Nadzwyczaj rzadko zdarza się, aby w muzeach i to z przymiotnikiem „narodowe”, prezentowane było na ekspozycji stałej działo malarskie jeszcze nieukończone. Muzea, szczególnie tak wielkie jak najstarsze w Polsce Muzeum Narodowe w Krakowie, posiadają w magazynach steki, jeśli nie tysiące obrazów wypieszczonych do samego końca, oprawione w ramy, czasami przygotowanymi nawet przez samych artystów. Jednak obraz, o którym będzie ta opowieść, znalazł swoje stałe miejsce w tej szacownej instytucji. Dlaczego, zapytacie? Postaram się na to pytanie odpowiedzieć.

"Marsz żałobny" na ekspozycji w Muzeum Narodowym w Krakowie, źródło: archiwum autora

„Marsz żałobny” na ekspozycji w Muzeum Narodowym w Krakowie, źródło: archiwum autora

Co prawda według tradycji za ostatnie działo artysty uznaje się rozpoczęty obraz „Zmartwychwstanie Chrystusa”, to jednak nie wyszedł on poza szkic i ślad po nim zaginął. Pracę nad obrazem „Marsz żałobny” (lub „Marsz pogrzebowy”) Podkowiński rozpoczął pod koniec jesieni 1894 roku, będąc już krańcowo wyczerpany chorobą. Do końca swego w sumie tragicznego życia nie przestaje jednak tworzyć. Umiera 5 stycznia 1895 roku mając zaledwie 29 lat. Gdy tego dnia odkrywają w jego pracowni ciało, na sztalugach daje się zauważyć obraz nad którym właśnie pracował. To właśnie ten, o którym jest ten szkic.

Mówiono, że śmierć swą artysta sam przyśpieszył. Ponoć stawał w zimę w otwartym oknie w swojej pracowni mieszczącej się w „wieży” Pałacu Kossakowskich przy Nowym Świecie w Warszawie, z obnażoną piersią. Jadła go wówczas straszna choroba duszy. Dlaczego tak postępował? Kto choć pobieżnie zna życiorys artysty, będzie wiedział o czym piszę. Gdy jednak śmierć swą zaczął przeczuwać, zaczął prosić doktora o pomoc. Wtedy dopiero zrozumiał, że warto żyć. Było już jednak na wszelką pomoc za późno. Umierał w przekonaniu, że sam sobie śmierć przygotował. Niemniej, jak ktoś ładnie powiedział, Podkowiński-artysta przeżył Podkowińskiego-człowieka. Dlatego wielu jego przyjaciół w tym właśnie obrazie chciało widzieć testament artysty. Gabriela Zapolska tak odczytała to malarskie dzieło: „Mamy po nim wizję jego ostatniej tragedii. Mamy tę trumnę, za którą idzie on sam i krzyczy rozpaczliwie, tak jak on szedł może za swoim karawanem, w chwili, gdy część jego istoty wrzucano w dół grobowy”. Jego osoby dopatrywano się bowiem w sylwetce widocznego na obrazie desperacko gestykulującego mężczyzny. Dlatego chyba też, choć obraz nieukończony, został obity czarnym kirem i znalazł się na honorowym miejscu podczas pośmiertnej wystawy dzieł artysty. Obecnie, o czym wyżej wspomnieliśmy, możemy oglądać go w Gmachu Głównym MNK.

Władysław Podkowiński (1866-1895) “Marsz żałobny”, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Władysław Podkowiński (1866-1895) “Marsz żałobny”, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Inspiracją do podjęcia pracy nad tym obrazem był dla Podkowińskiego utwór poetycki Kornela Ujejskiego „Marsz pogrzebowy Szopena”, który z kolei zainspirowany został fragmentem Sonaty b-moll, op. 35 Fryderyka Chopina. Jak zauważa znawczyni twórczości malarza, Elżbieta Charazińska, „mamy tu do czynienia z klasycznym zjawiskiem correspondnce d’art, charakterystycznym dla sztuki symbolizmu związkiem pomiędzy sztukami: poeta przekłada dzieło muzyczne na utwór literacki, który z kolei inspiruje malarza do tłumaczenia tekstu na język obrazów”. Wzruszenie, które nas zapewne ogranie po obejrzeniu tego obrazu, najlepiej chyba będzie streścić poetyckimi wręcz słowami biografki artysty, Wiesławy Wierzchowskiej: „W fantastycznym pejzażu cyprysowej alei, pod niebem czarnym od kruków anioły niosą na marach postać umarłej. W centrum kompozycji wyłania się z mroku postać mężczyzny z rozpostartymi w geście rozpaczy rękoma, z ustami otwartymi do krzyku – ma on rysy twarzy autora obrazu”.

„Marsz żałobny” zamyka jednocześnie cykl jego symbolicznych kompozycji („Ironia”, „Bajka”, „Szał uniesień”). Płótnem tym Podkowiński próbował zagłębić się w tajemnicę duszy ludzkiej za pomocą metafory poetyckiej. Znający osobiście artystę Henryk Piątkowski, także malarz, ale i krytyk sztuki oraz jego pierwszy biograf zanotował:Obrazem swoim jest on w stanie łzy wycisnąć, bo łzami go malował. W karierze Podkowińskiego najdojrzalszym, najartystyczniej wyrażonym pozostanie dzieło przerwane przez śmierć. Marsz pogrzebowy jest zapowiedzią tego, co by artysta mógł z siebie snuć w dalszym ciągu. Jest on w nim szczerym, jakby przy ostatniej spowiedzi”. Potwierdzam, obraz łzy wyciska. Przynajmniej mnie.

Władysław Podkowiński (1866-1895) “Marsz żałobny”, fragment, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Władysław Podkowiński (1866-1895) “Marsz żałobny”, fragment, 1894 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Źródła:

  • E. Charazińska (opr.) „Władysław Podkowiński. Katalog wystawy monograficznej”. Warszawa 1990.
  • E. Charazińska: „Władysław Podkowiński”. Wrocław 2002.
  • I. Kossowska: „Władysław Podkowiński”. Warszawa 2006.
  • W. Milewska: „Marsz żałobny”. www.imnk.pl
  • H. Piątkowski: „Władysław Podkowiński 1866 -1895”. Warszawa 1896. W: „Teksty o malarzach 1890-1918”. Wrocław 1976.
  • W. Wierzchowska: „Władysław Podkowiński”. Warszawa 1981.
  • G. Zapolska: „Listy. III”. „Przegląd Tygodniowy” 1895, nr 23.

Autor: Leszek Lubicki

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje na własnym blogu, w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński

zobacz inne teksty tego autora >>