Coraz częściej bywam świadkiem stawiania spraw na głowie. Tym razem więc uprzedzę fakty i napiszę o portrecie, który nie powstał.

Nie powstał ani w pracowni Henryka Rodakowskiego, ani w wyludnionym wakacyjnie Paryżu. Ostatnia lokalizacja odpowiadała Helenie Modrzejewskiej, której portret zamówiła instytucja kultury w Filadelfii. Portret sławnej aktorki miał być namalowany przez artystę Francuza, co wedle zamawiających dawało rękojmię najwyższego kunsztu, Modrzejewska jednak pragnęła wyróżnić wyborem sławnego rodaka, Henryka Rodakowskiego, autora portretów nagradzanych właśnie w Paryżu, stolicy sztuki. Tego Rodakowskiego, którego zarówno „Portret generała Dembińskiego”, jak i „Portret matki” sam wielki Eugène Delacroix określi w „Dziennikach” jako prawdziwe arcydzieło.

Łaskawy Panie – pisała trzydziestoośmioletnia w marcu 1878 w Pitsburgu do pięćdziesięciopięcioletniego we Lwowie – w Filadelfii życzą sobie mieć mój portret, żeby go umieścić w Akademii Sztuk Pięknych. Pewna, że malarz przyjmie obstalunek, pytając go o oznaczenie ceny portretu naturalnej wielkości, dodaje, że pieniądze na ten cel już są złożone. Jest tego około dwunastu czy piętnastu tysięcy… [miesiąc później pisała do dyrektora teatru T.S. Jasińskiego: 18 czy 20 tysięcy franków za zrobienie mego portretu]. Jegomość, u którego są złożone pieniądze za portret, życzy sobie (…): artysta ma być Francuz. Ot, fantazja amerykańska. Ale ja sądzę, że jeżeli mam wykrzywiać moją twarz przez kilka godzin dziennie przez parę tygodni, to przynajmniej chcę być pewną, że portret będzie dziełem sztuki. Zresztą nie chcę Francuza.

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret generała Henryka Dembińskiego”, 1852 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret generała Henryka Dembińskiego”, 1852 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret matki”, 1853 rok, źródło: Muzeum Sztuki w Łodzi

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret matki”, 1853 rok, źródło: Muzeum Sztuki w Łodzi

Henryk Rodakowski był Polakiem, ale w Paryżu spędził ponad dwadzieścia lat. Kawaler Legii Honorowej i belgijskiego Orderu Leopolda był pierwszym malarzem w historii paryskich Salonów sztuki, który wielki złoty medal uzyskał nie za kompozycję figuralną, lecz za portret. Aby jednak chlubny wyjątek  nie potwierdzał reguły, należy dodać, że osobą portretowaną była postać żyjąca, ale już historyczna, legendarny generał Henryk Dembiński. Od tego znakomicie skomponowanego obrazu, którego siłą, oprócz warsztatu, jest prawda psychologiczna, rozpoczęła się wielka kariera Henryka Rodakowskiego. A choć potem artysta raczej nie był aktywny, jego sława nie gasła.

Sławę europejską przyniósł mu więc wprawdzie portret, ale „portret historyzowany”. Dwudziestodziewięcioletni autor arcydzieła, nagrodzony na paryskim Salonie złotym medalem pierwszej klasy, od roku 1852 mógł żądać za obraz tyle, ile chciał, i tyle dostać.

Od tamtego czasu minęło ćwierćwiecze, sławna Modrzejewska miała dla Rodakowskiego przygotowaną kwotę, powiedzmy, niemałą. Skoro wówczas w Paryżu płacono dobremu malarzowi za kopię miniaturki 150 franków, wyglądało na fortunę te 20 000 franków za reprezentacyjny portret.

Henryk Rodakowski nie potrzebował fortuny. On taką fortunę miał i w życiu robił wszystko, żeby dojść do stanu, w którym człowiek się brzydzi pieniędzmi. List od Heleny Modrzejewskiej zlekceważył, nie ruszył się z jednej ze swych posiadłości w Stanisławowskiem, wydawał wystawne obiady, bywał na rautach, korzystał z ogromnego majątku, który wniosła w posagu żona, Kamila baronówna Salzgeber primo voto Blühdorn. Tak, w Paryżu, gdzie osiadł po studiach malarskich, w 1861 ożenił się ze swoją pierwszą idealną miłością, po raz pierwszy ujrzaną w Wiedniu, gdy był na studiach. Czekał piętnaście lat! Poślubił ją, wdowę po bankierze, z córką i synem; był wtedy jeszcze w najlepszej fazie twórczości. Z tendencją opadającą wszakże.

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret żony”, 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret żony”, 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret pasierbicy artysty, Leonii Blühdorn”, 1871 rok, źródło: Muzeum Narodowe  Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret pasierbicy artysty, Leonii Blühdorn”, 1871 rok, źródło: Muzeum Narodowe Warszawie

Czas jego życia zamyka się w datach 1823–1894. Urodzony we Lwowie, syn ziemia świetnie sytuowanego adwokata krajowego z rodu przemysłowców i potomkini niemieckiej rodziny Singerów, kupców z dziada, pradziada – wychowanek ekskluzywnego wiedeńskiego Theresianum, w dwudziestym drugim roku życia ukończył fakultet prawa. Rwał się do sztuki, zapewniono mu więc „przy okazji” naukę rysunku i początków malarskiego rzemiosła u  Danhausera, Eybla i Amerlinga. W roku 1846, gorącym politycznie, on, spokojny i nie cierpiący bohemy, z teką rysunków, zjawił się w Paryżu, żeby ostatecznie studiować sztuki piękne. Przez dwa lata Leon Cogniet był jego mistrzem. Malarz akademicki, w czasie studiów kolega Delacroix i Gericault, późniejszych romantyków, zachował wiarę w solidność sprawdzonego warsztatu i w tym duchu kształcił wielu znanych później malarzy.

Uczył się u Lèona  Cogniet, oglądał na Salonach Delacroix. To pewne. W 1850 widzimy go na powrót w rodzinnym Lwowie; jest, zdaniem jednego z licznych braci, generała austriackiego, twórcą o rozwiniętej istocie moralnej. Wiemy ponadto, że perfekcyjnie opanował warsztat malarski; tworzy już wtedy portret ojca i wizerunki swoich pańszczyźnianych chłopów. Po roku wrócił do Paryża – i tam namalował najwspanialszy swój obraz, obraz określany przez historyków sztuki jako genialny: „Portret generała Henryka Dembińskiego”.

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Autoportret”, 1849 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Autoportret”, 1849 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Dwa wielbłądy. Studium do ‘Bitwy pod Chocimiem’”, 1853-1854, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Dwa wielbłądy. Studium do ‘Bitwy pod Chocimiem’”, 1853-1854, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Zachwyconemu a wstrząśniętemu Norwidowi obraz przywodził na myśl przeszłość, co się rozdziera i kona.  Paryż bił brawa młodemu malarzowi, twórcy tyleż znakomitemu, ile inteligentnemu. Portret polskiego generała w mundurze wodza węgierskiej rewolucji 1849, walczącego za wolność waszą i naszą, wystawiony w Paryżu w 1852, gdy Francja utraciła osiągnięcia Wiosny Ludów i zwyciężyli republikanie, wyróżniony najwyższą premią francuską, zakupił hrabia Branicki. Ten bogaty magnat, filantrop żyjący w paryskim pałacu, rychło przegrał „Portret generała Dembińskiego” w karty. Wiktor Osławski, który ten obraz wygrał, przekaże go ze swymi zbiorami Muzeum Narodowemu w Krakowie.

Arcydzieło następne, które trzydziestoletni Rodakowski przywiózł na kolejny Salon do Paryża ze Lwowa, to był „Portret matki”, jeden z najznakomitszych wizerunków kobiecych w malarstwie europejskim. Nie tylko więc głos mistrza Delacroix sprawił, że obraz otrzymał medal.

Kilka lat później „Portret matki” Rodakowskiego, wystawiony w krakowskim pałacu Larischa, obok arcydzieł sztuki europejskiej udostępniony uczniom Szkoły Sztuk Pięknych, wywołał w młodziutkim Janie Matejce jeśli nie metafizyczny szok, to co najmniej estetyczną rozkosz. Po latach dwukrotnie zejdą się drogi dwóch mistrzów. W Rodakowskim, który nie musiał malować wielkich kompozycji historycznych, zagrała ambicja: pewnie i postanowił zmierzyć się ze sławnym Matejką. Przez kilka lat pracował nad kolosalną „Wojną kokoszą”, wystawił ją w Paryżu i Brukseli. Efekt nie powalił na kolana, choć w kompozycji, przywodzącej na myśl konwencjonalne „żywe obrazy”, paradoksalnie, bez śladu życia, za to ze śladem marnego teatru, znalazło się kilka świetnie scharakteryzowanych głów. Mógłby sobie jednak darować tego rodzaju ekwilibrystyczne wyczyny artysta, którego ouvre to był portret, z całą jego magią, trudno powiedzieć, czy bardziej z talentu wynikającą, czy z daru wnikliwej, czułej obserwacji, czy ostatecznie nie wiadomo z czego, co przecież przynosi efekty i wirtuozerii i wartości ponadczasowej tak w „Portrecie Leonii Blühdorn”, pasierbicy artysty, późniejszej wicehrabiny de Romanet, młodo zmarłej, jak wreszcie w pysznym obrazie „Kaznodzieja”.

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Kardynał”, 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Kardynał”, 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret ojca”, 1850 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret ojca”, 1850 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Proszę sobie wyobrazić, że natchniona, siwowłosa postać duchownego w purpurowej szacie, zatrzymana w szlachetnej gestykulacji, powstała z obserwacji cierpliwego modela, którym był pozujący artyście… dozorca pałacyku Rodakowskich w Paryżu. On to, monsieur Motteaux przeszedł do historii malarstwa ze swymi mocnymi dłońmi o cienkich palcach o subtelnym rysunku.

Dzięki majątkowi wniesionemu przez żonę zwolniony od pracy zarobkowej Rodakowski z nową rodziną opuścił Paryż i w 1867 przyjechał do Lwowa. Czy zamierzali tam osiąść? Tak, ale… właśnie wtedy we Lwowie jeden z braci artysty, głośny adwokat i poseł, splajtował i uciekł na zawsze do Ameryki, pozostawiając licznych wierzycieli, osobistości  z galicyjskich elit, których doprowadził do ruiny, inny brat zmarł w obłędzie, i w tej sytuacji Rodakowscy przenieśli się do Pałahicz pod Tłumaczem, majątku jeszcze innego brata. Trzy lata z dala od tak zwanych środowisk, za to w środowisku naturalnym, zaowocowały teką akwarel „Album pałahickie”. Rodakowski ułożył cykl poświęcony ludziom różnych zawodów. Pozowali mu jego chłopi, rzemieślnicy, karczmarz. Duży olejny „Portret psa Stróża” na tle wiejskiego pejzażu wydaje się świadectwem ukojenia z dala od intryg i polityki.

Po trzech latach sielskich rozkoszy artysta wybrał się znowu do Paryża, zatrzymała go wojna prusko-francuska i jej następstwa. Znudzona reszta rodziny Rodakowskich – żona, córka, syn i dwoje pasierbów – po drodze do Włoch dołączy do malarza. Zaprzyjaźnieni polscy arystokraci ucieszą się z ich przyjazdu. We Włoszech Henryk Rodakowski namaluje we Florencji wspomniany portret Leonii, podzwonne wielkiego talentu, jak płótno nazwie po osiemdziesięciu latach historyk sztuki Andrzej Ryszkiewicz,

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret ciotki artysty, Babetty Singer”, 1851 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Portret ciotki artysty, Babetty Singer”, 1851 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Pies Stróż”, ok. 1868 rok, źródło: Muzeum Sztuki w Łodzi

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Pies Stróż”, ok. 1868 rok, źródło: Muzeum Sztuki w Łodzi

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Wojna kokosza”, 1872 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Wojna kokosza”, 1872 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Czy potem jałowe dwudziestolecie? Życie bez sztuki twórcy niedościgłego „Portretu ciotki, Babetty Singer”? Ależ nie! Malował od czasu do czasu portrety osób z własnej sfery, starał się o potwierdzenie herbu Guczy-Zetynian, który własnoręcznie rozrysował i opisał, nabył wieś Bortniki i wystawił tam neorenesansowy pałac, łasy na przywileje, dzięki galicyjskim dygnitarzom uzyskał zgodę na przystanek kolejowy w Bortnikach… Wreszcie się poczuł magnatem. Ofiarował Sejmowi Galicyjskiemu oryginalny fryz dla nowego gmachu: cykl jedenastu kompozycji pt. „Dobrodziejstwa kultury”. Znawcy twierdzą, że to nieporozumienie artystyczne.

Ocierał się o Wiedeń, obracając się wokół dworu cesarskiego, od 1893, roku śmierci Matejki, starał się o kolejny zaszczyt: o dyrekcję Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie. Przed laty odmówił dyrektorowi Matejce, gdy ten zaproponował mu objęcie profesury. A teraz? Dyrektor to co innego! Nominacja stała się faktem. Po kilkumiesięcznym pobycie w Zakopanem państwo Rodakowscy zjechali do Krakowa, urządzili dom w wytwornej kamienicy przy ul. Krupniczej, artysta, już jako prezes Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, niespodziewanie zasłabł podczas przygotowywania dyrektorskiej mowy inauguracyjnej i po paru dniach umarł. Los wybrał z życia Rodakowskiego dużo: kilka niepowtarzalnych portretów, odrzucił małostki: nieposkromione ambicje, blichtr umiłowanych zaszczytów. I ten przystanek kolejowy Bortniki. 

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Pejzaż z Bortnik nad Dniestrem”, 1878 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Henryk Rodakowski (1823-1894), „Pejzaż z Bortnik nad Dniestrem”, 1878 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Źródła:

  • Władysław Kozicki, Henryk Rodakowski, Lwów 1937.
  • Henryk Rodakowski i jego otoczenie. Korespondencja artysty. Opracował Andrzej Ryszkiewicz. Wrocław 1953.

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>