Najbliższy przyjaciel Grottgera, wysoko oceniany przez Matejkę, uczestnik – z poważnymi osobistymi konsekwencjami – powstania styczniowego, wreszcie znakomity portrecista, mało tego, brat Wojciecha, tragicznego narzeczonego Anny Bilińskiej-Bohdanowiczowej – skąd się wziął i jaką drogę przeszedł Jędrzej Bronisław Grabowski (podpisywał się nieraz na obrazach wiązanym monogramem JBG, a oficjalnie był Andrzejem Grabowskim)?

 – Wiedziałem, Jędrusiu, że umiesz malować! – wykrzyknął Jan Matejko na widok malowanego na dobrze zagruntowanym worku po kartoflach „Miodku staropolskiego”, obrazu Grabowskiego przedstawiającego polskiego szlachciurę pociągającego trunek. Sam Matejko, malujący większość swoich kompozycji na grubym płótnie, tkanym specjalnie w Belgii, lekceważył malarzy korzystających z łatwizny, czyli z gładkiego płótna o niższej gramaturze. Jak malować na płótnie bardziej gruźlastym niż juta, żeby wywołać nie tylko nastrój, lecz także psychologie postaci, o tym wiedzieli nasi wtajemniczeni, niegdyś borykający się z niedostatkiem uczniowie krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, teraz malarze tak uznani, że między Krakowem a Lwowem krążyła o nich piosenka:

Daj mnie mężu malować, jeśliś jest bogaty,
Grabowski twarz wykona, a Matejko szaty.

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Autoportret", 1862 rok, źródło: Lwowska Galeria Sztuki

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Autoportret”, 1862 rok, źródło: Lwowska Galeria Sztuki

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Kobieta z dzieckiem na tle pejzażu", 1862 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Kobieta z dzieckiem na tle pejzażu”, 1862 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Vox populi, vox forti… Ten portrecista psycholog to jednak nie Matejko, lecz Andrzej [Jędrzej Bronisław] Grabowski (1833 – 1886). O pięć lat starszy o Matejki kolega z jednego kursu w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych pochodził z krakowskiego Zwierzyńca. Tam jego ojciec, kowal, przechowywał na dnie skrzyni indygenat, przy gościach nadmieniał o nim, lecz nigdy go nie wyciągał, podobnie jak Mickiewiczowska Telimena nie pokazała szkiców Aleksandra Orłowskiego zalegających w jej przepastnym biurku. Matka, z domu Kopta, trzymała krowę, częstowała mlekiem młodzieńców, gdy w towarzystwie syna zawieruszyli się ze szkicownikami w tamtych okolicach w czasie burzy, ale na tym koniec pomocy. Niedostatek. J.B. Grabowski służył u księdza, by móc zapłacić za studia; sypiał w nie opalanej drewutni. Śnił o sławie, rysował dobrze, był z natury znakomitym kolorystą.

Zawiązała się jego przyjaźń z innym adeptem malarstwa Arturem Grottgerem. Po sześciu latach krakowskich studiów pod okiem Wojciecha Kornelego Stattlera, Władysława Łuszczkiewicza i Aleksandra Płonczyńskiego, pejzażysty, Grabowski wojażował po posiadłościach ziemiańskich, malując kopie portretów rodowych (w czym się wyspecjalizuje), i wykonując prace konserwatorskie. Można powiedzieć: pracował w swoim zawodzie. Po pięciu latach stać go było na dalsze studia, mianowicie u Carla Wurzingera w Akademii Wiedeńskiej. Niedługo, zaledwie semestr. Studia – trochę w Paryżu i w Akademii Monachijskiej – uzupełniał w muzeach i galeriach sztuki. Kopiował tam – albo dosłownie, albo wirtualnie – obrazy Rafaela, Tycjana, Tintoretta, Van Dycka, Velázqueza, Rembrandta, całymi tygodniami podglądał szczegóły, sposoby, technikę, malarskie tricki głównie w portretach pędzla ulubionych artystów. Resztę – zdolność obserwacji i talent kolorystyczny – miał w sobie.

Zachował się klasycznie piękny autoportret Jędrzeja Bronisława Grabowskiego, powstały w Wiedniu; młody artysta, dzielny, acz niespecjalnie gniewny, ma w oczach żar i nadzieję na spełnienie się w życiu i w sztuce.

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Portret Franciszka Streitta", 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Portret Franciszka Streitta”, 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Portret kobiety w surducie", źródło: Desa Kraków

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Portret kobiety w surducie”, źródło: Desa Kraków

Styczeń 1863. Poszedł do powstania. Wspólnie z kolegami artystami, Walerym Gadomskim i braćmi Antonim i Piotrem Kozakiewiczami (zrobi im już po wszystkim znakomite niewielkie portrety psychologiczne, utrzymane niby w szarościach, a gdy się dobrze przyjrzeć, w wyszukanej, niebawem charakterystycznej dlań tonacji zgaszonych zieleni i ożywczego różu). Grottger z powodu komplikacji rodzinnych nie ruszył się z Wiednia, gdzie sprowadził owdowiałą matkę i siostrę. Grottger odkupi brak aktywności w polu bitwy cyklami kartonów, które raz na zawsze utrwalą wyzwoleńcze zrywy. Matejko, który w przededniu wybuchu powstania styczniowego wycofał się z czynnego udziału, złożył datek i przewiózł broń przez granicę, namalował niemal monochromatyczny, rozbudowany szkic olejny „Polonia 1863”, płótno, którym po dziewięćdziesięciu latach zachwyci się Pablo Picasso.

A Jędrzej Bronisław Grabowski cóż? Po upadku powstania ukrywał się w Pradze, zaczepił o Monachium, szybko wrócił do rodzinnego Krakowa. Już w styczniu 1864 kończył przejmujący w wyrazie portret Leopoldyny Kuczyńskiej. Bystry, przystojny, z doskonałym obyciem, zakręcił się około domu profesorostwa Kuczyńskich. Leopoldyna, romantyczna marzycielka, nadwrażliwa, słaba psychicznie, była jedną z trzech córek profesora Stefana Ludwika Kuczyńskiego, fizyka i meteorologa, członka założyciela Akademii Umiejętności, dziekana wydziału na Uniwersytecie Jagiellońskim, niebawem rektora. Otóż, jak twierdzą świadkowie, Grabowski rozkochał w sobie Leopoldynę, a ojciec profesor zrobił wszystko, co w jego mocy, aby fatyganta odpędzić. Że malarz, że przyszłość niepewna – to nic. Chodziło o udział artysty w powstaniu styczniowym. – Ten? Nigdy!

Jędrzej Bronisław Grabowski malujący portret Leopoldyny Kuczyńskiej, 1864 rok, źródło: Zakład Fotograficzny Rodecki i Wang we Lwowie

Jędrzej Bronisław Grabowski malujący portret Leopoldyny Kuczyńskiej, 1864 rok, źródło: Zakład Fotograficzny Rodecki i Wang we Lwowie

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Zamek w Wiśniczu", 1857 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Zamek w Wiśniczu”, 1857 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Nie to może, że stary Kuczyński lojalista, że robił karierę. Profesor należał do tych wcale nie wyjątkowych przedstawicieli polskiej inteligencji, którzy pamiętali wcześniejszy zryw, powstanie listopadowe i odcierpieli następstwa jego upadku. Uważali, że następne powstanie to lekkomyślność kosztująca tysiące ofiar. Grabowski, odrzucony, opuścił Kraków, w oszołomieniu liczył na względy Marii, pięknej siostry Grottgera, wszystko na nic. Ożenił się rychło z Marią Brühl ze znanej lwowskiej rodziny. Było to małżeństwo tyleż trwałe, ile podobno niedobrane. Artysta – po intensywnej pracy nad portretowaniem możnych – odprężał się nie na łonie rodziny, lecz w lwowskich handelkach śniadaniowych, noce zaś trawił w takich przybytkach rozkoszy, jak w „Piekiełku” lub „u cioci Superlowej”.

Odrabiał hulanki dyscypliną w twórczości. W lwowskim czasopiśmie satyrycznym „Chochlik” ogłaszał pod pseudonimem „Kobalt” odważne i mądre felietony o sztuce współczesnej i zamieszczał tamże zjadliwe karykatury… polityczne. Ten ostatni gatunek działalności zemści się na Grabowskim, uniemożliwi mu karierę akademicką. O tym za chwilę, na razie mamy rok 1872, artysta na zaproszenie magnata Konstantego Zamoyskiego przebywa w jego włościach wykonując pierwszorzędne kopie portretów arystokratów, krewnych i powinowatych zamawiającego, Sapiehów, Czartoryskich, Lubomirskich, autorstwa m.in. Raymonda Monvoisin, Heinricha Friedricha Fügera, Kazimierza Wojniakowskiego, E. M. Vigèe-Lebrun, Angeliki Kauffmann.

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Portret Antoniny Hoffmann", 1875 rok, źródło: Muzeum Krakowa

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Portret Antoniny Hoffmann”, 1875 rok, źródło: Muzeum Krakowa

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Portret Piotra Kozakiewicza", 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Portret Piotra Kozakiewicza”, 1865 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Ukontentowanie magnata znalazło wyraz w sztukach złota, przez kilka lat J.B. Grabowski znów nie czuł, że jest na utrzymaniu Brühlów, pozwalał sobie odpalać cygaro od banknotu, oczywiście dużo i znakomicie malował. W 1873 roku otrzymał srebrny medal na Wystawie Światowej w Wiedniu, a trzy lata później złoty medal na Wystawie Powszechnej w Filadelfii.

Sława portrecisty przyciągała klientelę. Gdy się dobrze przyjrzeć, porównać inne wizerunki lub fotografie osób przezeń portretowanych, można dojrzeć na płótnach J.B. Grabowskiego przyciągające spojrzenie oczu modeli. Oczy na jego obrazach są ciut większe niż były w rzeczywistości, tylko tyle. Malarz nie idealizuje rysów modela, nawet podkreśla nieregularność rysów, na przykład w reprezentacyjnym, a przecież realistycznym portrecie aktorki Antoniny Hoffmann, rywalki Modrzejewskiej. Grabowski nie epatuje rozmachem, działa uczciwie. Pozostawił dzieła wielkiej doskonałości, jak portret ociemniałego Józefa Frieda, sarmacki wizerunek Adama Wyleżyńskiego, portret Marii Niemczynowskiej zatytułowany „Panna młoda”, wreszcie ostatni, przejmujący autoportret, malowany na drewnianym pudełku po cygarach. Malarz zmęczony, niszczony nałogiem i chorobą płuc, która przyszła po niepomyślnych wieściach w roku 1878, gdy mimo nacisków i autorytetu Matejki w żaden sposób z przyczyn politycznych nie udało się przeforsować w Namiestnictwie kandydatury J.B. Grabowskiego na profesora Szkoły Sztuk Pięknych.

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Panna młoda. Portret Marii Niemczynowskiej", 1872 rok, źródło: Agra-Art

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Panna młoda. Portret Marii Niemczynowskiej”, 1872 rok, źródło: Agra-Art

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Portret Adama Wyleżyńskiego", 1874 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Portret Adama Wyleżyńskiego”, 1874 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Gasł malarz, znany z bystrości i poczucia humoru, ten sam, który starej damie, wątpiącej w swe podobieństwo na portrecie, poradził przyprowadzenie wiernego psa. Pies już od progu rzucił się do rąk swej pani z portretu i jął lizać dłonie. Staruszka szczęśliwa odebrała portret. Malarz ukradkiem starł z malowanych dłoni ślady kiełbasy, którymi wcześniej je wysmarował. Teraz, chory na gruźlicę, po kilkakrotnych kuracjach we włoskich sanatoriach, nie był w stanie pracować; nadawał ostateczny szlif portretom, których malowanie powierzał uczniowi Marcelemu Harasimowiczowi. Jeszcze się zerwał, żeby wyjść z pracowni na miasto, pozałatwiać sprawy po śmierci brata. Organizm nie wytrzymał. Pięćdziesięciodwuletni, konający, miał jednak jeszcze tyle siły, żeby z grubym przekleństwem wyrzucić na schody dwie piękne, wytworne panie: narzeczoną nieżyjącego Grottgera, obecnie żonę innego malarza, Wandę Młodnicką, i siostrę Grottgera, żonę innego malarza, Sawiczewską. – Jedna – krzyczał – zniszczyła Grottgera, druga zniszczyła mnie!

Z artystą nie dojdziesz do ładu. Całe piękno w obrazach.

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), "Pieski", 1850 rok, źródło: Katolicki Uniwersytet Lubelski

Jędrzej Bronisław Grabowski (1833-1886), „Pieski”, 1850 rok, źródło: Katolicki Uniwersytet Lubelski

Źródła:

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>