Do lwowskiego sklepu, oferującego pod szyldem Jürgensa przedmioty sztuki, trafił czternastoletni Artur Grottger (1837–1867). Nie był człowiekiem z ulicy. Ze swoim obrazem olejnym Napad Tatarów przyszedł z propozycją sprzedaży jako świeży stypendysta cesarza Franciszka Józefa.
Czy mowa aby na pewno o tym samym Grottgerze, którego znamy od dziecka z patriotycznych, znakomicie rysowanych cyklów Wojna, Polonia, Lituania, Warszawa?
Tak, Grottger, Polak z korzeniami francuskimi, szwajcarskimi, chorwackimi i węgierskimi, w ogóle z dosyć skomplikowaną genealogią, stał się symbolem walki o niepodległość Rzeczypospolitej. Zanim doszło do sławy i chwały, trzeba było jakoś żyć w kraju pod zaborami. Ojciec Artura, porucznik ułanów, weteran walk pod Grochowem i Ostrołęką w powstaniu listopadowym, jak wielu Polaków po represjach, nie widząc już szans w czynie zbrojnym, pozwolił, aby czternastoletni syn – poprzez wuja, arystokratę Zabielskiego i namiestnika Galicji Agenora Gołuchowskiego – dotarł swym malowidłem do cesarza Austro-Węgier.
Artur Grottger (1837-1867) „Tatarzy w uciecze”, 1855 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Artur Grottger (1837-1867) „Przejażdżka”, 1856 rok, źródło: Desa Unicum
Tu patriotyczne ideały, tam najwyższe władze przepotężnego zaborcy? To się wtedy zdarzało nawet w najlepszych rodzinach. Artur Grottger – małolat po podstawowych studiach plastycznych w lwowskich pracowniach Jana Maszkowskiego i Juliusza Kossaka – tak przepięknie namalował akwarelą Wjazd Franciszka Józefa do Lwowa, że po audiencji otrzymał stypendium cesarskie. Będzie korzystał z niego przez jedenaście lat.
Wracamy do sklepu Jürgensa. Wystawionym w witrynie obrazem Grottgera zachwycił się bawarski magnat hrabia Aleksander Pappenheim. Ten stacjonujący we Lwowie oficer ck armii, niebawem generał-major, kupił obraz i odtąd był protektorem artysty. Otworzył mu drzwi do salonów ludzi zamożnych, niebawem przyjaciela wprowadził w krąg elit.
Pappenheim, nazywany przez Grottgera Papciem, będzie – aż do gwałtownego zerwania w roku 1863 – jednocześnie wychowawcą i w miarę dorastania adepta jego kompanem. Artur tymczasem studiował w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych na jednym kursie z Janem Matejką, Andrzejem Grabowskim – wybornym potem portrecistą, Aleksandrem Kotsisem, a także z kilkunastoma malarzami, którzy nie przejdą do historii.
Artur Grottger (1837-1867) „Szkoła szlachcica: Admonicya”, 1858 rok, źródło: Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Artur Grottger (1837-1867) „Wianki”, 1859 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Po dwóch latach z listami polecającymi od Pappenheima przybył do Wiednia, gdzie w 1855–59 będzie studiował w tamtejszej Akademii. W wakacje już nie pokazywał się w rodzinnych Ottynowicach na Podolu. Zmarł bowiem ojciec, pan domu, w następstwie pogryzienia przez wściekłego konia, i osierocona rodzina Grottgerów przeniosła się do Lwowa. Znad Pełtwi Artur miał punkt wypadowy do bliższych i dalszych majątków utytułowanych przyjaciół, gdzie przebywał długie tygodnie, malując dla wielmożnych gospodarzy przede wszystkim chluby stadnin, rzadziej portrety, przeważnie wizerunki dzieci i nadobnych dam. Wielce ciekawy jest jednak podwójny portret braci Tarnowskich. Dwóch bliskich sobie mistrzów działało na jednym płótnie. Autorem wizerunku hrabiego Stanisława jest Grottger, hrabiego zaś Władysława – Andrzej Grabowski, dawny kolega ze Szkoły Sztuk Pięknych, powiernik w Wiedniu, kompan lwowskich eskapad, kto wie, czy nie jedyny prawdziwy przyjaciel.
Niewiele wskazywało nie tylko na zbliżającą się eksplozję talentu, ale nawet na wykrystalizowanie się charakteru twórczości Grottgera, uroczego faceta, niezawodnego kolegi, mistrza nie zawsze wybrednych żartów. Przejęty uwagą jednego z wiedeńskich profesorów, że jego obraz przypomina sfatygowaną podeszwę, robił wiele, żeby w pracach studyjnych przełamać niedostatki kolorystyczne. Praca dyplomowa Grottgera w Akademii wiedeńskiej nosiła już do tego stopnia wszystkie cechy dobrego malarstwa, że to płótno – o wydźwięku zdecydowanie patriotycznym – Spotkanie Jana II Sobieskiego z Leopoldem I pod Schwechat zostało nagrodzone niebagatelną kwotą 315 florenów. Obraz zakupiono ponadto do zbiorów wiedeńskiego Kunstvereinu, elitarnego towarzystwa, którego członkiem rzeczywistym został Grottger niebawem, w roku 1861. Miał wtedy dwadzieścia cztery lata. Nadszedł czas rozkwitu jego twórczości i tryumfów poprzedzających tragedię.
Artur Grottger (1837-1867) „Portret własny”, 1866 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Fotografia obrazu Artura Grottgera „Portret Wandy Monee, źródło: Polona
Latem, w miesiącach wolnych od studiów w Wiedniu i sporadycznie w Monachium, odwiedzał w galicyjskich majątkach bliskich znajomych i przyjaciół – to arystokratów, to artystów. W Barszczowicach w powiecie lwowskim u Jana Maszkowskiego, pierwszego swego nauczyciela rysunku, malował pyszne płótno Ucieczka Henryka Walezego – sam wyznał, że z księżycowym niebem nie mógł sobie poradzić i pomógł mu w tym zadziwiająco utalentowany syn gospodarza, Marceli Maszkowski
Bywał młody Grottger nie tylko w Śniatynce koło Drohobycza u Tarnowskich i na przemian w Śledziejowicach koło Wieliczki u Erazma Lasycz-Niedzielskiego. Obradował w Krakowie, przy chlebie prądnickim i okowicie, w byłym refektarzu Franciszkanów, gdzie miał pracownię rzeźbiarz Parys Filpipi. Wchodził w skład twórczej grupy sympatyzującej z tzw. przedburzowcami – a byli to młodzi inteligenci organizujący zarzewie powstania. Wspólnie z Filippim – gospodarzem, Matejką, historykami Bełcikowskim i Szujskim, późniejszym komediopisarzem Bałuckim, z rzeźbiarzem Franciszkiem Wyspiańskim, ojcem Stanisława, późną nocą wracali Plantami, z widokiem na polski Wawel, polski w rękach Austriaków.
Artur Grottger (1837-1867) „Ucieczka Henryka Walezego”, 1860 rok, źródło: Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
To właśnie Parys Filippi przywiózł z Warszawy fotografie zajść z wczesnej wiosny 1861, poprzedzonych w czerwcu 1860 manifestacyjnym pogrzebem generałowej Sowińskiej i patriotycznymi pochodami w listopadzie; pięciu Polaków poległych od rosyjskich kul i kozackich szabel, manifestacyjnego pogrzebu patriotów, ogłoszenia stanu wojennego, obozowania wojsk carskich na ulicach Warszawy, wreszcie zamykania kościołów w październiku po ogłoszeniu stanu wojennego… Grottger, który swą twórczą drogę rozpoczął jako dziesięciolatek akwarelką Egzekucja szpiega, sceną z powstania listopadowego, poznaną z opowieści ojca, teraz, kiedy mu upłynęło czternaście lat na malowaniu portretów, koni i scen rodzajowych, wrócił do tematyki patriotycznej w najlepszym tego słowa znaczeniu. Cykle Warszawa I i Warszawa II były dziełami mistrzowskimi w znaczeniu formy artystycznej, porażały potęgą wymowy – a przede wszystkim były nieoczekiwane!
Rysowane czarną i białą kredką na szarożółtawym papierze, wpływały na widza z siłą sugestii, jakiej próżno by szukać w ówczesnych obrazach, których ważną domeną był, a przynajmniej powinien być kolor… Matejko dopiero pracował nad pierwszą kolosalną kompozycją, którą Grottgerowi co najmniej dorówna, ale na razie rozgłos zdobywa Grottger. Jest poetą rysunku, budzi podziw Józefa Ignacego Kraszewskiego, interesują się nim i jego maestrią w Paryżu i oczywiście w Wiedniu; posypią się zamówienia na rysunki młodego Polaka z redakcji wielu gazet, czasopism i wydawnictw encyklopedycznych; setki ich będą stanowić podstawę drzeworytów reprodukcyjnych… oraz podstawę bytu artysty w trudnych czasach, o których potem trzeba będzie powiedzieć ze smutkiem.
Na razie za sukcesem Warszawy I, wystawionej w wiedeńskim Kunstvereinie, pójdzie zakup tych przejmujących kartonów, na których nie pojawiają się postacie ciemiężców, są natomiast zgodnie działający przeciwko ich złym siłom księża błogosławiący ludowi w kościele, podczas manifestacji jeden patriotyczny front stanowią kroczący chłopi, szlachta, i Żydzi warszawscy. Pierwszą ofiarą jest dorodny młody mężczyzna, zastrzelony przez Rosjan w marszu na ulicy polskiej metropolii, na przedostatnim kartonie cyklu młoda wdowa z dziećmi w kościele. Zamknięcie kościołów zamyka cykl.
W niecały rok później, w 1862, Grottger stworzył cykl Warszawa II, rozwinięcie narracji i rozszerzenie wizji m.in. o kartony Lud na cmentarzu, Chłop i szlachta, Plac Zamkowy (warszawski krajobraz po atakach kozackich, z wyjącym psem), Więzienie księdza, Sybir. Gdy to rysował, spotykał się z Pappenheimem, był z nim blisko, korzystał z uciech życia, jeszcze nie doszło do jawnego połączenia się zaborców w obliczu wrzenia.
Artur Grottger (1837-1867), rysunek z cyklu „Warszawa I”, 1861 rok, źródło: Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Artur Grottger (1837-1867), rysunek z cyklu „Warszawa II”, 1862 rok, źródło: Victoria and Albert Museum w Londynie
Znalazł się w Krakowie na wieść o powstaniu styczniowym. Choć jest kojarzony z tym zrywem, w krwawe pole nie ruszył, podobnie jak Matejko pomagał kolegom w zakupie i transporcie broni. Cykl Polonia, 1863 Artura Grottgera to niejako rapsod powstańczy: Branka, Kucie kos, Bitwa, Schronisko, Obrona dworu, Po odejściu wroga, Żałobne wieści, Na pobojowisku.
Trzeba trafu (albo donosu kogoś z otoczenia), żeby w przeddzień wigilii 1863 policja wtargnęła do wiedeńskiego mieszkania Grottgera i aresztowała tam kolegę artysty, Polaka, pod zarzutem spiskowej działalności w Krakowie.
„Chłopaczysko tak zmizerniał ze zgryzoty, że tylko skóra i kości na nim; gdy tak czasem siądzie w fotelu, to jak z kamienia wykuty, bez ruchu siedzi – a ja się w drugim pokoju łzami zalewam” – pisała z Wiednia goszczona tam przez syna matka Artura do Andrzeja Grabowskiego, powiernika we Lwowie.
Nieustannie już pokasłujący Grottger rozpoczął rok 1864 pod znakiem niedostatku: nieuniknione w tej sytuacji zerwanie wszelkich stosunków z Pappenheimem i definitywne wstrzymanie cesarskiego stypendium skazały rysownika na głód i poniewierkę. Młodszy brat zesłany na Sybir, matka i siostra w Wiedniu, gdzie je sprowadził, nie spodziewając się ciosów… Mało tego, pochopnie zgodził się objąć stanowisko redaktora naczelnego czasopisma „Postęp”. Objął je wraz z długami kolegi bankruta. Zrujnowany, wrócił do Lwowa, w Wiedniu pozostawiając, jak mówią, tysiąc szkiców i studiów na spłaty dla wierzycieli.
Artur Grottger (1837-1867) „Kucie kos” z cyklu „Polonia”, 1863 rok, źródło: Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie
Artur Grottger (1837-1867) „Po odejściu wroga” z cyklu „Polonia”, 1863 rok, źródło: Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie
Trochę dziwne. Podjął decyzję o wyjeździe do Paryża właśnie wtedy, kiedy już się urządzał we Lwowie, z pomocą przychylnych mu arystokratów, zaręczony z miłością życia, szesnastoletnią Wandą Monné (spotykali się we Lwowie, wczasował z nią w Grybowie, w tym nastrojowym galicyjskim miasteczku kontynuował pracę nad najmocniejszym artystycznie i ideowo cyklem Wojna, pacyfistycznym, refleksyjnym, z panoramą Grybowa w kartonie Kometa).
Paryż – z pełną nadziei wizytą u Czartoryskich w Hotelu Lambert. Wystawionej tam Lituanii nikt nie kupił. Mało kogo obchodziły malownicze i ponure, realistyczne zarazem i symboliczne sceny zrywania się litewskiego ludu do czynu zbrojnego. Czy rzeczywiście potrzebował opieki artystycznej sławnego Jean-Léona Gérôme’a aby nadać ostateczny kształt Wojnie, swojemu opus magnum? Czy Gérôme go rzeczywiście zapraszał? A może tylko posunął przynętę polski kolega, który zgrał się w karty? Tego się już nie dowiemy, podobnie jak nie poznamy okoliczności towarzyszące malowaniu przez Grottgera rewelacyjnego aktu kobiecego, obrazu olejnego zatytułowanego Fryne. Grecka hetera? Studium po prostu zgrabnej, opłacanej, zawodowej modelki? To płótno wskazuje wyraźnie na wytyczenie nowej, ścieżki, bliskiej doskonałości. Realizm absolutny. Trop ku sztuce czystej, niezależnej, już po oddaniu długu ojczyźnie.
Artur Grottger (1837-1867) „Powitanie”, 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Artur Grottger (1837-1867) „Pożegnanie”, 1866 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Wracamy do Wojny. Grottger – któremu ktoś, kto ponaglał go do przyjazdu, obiecywał złote góry – porozdawał, co miał, bardzo potrzebującym kolegom, kończył rysowanie cyklu, pracując po szesnaście godzin na dobę. Po wystawieniu arcydzieła sztuki rysunkowej, napędzanego najszlachetniejszym duchem poezji oraz siłą ziemskiej miłości, mimo niemal pewności, że Wojnę kupi Napoleon III, jakoś nie było o tym mowy. Cykl został zakupiony przez cesarza Franciszka Józefa, i tak to zatoczyło się koło. Ten sam potężny władca, który kiedyś pierwsze dziełko poddanego włączył do swojej kolekcji, obecnie włączył ostatnie.
Ostatnie, bowiem twórca, w beznadziejnym stadium gruźlicy, przewieziony przez opiekuńczego Marcelego Krajewskiego w Pireneje do uzdrowiska Amélie-les-Bains-Palalda, zmarł tam 13 grudnia 1867. Latem 1868 Wanda Monné sprowadziła szczątki narzeczonego do Lwowa, pochowała na cmentarzu Łyczakowskim, a zamężna za malarzem Karolem Młodnickim, którego przed wyjazdem Grottger prosił o opiekę nad Wandą, zadbała o legendę piewcy patriotycznych powstań. Na grobie twórcy Polonii 1863 stanął pomnik dłuta tego samego Parysa Filippiego, przedburzowca z pracowni w krakowskim pofranciszkańskim refektarzu, człowieka, który Grottgera zainspirował, a potem, po stworzeniu grupy rzeźbiarskiej Na bruku warszawskim 1861, kpiarz i oczajdusza, po klęsce powstania nie radząc sobie w zniewolonym świecie, popełnił samobójstwo. O, artyści! Czym byłaby bez was historia, splamiona krwią, gdzieniegdzie z błyskiem orderu, a poza tym szara?
Artur Grottger (1837-1867) „Puszcza” z cyklu „Lituania”, 1864-1866 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Artur Grottger (1837-1867) „Widzenie” z cyklu „Lituania”, 1864-1866 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Źródła:
- Klemens Kantecki, Grottger. Szkic biograficzny, Lwów 1879
- „Czas”, rocznik 1858, nr 96 (24 kwietnia, str. 1, 2).
- Jadwiga Puciata-Pawłowska, Artur Grottger, Toruń 1962
- Arthur i Wanda, Dzieje miłości Arthura Grottgera i Wandy Monné. Listy – pamiętniki, Opracowali Maryla. Wolska i Michał Pawlikowski, Medyka–Lwów 1928
- Jan Bołoz Antoniewicz, Grottger, Lwów 1910
Autor: Marek Sołtysik
Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.
zobacz inne teksty tego autora >>
Czy ostatnia ilustracja z Matką Boską podpisana Porzegnanie nie powinna być zatytuowana Widzenie
Oczywiście, że tak! Już poprawione. Dziękujemy za niezwykłą czujność 🙂
Z przyjemnością przeczytałem, choć Grottger wcale obcym mi nie jest, ale zachęcony przez Pana na FB znalazłem chwilę, by z Pańskim artykułem się zapoznać. Pozdrawiam.