Wyjątkowe w europejskim malarstwie pejzaże tatrzańskie Stanisława Witkiewicza trzeba oglądać. Napisać o nich można tylko tyle, że wyprzedziły epokę. Dziś na portalach internetowych poświęconych dokonaniom współczesnego realizmu magicznego w malarstwie, mignie raz po raz pejzaż Stanisława Witkiewicza. Sposób przestawienia świata jest wprawdzie bliski dokonaniom współczesnych wirtuozów pędzla, ale zauważmy: jest w tych tatrzańskich obrazach coś więcej. Malarz wziął ze szkoły monachijskiej nie osławione sosy, lecz to, co w niej było najlepsze, a co zniewala widza podczas oglądania Brandta, Wierusza-Kowalskiego, Czachórskiego: odpowiednio zestawiony z tłem, widziany poprzez przestrzeń – o, jaka to sztuka – fragment przyrody, skrawek przedmiotu, blask na twarzy, zaznaczony dobitnie wyszukanym kolorystycznie impastem. To jest w pejzażach Stanisława Witkiewicza. Tego drobnego, miłego człowieka, który spokojnie, dzień w dzień z domu Ślimaka, gdzie mieszkał z żoną i synem, późniejszym geniuszem, podążał w dół Krupówek, gdzie na poddaszu willi Jadwinówka wynajmował pracownię malarską…

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Gniazdo zimy", 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Gniazdo zimy”, 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) "Krokusy i kaczeńce", 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Stanisław Witkiewicz (1851-1915) „Krokusy i kaczeńce”, 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Cierpiąc na artretyzm, w ostatnich latach życia w Zakopanem, malował już tylko jeden obraz rocznie – na kolejny prezent imieninowy dla pani Marii Dembowskiej, przyjaciółki i opiekunki. To dzielna pani Dembowska – wdowa po przyjacielu – mimo obostrzeń i zakazów czasu Wielkiej Wojny, przewiozła do Zakopanego trumnę z ciałem zmarłego 5 września 1915 roku Stanisława Witkiewicza z Lovran nad Adriatykiem, gdzie przebywała całymi latami pielęgnując artystę zniedołężniałego ciałem, ale wciąż twórczego i zdalnie – korespondencyjnie – z lepszym i gorszym skutkiem starającego się kierować życiem i twórczymi poczynaniami nie byle kogo, jak widać – Stanisława Ignacego Witkiewicza.

Leon Wyczółkowski (1854-1936) "Portret Stanisława Witkiewicza w Wojciechem Rojem", 1902 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Leon Wyczółkowski (1854-1936) „Portret Stanisława Witkiewicza w Wojciechem Rojem”, 1902 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Źródła:

  • Stanisław Witkiewicz, Pisma zebrane, tomy I, II, III. Kraków 1970.

  • Stanisław Witkiewicz, Listy do syna, wstępem opatrzyła Bożena Danek-Wojnowska, Warszawa 1969.

  • Marek Sołtysik, Proces o „Bagno” i o bagno, „Palestra” 3-4, 5-6, 7-8 / 2013. Przedruk w: Zbrodniarze i cudotwórcy, Warszawa 2014.

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>