Monachium w trzeciej ćwierci XIX wieku było wymarzonym miastem dla tych polskich malarzy, których mierziła zatęchła atmosfera salonów wystawowych na zniewolonych ziemiach polskich, gdzie bez względu na zabór urządzali się grupowo plastycy, którzy jakoś tam się rządząc, coraz mniej mieli do powiedzenia w sztuce.             

 Przedstawicielom kolonii polskiej służyło wówczas spokojne miasto nad Izarą. Nazywano je po domowemu Mnichowem. Bawarczycy byli pogodni, świetne piwo niekiedy zastępowało biedniejszym malarzom regularne posiłki, bywało tam taniej niż na Ziemiach Polskich czy Krakowie, a poza tym, jeśli się po kilkunastu latach studiów w Krakowie, Wiedniu i na miejscu tak malowało, jakby się miało w ręku nie pędzle, lecz najznakomitszy aparat fotograficzny, zjawiali się kunsthandlerzy, którzy kupowali obrazy na pniu, mieli z tego zarobek, dzieląc się z twórcą fifty fifty. Obrazami polskich zdolnych malarzy obsyłali Anglię, Amerykę, Australię, z powodzeniem sprzedawali także na miejscu niewielkie kompozycje rodzajowe.              

Przemysł kwitł; ramiarze oprawiali te cymelia pieczołowicie, z gustem, niekiedy tak ozdobnie, że najpierw rama przyciągała wzrok klienta. Składy gotowych blejtramów, desek, apreturowanych tektur, farb i przyrządów malarskich przeżywały okres prosperity… podobnie jak malarze. Ci mniejsi, spoza monachijskiego Sztabu (który tworzyli Józef Brandt, Alfred Wierusz Kowalski, Stanisław Grocholski, Maksymilian Gierymski, mający poważne zamówienia za sumy, od których głowa puchła), tacy więc malarze, jak Antoni Kozakiewicz i Franciszek Streitt stawali się z czasem rzemieślnikami artystycznymi, by nie rzec: wyrobnikami.

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Trzy pokolenia”, 1864 rok, źródło: Muzeum Niepodległości w Warszawie

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Trzy pokolenia”, 1864 rok, źródło: Muzeum Niepodległości w Warszawie

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Koncert kobziarza”, 1876 rok, źródło: kolekcja prywatna

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Koncert kobziarza”, 1876 rok, źródło: kolekcja prywatna

Nie znaczy to, że mieliby się wstydzić swojej produkcji. Przeciwnie: harmonijne zestawienia kolorystyczne, niezawodny rysunek, staranny modelunek, sporo humoru i szczypta liryzmu w przedstawionych scenkach figuralnych, wreszcie doskonałe wykończenie należy uważać za zalety malarstwa salonowego, wywodzącego się z biedermajeru, a mistrzowsko kontynuowanego przez F.G. Waldmüllera, wiedeńskiego niezależnego mistrza, który jako jeden z pierwszych poza Francją wyszedł ze sztalugami w plener.              

Przez wiele lat mieli dwie sąsiadujące z sobą pracownie dwaj tacy właśnie polscy malarze Antoni Kozakiewicz (1841–1929) i Franciszek Streitt (1839–1890). Starannie wykształceni w matejkowskiej Szkole Sztuk Pięknych z kontynuacją w Monachium, obaj wywodzili się z Galicji. Kozakiewicz brał udział w powstaniu styczniowym i w wyniku represji był więziony, pozostał z tego czasu jego przejmujący obraz „Trzy pokolenia”, przedstawiającym ojca z trupami syna i wnuka na pobojowisku, Streitt natomiast, autor wystawionego w monachijskim Kunstvereinie obrazu „Na ostatniej drodze”, przedstawiającego skutki upadku powstania styczniowego, nazwany z tej okazji w prasie niemieckiej polskim bojownikiem o wolność, w zbrojnym zrywie powstańczym nie brał udziału, ponieważ był ułomny. Pogodzony z własną cielesną innością, chętnie pozował sławnemu rodakowi, honorowemu profesorowi Akademii monachijskiej Władysławowi Czachórskiemu, do pierwszoplanowej, naturalnej wielkości postaci wytwornie ubranego garbusa na obrazie „Aktorzy przed Hamletem”.

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Uratowane gniazdko”, źródło: Salon Connaisseur

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Uratowane gniazdko”, źródło: Salon Connaisseur

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Modlący się Żydzi”, 1882 rok, źródło: kolekcja prywatna

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Modlący się Żydzi”, 1882 rok, źródło: kolekcja prywatna

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Na ulicy”, 1891-1892,  źródło: kolekcja prywatna

Antoni Kozakiewicz (1841-1929), „Na ulicy”, 1891-1892, źródło: kolekcja prywatna

Istnieje przekonanie, że rosły Kozakiewicz opiekował się Streittem. Możliwe, że się wspomagali wzajemnie, z dala od ojczyzny. Kozakiewicz w Monachium malował sceny rodzajowe, słoneczne, sielskie („Nie bec, Stachu, pójdziesz lulu”), „Koncert kobziarza”, niemal hiperrealistycznie potraktowane domy, niedorostki bruk w finezyjnym obrazie „Na ulicy”, pełne światła gwasze z cyklu „Przed karczmą”. Streitt, którego znakiem rozpoznawczym, opatentowanym niejako, były najrozmaitsze wersje „Orkiestry ulicznej”, z czasem jednak przeprowadził się do pracowni samodzielnej, a roku 1881 ożenił się z malarka Marią Theresią Friendl (1855–1908), młodszą odeń o czternaście lat. Kozakiewicz natomiast – ten sam, którego monachijską pracownię nawiedzał książę regent bawarski Luitpold – tuż przed sześćdziesiątką (znaczy na starość) powrócił do kraju. W Warszawie nie zagrzał miejsca, po pięciu latach pobytu, gdy w rewolucyjnym 1905 nasiliły się represje carskie, musiał uchodzić jako autor patriotycznego płótna „Oda do młodości”. Łapał oddech w Szczawnicy i tam, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, usiłował, założyć, na wzór zakopiańskiej, szkołę ludowego rzemiosła artystycznego. Sam zdziałał jednak niewiele, bliski osiemdziesiątki, dał za wygraną. Antoni Kozakiewicz, który był członkiem rzeczywistym monachijskiego Kunstvereinu i warszawskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, twórcą płócien cenionych i nabywanych w Europie Zachodniej i za oceanem, według słów żegnającej go Michaliny Janoszanki, karczowany przez społeczeństwo, bo jasny, czysty, o sercu bez krzty grzechu, w Krakowie, w końcu mieście rodzinnym, gasł z niedostatku i umarł w szpitalu wojskowym. Jak to w Polsce, na życie dla starca skąpiono, a przecież jako weteranowi powstania styczniowego oddano mu honory podczas uroczystego pogrzebu.

Ojciec Franciszka vel Franza Streitta był w rodzinnych Brodach poborcą podatkowym. Gdy chłopiec, naznaczony kalectwem, skończył we Lwowie szkołę realną, nikt się nie wahał – zwłaszcza że były środki – by utalentowany plastycznie siedemnastolatek wyjechał do Krakowa. Po dziesięciu latach studiów w Szkole Sztuk Pięknych, także bezpośrednio pod okiem Matejki, wyjechał na całe cztery lata do Wiednia i tam w Akademii ukończył studia. Był sens zmieniać mistrzów: profesor Eduard von Engerth, rodem z Pszczyny, w odróżnieniu od Matejki malował chłodno, szlifował przedstawiane postacie, podczas gdy Matejko je ożywiał swoją nerwową chropowatością. Połączenie ognia i lodu dobrze zrobiło Streittowi.

Franciszek Streitt (1839-1890), „Cyganie w drodze”, 1877 rok, źródło: AgraArt

Franciszek Streitt (1839-1890), „Cyganie w drodze”, 1877 rok, źródło: AgraArt

Franciszek Streitt (1839-1890), „Cyganie w oczekiwaniu na przeprawę”, źródło: Salon Connaisseur

Franciszek Streitt (1839-1890), „Cyganie w oczekiwaniu na przeprawę”, źródło: Salon Connaisseur

W Monachium tedy powodzenie murowane. Gdy książę Bawarii Ludwik wszedł w posiadanie obrazu Streitta „Złą drogą”, wylosowawszy płótno w Kunstwereinie, o jeszcze jednym malarzu z Polski stało się głośno. W domu przy Adalbertstrasse, w którym przedpokój łączył dwie pracownie, gość zamykał jedną ręką drzwi Kozakiewicza, druga już pukał do drzwi Streitta. Te ręce należały najczęściej do kunsthandlerów, żyjących z artystami w symbiozie, ale przychodzili także mieszczanie, i to z klasy mniej niż średniej, żeby kupić coś małego w kunsztownych ramach, co ociepli mieszkanie.

I choć pisano, już po długim okresie prosperity malarza, że był on twórcą par excellence eklektycznym, to jednak wcześniej nie szczędzono mu pochwał także w kraju. Pisał w „Tygodniku Ilustrowanym” Władysław Bartkiewicz: Maleńki obrazek Streita z Krakowa „Muzykanci z małego miasteczka” odznacza się werwą, komiczną i pełną życia charakterystyką. Na tle zasnutym śnieżystą zawieją rysują się cztery postacie ubogich muzykantów. […] Muszą to być typy zdjęte z natury.

Dlaczego jeszcze tak chętnie kupowano małe obrazy Streitta? Henryk Piątkowski, bliski kolega twórcy „Muzykantów”, pozwalając sobie we wspomnieniu na szczerość, zaznaczył, że Streitt nie należał do wybitnych artystów. A jednak w tym samym tekście ponownie dotknął prawdy i przez przypadek odkrył tajemnicę powodzenia artysty wśród ludzi, dla których decyzja o zakupie jego obrazka była poprzedzona wielomiesięcznym namysłem i odkładaniem marek. Napisał bowiem: „Nad cała jednak działalnością malarską Streitta unosi się poczciwa myśl, dobroduszność człowieka, który spokój wewnętrzny starał się plastycznie wypowiedzieć”.

Franciszek Streitt (1839 - 1890), „Wiosenne porządki”, 1870 rok, źródło: Salon Connaisseur

Franciszek Streitt (1839 – 1890), „Wiosenne porządki”, 1870 rok, źródło: Salon Connaisseur

Franciszek Streitt (1839-1890), „W altanie”, źródło: Rempex

Franciszek Streitt (1839-1890), „W altanie”, źródło: Rempex

„Kuracja lalki” w najrozmaitszych wersjach, także „Lekarz lalek”, „Karmienie gołębi”, wreszcie „Cyganie w oczekiwaniu na przeprawę” – to zacne kompozycje, do dziś cieszące oko i prowokujące do podejścia bliżej w celu sprawdzenia tajemnic malatury.

Oczywiście sielankowe „Umizgi”, zabawnie sztywnawa „Bachantka”, w sam raz jednak go gabinetu lekarza, a może adwokata, jakieś oficjalne, z wdziękiem malowane portrety to produkcja na zamówienie i pod publikę, ale jest także z pełną swoboda skomponowany i pełen prawdy psychologicznej, z odrobiną nie tylko krytyki społecznej, ale i humoru, maleńki obraz na desce „Terminatorskie trudy”.

Malarz miał w ostatnich latach życia trudności z oddychaniem. Oddana żona opiekowała się nim do końca. Pisał po śmierci Streitta malarz i krytyk Miłosz Kotarbiński:

On wiedział, i pokazać nam umiał, jak wygląda ulica małego miasteczka, stary kościół, fragment lasu, pola, łąki, wnętrze izby, kruchty, zakrystii, warsztatu, wiejska chata. On czuł i także pokazać umiał, jak się ludzie kochają na wsi, w polu, na łące, u studni, na drożynie gdzieś, na wygonie, pod lasem, a cały szereg małych rodzajowych obrazków przedstawi te wiejskie zaloty, tę kokieterię jaskrawych chustek i gorsetów, zapasek i złotawych stóp bosych, kokieterię tych piękności jędrnych, przysadzistych, błyskających zdrowymi zębami i szerokim śmiechem, te kochania zapalczywe, obcesowe rodzące się razem z wiosną (…). Na obcej ziemi żył i tworzył, ale nie zapomniał swojej. Owszem, łączył się z nią myślą i uczuciem wspólnym.

Franciszek Streitt (1839-1890), „Bachantka”, 1871 rok, źródło: Ostoya

Franciszek Streitt (1839-1890), „Bachantka”, 1871 rok, źródło: Ostoya

Franciszek Streitt (1839-1890), „Muzykanci”, źródło: AgraArt

Franciszek Streitt (1839-1890), „Muzykanci”, źródło: AgraArt

Źródła:

  • Marian Minich, Andrzej Grabowski 18331886. Jego życie i twórczość, Wrocław, 1957.
  • Paweł Januszek, Eklektyzm formalny i treściowy w realistycznym malarstwie Franciszka Streitta w „Roczniku humanistycznym, tom LVI–LVII, zeszyt 4, 2008–2009. 
  • Hasło „Antoni Kozakiewicz” w IV tomie Słownika Artystów Polskich, Wrocław, 1986. 
  • Michalina Janoszanka, Pamięci Kozakiewicza, „Czas”, 1929, nr 69, 23 marca s. 2–3.

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>