Swego czasu odwiedziłem grób artysty w Szklarskiej Porębie, gdzie jest pochowany wraz z żoną. Na miejscu ich wiecznego spoczynku ustawiono nagrobek w kształcie kapliczki, która jest ozdobiona kopią obrazu Spowiedź.
W tej pięknej karkonoskiej miejscowości artysta zamieszkał w rok czy dwa lata po zakończeniu II wojny światowej. Znajdujący się tam do dzisiaj jego słynny dom „Wlastymilówka” można było jeszcze do niedawna zwiedzać i oglądać pozostawione w nim przez artystę obrazy. Obecnie przeniesiono owe zbiory do Domu Hauptmanów w Szklarskiej Porębie, oddziału Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze, prawdopodobnie na okres lat pięciu. Razem ze zbiorami dzieł Hofmana, które muzeum posiada na własność, miejsce to jest jedynym, gdzie możemy obejrzeć tak duży zbiór obrazów malarza skupionych w jednym miejscu. A namalował ich, jak jedni sądzą około trzech tysięcy, a inni, że uzbierało się tego nawet cztery tysiące.
Grób Hofmana i jego żony Ady w Szklarskiej Porębie, źródło: archiwum autora
Dom Garharta i Carla Hauptmannów – oddział Muzeum Karkonoskiego, źródło: archiwum autora
Fragment ekspozycji prac Hofmana w Domu Hauptmannów, źródło: archiwum autora
Przyjaciel artysty, Jan Sztaudynger pisał, że „największym wrogiem Hofmana jest zaiste czeska pracowitość. Maluje on bez względu na porę dnia i roku. Bez względu na to, czy ma czy nie ma odpowiedniego modela. I przez to obok płócien natchnionych ma on na swoim koncie zapisanych wiele utworów słabszych i mniej udanych”. Jan Stanisławski o Hofmanie: „To jest malarz, który ma talent, ale teraz w XX wieku, maluje takie Chrystusiki”. Rozgryzł ten problem w prosty i czytelny sposób Waldemar Łysiak: „Był Hofman artystą zdumiewającym. Głównie wskutek faktu, że jak żaden inny malarz podzielił się na dwóch rażąco różnych Hofmanów. Do mniej więcej 35 roku życia malował bardzo dobrze, a czasami genialnie, by później już nieprzerwanie, aż do zgonu, uprawiać pacykarstwo…” .
We wnętrzu Domu Hauptmannów, źródło: archiwum autora
Możemy się zgodzić z tą oceną, lub nie. Teraz jednak przyjrzyjmy się dziełu, które stworzył w dwudziestym czwartym roku życia, a więc w tym okresie „genialnym”, choć i tu jest „Chrystusik”. W 1906 roku (podawany jest także rok 1905) Wlastymil Hofman maluje obraz, który przynosi mu sławę. „Spowiedź”, płótno przedstawiające „z jednej strony drewniany świątek upadającego Chrystusa, z drugiej – postać upadającego starca”. To wręcz poetyckie przedstawienie wiary w siłę wyższą, Boga-Człowieka, choć uwidocznionego pod postacią wyrzeźbionego z drzewa świątka. Człowiek jest tu jednak jak najbardziej żywy – choć upadły. Tę poezje w obrazie ujrzano zaraz po jego pokazie. Anonimowy krytyk Tygodnika Illustrowanego (1906) pisał, że „Spowiedź” to „nie ilustracja do poematu, lecz poemat, ujęty w kształty plastyczne”. Inny krytyk, ale także malarz, Władysław Wankie po obejrzeniu obrazu zanotował, że tak ukazana spowiedź „przyniosłaby uznanie wszędzie każdemu artyście. Prócz doskonałych przymiotów malarskich, obraz ten posiada czar poezji, jest wyborną przędzą tego włókna sztuki, którą Jacek Malczewski u nas zapoczątkował, a czego u Hofmana wszędzie dopatrzeć się można”. Malarz wracał wielokrotnie do motywu „Spowiedzi” malując kilkadziesiąt wersji obrazu. We wszystkich, jak zauważa Bożena Danielska, „jest żarliwość, duchowość, głębokie przeżycie – cechy, dzięki którym obraz nosi bardzo silne, religijne piętno”. I jeszcze kilka słów od znawców malarstwa okresu Młodej Polski (J. Ł. Kossowscy): „W obrazie Spowiedź realistycznie ujęta postać chłopa klęczy wśród pól przy konfesjonale zbitym z desek, w którym zasiadł frasobliwy Chrystus. Z ludowej wyobraźni malarz zaczerpnął zdolność ożywiania figur przydrożnych świątków. Nieporadnie wyrzeźbiony Chrystus wsłuchuje się w słowa spowiedzi wędrowca. Obaj wynędzniali, obaj cierpiący, bliscy sobie jak bracia, którzy stykają się czołami przez deskę konfesjonału”.
Wlastimil Hofman (1881-1970) „Spowiedź”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Niestety, o dziwo, nie będzie nam łatwym dzieła tego zobaczyć na „na żywo”. Pozostaje on w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, jednak nie zagościł na stałej wystawie malarstwa polskiego. Musi zastanawiać dlaczego to dzieło, dla wielu arcydzieło, nie znalazło miejsca na ścianie wystawowej w tej szacownej instytucji. Ale to pytanie należy zadać już kuratorom warszawskiego muzeum. Ja miałem okazję podziwiać je na wystawie, która miała miejsce na przełomie 2013/2014 roku w Oddziale Zielona Brama Muzeum Narodowego w Gdańsku pt.: „Jestem malarzem myśli i przeżyć. Wlastimil Hofman (1881–1971)”. Zaprezentowano wówczas około setki obrazów artysty. Powiem dokładniej, byłem tam w Sylwestra o godzinie 21.30, jak podpowiadają mi dane exif z mojego aparatu. Dodam jeszcze, że nie byłem sam, towarzyszył mi tłum (dosłownie) publiczności. Czyli nie tylko można domniemać, ale być pewnym, że i w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego stulecia te „Chrystusiki” dalej zachwycają. I zachwycać będą w przyszłości, o czym przekonany jest piszący te słowa.
Fragment wystawy prac Wlastimila Hofmana w Gdańsku w 2013 roku, źródło: archiwum autora
Źródła:
- B. Czajkowski: „Portret z pamięci”. Wrocław 1971.
- B. Danielska (red.): „W Szklarskiej Porębie wszystkie drogi prowadzą do Wlastymilówki”. Szklarska Poręba 2017.
- „Jestem malarzem myśli i przeżyć. Wlastymil Hofman (1881-1970). Katalog Wystawy. Gdańsk 2013.
- I. Kossowska, Ł. Kossowski: „Malarstwo polskie. Symbolizm i Młoda Polska”. Warszawa 2011.
- W. Łysiak „Malarstwo biało-czerwone”. T. 2. Warszawa 2013.
- W. Wankie: „Wystawa Pięciu”. W: „Teksty o malarzach 1890-1918”. Wrocław 1976.
Autor: Leszek Lubicki
Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje m.in. w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński
zobacz inne teksty tego autora >>