Wszyscy pamiętają portret Jana Lechonia – poeta, w fantazyjnie nałożonym szaliku, z książką w ręku, deklamując wiersz, improwizuje, to pewne. Natchniona twarz, reszta dosyć nawet zabawna, jakieś kratki na szczegółach garderoby. Ten wyrazisty wizerunek, namalowany przez Romana Kramsztyka, trafił nawet do podręczników szkolnych.
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Poeta – Portret Jana Lechonia”, 1919 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Portret Jana Lechonia”, po 1920 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Nie do podręczników, lecz do albumów z reprodukcjami sztuki wysokich lotów wszedł inny obraz Kramsztyka, sugestywne przedstawienie wykwintnego smakosza, mianowicie Jedzący raki. Ten portret Karola Szustra, pana z masywną głową i czerstwą, wyrazistą psychologicznie twarzą, efektownie skontrastowaną ze szmaragdowymi tonami tła, z białą serwetą – którą zasiadłszy do stołu zawiązał sobie na szyi – wreszcie z pysznie namalowanymi rakami i trunkiem, tak się musiał w czasie, gdy powstał, podobać, że artysta powtórzył jeszcze dwukrotnie niemal identyczny motyw, z tą samą główna postacią, acz ze zmienionym rodzajem alkoholu po prawej ręce smakosza.
Lechonia we wspomnianej tu pozie malował aż pięciokrotnie. Czy bawiły go autorskie repliki, każda wersja z jakimś odmiennym szczegółem, czy przyjmując bardziej lub mniej intratne zamówienia, ćwiczył rękę, dążąc do doskonałości, jak każdy świadomy twórca?
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Mężczyzna jedzący raki (Portret Karola Szustra)”, ok. 1919 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Jedzący raki (Portret Karola Szustra)”, ok. 1918-1919 roku, źródło: Desa Unicum
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Smakosz”, ok. 1918-1919 roku, źródło: dzielautracone.gov.pl
Roman Kramsztyk (1885–1942), ze znakomitej warszawskiej rodziny z korzeniami rabinackimi, obfitującej w naukowców, lekarzy, ludzi pióra i menedżerów, nie był tam pierwszym artystą; jego dziad po matce to wzięty litograf Maksymilian Fajans.
Nim sam osiągnął sławę i popularność, umuzykalniony i od dziecka dobrze rysujący, Kramsztyk studiował po trochu u A.E. Hersteina w Warszawie (później w Berlinie, gdy mistrz się tam przeniesie), w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pod okiem Józefa Mehoffera, wreszcie w Monachium. Gdy warsztat nie stanowił już dlań problemu, a wychowanie przez muzykę i sztukę wyrobiło w nim świadomość artystyczną, oglądanie arcydzieł w muzeach Monachium, Wiednia, Berlina i Paryża stało się jego właściwą Akademią.
Roman Kramsztyk na tle wystawy swoich prac w Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie w 1932 roku, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Był szwagrem głośnego malarza kubisty, z czasem eksperymentującego z surrealizmem, Louisa Marcoussis’a [Ludwika Markusa] i w dwudziestym piątym roku osiadł w Paryżu. W swojej skromnej z założenia, ale z miary talentu niezwykłej twórczości, nie wolnej od wpływów epoki, ale korzystającej z dokonań artystów cinquecenta, z odbiciem temperamentu w postaci ekspresyjnych a pewnych uderzeń pędzla na klasycznie zakomponowanym płótnie lub, przeciwnie, gładkich powierzchni barwnych rzuconych na modelkę zatrzymaną w gwałtownym ruchu, był zawsze – jak to dzisiaj się mawia – rozpoznawalny. Czy to w kubizującej, bez ukrywania fascynacji Cézanne’em martwej naturze, czy w jednym z aktów (przeważnie z tą samą modelką) w klimacie École de Paris.
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Martwa natura z rogalikami”, źródło: Sotheby’s
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Wiosenka”, źródło: Polswiss Art
Wytworny, z paryskim szykiem, po perypetiach I wojny światowej, kiedy pomieszkiwał w Warszawie i w Krakowie, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości każdego lata przyjeżdżał do Warszawy. Uczestnik wystaw malarskich na całym świecie, w kraju noszony na rękach, realizował lukratywne zamówienia na portrety, a bardziej dla własnej satysfakcji malował nie tylko sceny figuralne, jak np. renesansowy w koncepcji, modernistyczny w formie Koncert (sportretował na nim przyjaciela, malarza Tadeusza Pruszkowskiego, założyciela Bractwa Świętego Łukasza, samego siebie i poważną młodą kobietę, wszystkich grających, otoczonych nutami), nadto kompozycje w duchu uczniów Pruszkowskiego z tzw. Loży Wolnomalarskiej, a przede wszystkim esencjonalne formalnie i pełne psychologicznego wyrazu portrety Mariana Roentgena, Wacława Borowskiego, Ireny Tuwim, Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Jego cennymi modelkami były zaaklimatyzowane w Warszawie Włoszki, przybyłe z Belgii tajemnicze matka i córka: Lotaria Bologna, harfistka, i Carlotta Bologna, gwiazda kina niemego, późniejsza malarka (działająca w Krakowie od czasów okupacji aż do śmierci w roku 2001). Część drugą otworzy portret pani Carlotty oraz osobiste wyznanie.
Roman Kramsztyk (1885-1942) „Koncert”, 1918 rok, źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Źródła:
- Krzysztof Prochaska, Roman Kramsztyk – w stronę Podkowy Leśnej, „Podkowiański Magazyn Kulturalny”, Nr 2 (5) 1994.
- Krzysztof Prochaska, Kramsztyk, „Przekrój”, Nr 2458 (24/1992).
- Marek Sołtysik, Testament Romana Kramsztyka, „Gazeta Krakowska”, 1993, Nr 94.
- Marek Sołtysik, Sny o Carlotcie, „Przekrój”, nr 46/2000, str. 46–50.
- Olga Szymańska, „Niech im pan powie, żeby malowali sceny z getta”, https://www.jhi.pl/blog/2016-08-18-niech-pan-im-powie-zeby-malowali-sceny-z-getta Żydowski Instytut Historyczny; dostęp 29 I 2020.
[Część II artykułu „Kramsztyk. Ślad losu w dziełach” -> przeczytaj]
Autor: Marek Sołtysik
Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.
zobacz inne teksty tego autora >>