1. Oficjalna edukacja artystyczna przychodziła mu z trudem.
Witold Wojtkiewicz ukończył prywatną szkołę realną Józefa Pankiewicza w Warszawie – nauka była jednak poprzedzielana licznymi okresami nieobecności z powodu nawrotów chorób – a następnie zapisał się do Klasy Rysunkowej, zwanej także Szkołą Gersona. Tu studia szły naszemu artyście dość opornie – z jednej strony marzy o samodzielności i podjęciu pracy zarobkowej, do której niezbędne jest wykształcenie, z drugiej strony pojawia się jego wrodzona niechęć do podporządkowania się autorytetom. W końcu zrezygnował z nauki, co doprowadziło do dramatycznego konfliktu z ojcem i w rezultacie młody artysta został bez środków do życia. Jego matka opowiadała później o podjętych przez Witolda studiach w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie i na Academie Julian w Paryżu, nie wiadomo jednak czy rzeczywiście takie próby miały miejsce: … i tu powtórzyło się to samo. Nie uznawał żadnego kierunku i powagi, chociaż wyróżniał Malczewskiego i Axentowicza, w pół roku po wstąpieniu do szkoły zaczął się rwać do Paryża. W roku 1902 artysta wyjechał do Petersburga na zaproszenie stryja i podjął tamże studia w Akademii Malarskiej – niestety… i tu poddał się niemal natychmiast: Wyjechałem – i uciekłem po ośmiu dniach racjonalnego kształcenia się, a miałem zamiar zostać dwa do trzech lat – jak sam wspominał po latach. Nie mogąc znieść etykiety „artysty-amatora”, powrócił w roku 1903 na krakowską uczelnię. Zapisany do pracowni Leona Wyczółkowskiego, rzadko bywał na wykładach i ćwiczeniach. Niezmiernie wrażliwy na krytykę, nie znosił korekt profesora, potrafił nawet ostentacyjnie zabrać swoją pracę i po prostu wyjść z sali, kiedy miało dojść do oceny rysunku. Pomimo wyraźnej niechęci do uczelni, jego sztuka rozkwitała, warsztat artystyczny wiele zyskał, a i sam Kraków okazał się miejscem, w którym Wojtkiewicz chyba po raz pierwszy poczuł się dobrze i ochoczo włączył się życie cyganerii artystycznej.
Fotografia portretowa Witolda Wojtkiewicza, źródło: „Ludzie żywi” Tadeusz Boy-Żeleński
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Autoportret”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Samotny pierrot”, 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
2. Nieszczęśliwie zakochał się w Marynie Pareńskiej.
Salon państwa Pareńskich regularnie odwiedzali liczni przedstawiciele artystycznego kręgu Młodej Polski, także Wojtkiewicz, który został wprowadzony do domu profesorstwa dzięki Bolesławowi Raczyńskiemu. Pani Eliza Pareńska gorliwie wspierała sztukę, kupując namiętnie obrazy które wkrótce utworzyły bogatą kolekcję, a jej dom zamienił się w salon artystyczno-literacki. Pareńscy mieli trzy córki – Marynę, Zofię i Elizę, o których Zofia Nowakówna pisała: wykształcone i oczytane, au courant najnowszych prądów artystycznych, upozowane nieco na dekadentki. „Znużone naturą” zasłaniały w dzień okna […] i siedziały przy świecach. Właściwy tym czasom perwersyjny pociąg do wszystkiego, co miało związek ze śmiercią i z makabrą, manifestowały, namawiając kolejno wszystkich przyjaciół do popełnienia samobójstwa. Maryna – inteligentna i drwiąca – została uwieczniona w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego, a aktor Jerzy Leszczyński zapamiętał ją jako panienkę o smukłej, zgrabnej figurce, bardzo ładnych rysach i pysznych, kasztanowatych włosach, zawsze pełna humoru, temperamentu, cięta w mowie, dowcipna – była duszą towarzystwa. W niej właśnie zakochał się na zabój Witold Wojtkiewicz. Tragizm sytuacji polegał na tym, iż Maryna była już wówczas żoną lekarza Jana Raczyńskiego. Niespełniona miłość była źródłem potwornych cierpień dla młodego, wrażliwego artysty, którego melancholijna natura i skłonności masochistyczne dodatkowo podsycane były niedostępnością ukochanej. Artysta portretował obiekt swojej miłości kilkakrotnie, doskonale oddając cechy jej urody i osobowości. Według Zofii Nowakówny trójka postaci na obrazie „Swaty” z 1908 roku to Maryna, jej mąż i sam Wojtkiewicz. Piękna Maryna nie miała łatwego życia – jej mąż zmarł młodo, z kolejnym – Romanem Jasieńskim szybko się rozstała, po czym wyszła za maż po raz trzeci za lekarza i kolekcjonera – Jana Greka. W 1941 roku zostali oboje aresztowani przez Niemców i rozstrzelani wraz z grupą profesorów lwowskich przez Einsatzkommando zur besonderen Verwendung.
Zofia i Maria Pareńskie, źródło: M. Śliwińska „Muzy Młodej Polski”
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Portret Maryny Raczyńskiej”, po 1900 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Kielcach
Stanisław Wyspiański (1869-1907), „Portret Marii Pareńskiej”, 1902 rok, źródło: Muzeum Lubelskie w Lublinie
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Idylla – Swaty” z cyklu „Ceremonie IV”, 1908 rok, źródło: Muzeum Górnośląskie w Bytomiu
3. Pisał teksty do czasopisma satyrycznego „Kolce”.
Wojtkiewicz był nie tylko malarzem – uprawiał także działalność literacką, pisząc pod pseudonimem Wit-Woj satyryczne teksty dla czasopisma „Kolce”. Tygodnik humorystyczno-satyryczny „Kolce” ukazywał się Warszawie w latach 1871–1914, zawierał zarówno żartobliwe, krótkie teksty o różnym charakterze, jak i rysunki. Z pismem współpracowali między innymi: Michał Bałucki, Adam Asnyk, Bolesław Prus i Janusz Korczak. Wojtkiewicz w swoich tekstach trzymał się w tematyki dotyczącej sztuki, wyśmiewając w wyszukany sposób różnego rodzaju wydarzenia kulturalne, zachowania krytyków i samych artystów, zajmujących się najróżniejszymi dziedzinami. W numerze z 1902 roku możemy przeczytać między innymi o zachowaniu koneserów sztuki na wystawie: – Mon Dieu! Jak popstrzyli ściany niemiłosiernie! Obrazu w ramach nie widać na lekarstwo nawet. – Tak, pani, to zaiste ironja losu, teraz przednówek… musieli ściany czemś załatać, ale żeby tak jaskrawo… to, przyznam się, wprost posądzam ich o brak zdrowych klepek. – Opuśćmy salę, obawiam się zapalenia oczu, te kolory oślepiają mnie. – Łzy, jak perły, pani, są dostatecznym wyrzutem dla urządzających wystawę. – Dziękuję za współczucie, panie Marjanie. W jednym z kolejnych numerów Wojtkiewicz ironicznie komentuje postać nieziemskiej sławy mimiczki, pisząc: Milczeli o Wiehe! O której Pomadeusz powiedział: iż jednem drgnieniem oka pociąga tłumy w otchłań bezdenną… O Wiehe, Wiehe! Gdyś stanęła na scenie, jako Colombina i, przed zdradzeniem męża jedno oko pokazałaś sztywne, blade i anemiczne, a drugie pełne balsamicznej potęgi i siły świat cały się podemną zapadł…
Ilustracje na okładkach czasopisma „Kolce” z roku 1902, w których publikował Witold Wojtkiewicz, źródło: biblioteka cyfrowa Uniwersytetu Warszawskiego
4. Jednym z najbardziej przejmujących jego dzieł jest „Krucjata dziecięca”.
Obraz olejny „Krucjata dziecięca”, namalowany w roku 1905, został po raz pierwszy zaprezentowany na tak zwanej „Wystawie Pięciu”, w której wzięli udział artyści najmłodszego pokolenia o poglądach na wskroś awangardowych. Obraz Wojtkiewicza wzbudził szczególne zainteresowanie wśród odbiorców. Praca jest niezwykle dramatyczna, pełna niepokoju, oddająca wrażenie okrutnego i nieludzkiego koszmaru. W dużych rozmiarów kwadratowej kompozycji artysta ukazał grupę dzieci, kroczących powoli, ale zawzięcie, przez surowe pustkowie, z rączkami złożonymi do modlitwy i pochylonymi główkami. Dzieci ubrane są w identyczne, proste peleryny z kapturami, sięgające niemal do ziemi. Mali pokutnicy, będący zapewne już u kresu sił, przedstawieni zostali na tle nieba z ciężkimi, burzowymi, postrzępionymi chmurami, gnanymi podmuchami wiatru, które nadają pracy niepokojącego dynamizmu. Zawężona gama barw, ograniczona do sinawych szarości i przełamanych brązów potęguje dramatyzm sceny oraz wymiar wytrwałości i jednocześnie cierpienia niewinnych dzieci. Obraz Wojtkiewicza nawiązuje do głośnego wówczas utworu o tym samym tytule, poematu Marcelego Schwoba, którego tłumaczenie Zenon Przesmycki opublikował w „Chimerze” w 1901 roku. Trzech nas, Mikołaj, który wcale nie umie mówić, Alan i Dyonizy, wyszliśmy na drogi, aby pójść ku Jeruzalem. Idziemy już kawał czasu. Głosy to białe wezwały nas śród nocy. Wzywały one wszystkie małe dzieci. Były jak głosy ptaków ginących podczas zimy. I naprzód widzieliśmy mnóstwo biednych ptaków leżących na zmarzłej ziemi, mnóstwo maluchnych ptaszyn o szyjkach czerwonych. (…) I pełni jesteśmy wielkiej nadziei, i wkrótce ujrzymy błękitne morze. A u kresu błękitnego morza jest Jeruzalem. I Pan dozwoli przyjść do swego grobu wszystkim dzieciom maluczkim. Utwór Schwoba opisuje dramatyczne wydarzenia z 1212 roku, kiedy to wiele tysięcy dzieci w wieku około 12 lat wyruszyło na wędrówkę z Francji i Niemiec do Ziemi Świętej. Wyprawa zakończyła się tragicznie – niemal wszystkie dzieci zginęły z głodu, chorób i wycieńczenia, niektóre zostały wzięte do niewoli. Niektórzy odbiorcy obrazu dopatrywali się w nim również nawiązania do współczesnych wydarzeń – strajku szkolnego w zaborze rosyjskim, kiedy to najmłodsi sprzeciwili się starszym pokoleniom i zaborcy – uczestnicy krucjaty w przeważającej większości także wyruszyli z domów wbrew woli swych rodziców.
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Krucjata dziecięca”, 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Krucjata dziecięca”, 1905 rok, fragment obrazu, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
5. Był chorowity, przez całe swoje krótkie życie czuł nad sobą widmo śmierci.
Witold Wojtkiewicz urodził się jako drugi syn w warszawskiej, mieszczańskiej rodzinie. Miał aż dziesięcioro rodzeństwa, jednak to właśnie on – słaby i chorowity – był największym zmartwieniem dla rodziców. Od pierwszych chwil swojego życia balansował na cienkiej granicy między życiem i śmiercią, podobno po narodzinach przerażeni rodzice zanieśli go pod bramy kościoła, by nie umarł bez błogosławieństwa Bożego. Dziecko przeżyło, jednak nawroty choroby nieustannie się pojawiały także w dorosłym życiu, wywołując niepokój i pragnienie wielkich czynów, by pozostawić po sobie istotne dzieło, które przeżyje artystę. Około 1906 roku zdiagnozowano u Wojtkiewicza śmiertelną chorobę serca, która stopniowo miała przybierać na sile i pozbawiać artystę energii do życia. Choroba w połączeniu z nadwrażliwością, dramatycznymi wahaniami nastrojów i przeżywaniem rzeczywistości w dwójnasób bez wątpienia wykańczały delikatną konstrukcję artysty, jednak może właśnie te cechy pozwoliły wytworzyć sztukę absolutnie unikatową na tle współczesnych mu zjawisk? Jego płótna wypełniają groteskowe postaci, tworzące swój własny fantastyczny świat, figury dzieci, cyrkowców, lalek o zdeformowanych i przerysowanych cechach przesycone są niepokojącą melancholią, specyficznym rodzajem ironii. Pełne dramatyzmu i gwałtownych emocji sceny zapadają w pamięć i nie pozwalają przejść obok obojętnie. [Postaci] Smutne, przebrane w ciężkie, wspaniałe stroje baśniowych dworów, trawione namiętnościami, których nie mogą udźwignąć, rozgrywają w swój niedojrzały sposób autentyczny dramat miłości, zazdrości, nienawiści i śmierci. W 1908 roku, mimo pozornej żywotności, jego stan się pogarsza – coraz częściej dokuczają mu duszności oraz bóle serca. Zaniepokojeni przyjaciele artysty namawiają go na przeprowadzkę do domu Tadeusza i Zofii Żeleńskich, którzy roztaczają nad nim troskę i ochronę – jak się okaże – niemal do końca życia. Ostatnie chwile, naznaczone cierpieniem, artysta spędza pod opieką matki i siostry – Oli Kostrzębskiej. Umiera 14 czerwca 1909 roku. Wraz z ciałem Wojtkiewicza zostają pogrzebane jego dzienniki – wolą matki było uchronić najskrytsze tajemnice artysty przed niepowołanymi rękami.
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Biedota z choinką”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Cyrk wariatów” z cyklu „Obłęd”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Lalki”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Za murem”, 1906 rok, źródło: Muzeum Sztuki w Łodzi
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Dzieci zaskoczone burzą (Korowód dziecięcy)”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Orszak” z cyklu „Z dziecięcych póz”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Źródła:
- Teresa Stepnowska, Witold Wojtkiewicz, Warszawa 1976
- Witold Wojtkiewicz 1879-1909, katalog wystawy, tom 1, Kraków 1976
- Wiesław Juszczak, Wojtkiewicz i nowa sztuka, Kraków 2000
- Marceli Schwob, Krucyata dziecięca, [w:] „Chimera”, 1901, T. 3, tłum. Zenon Przesmycki
- Witold Wojtkiewicz, Pantomima, [w:] „Kolce”, R. 32, 1902, nr 46
- Witold Wojtkiewicz, Na wystawie polskiej sztuki stosowanej, [w:] „Kolce”, R. 32, 1902, nr 43
- Paulina Kamińska, Witold Wojtkiewicz. Dandys, poeta, wizjoner [dostęp: 14.11.223]
- Leszek Lubicki, Witold Wojtkiewicz „Krucjata dziecięca” [dostęp: 14.11.2023]
- Beata Bednarz, Panny w cieniu „Wesela”. Maria, Zofia i Eliza Pareńskie [dostęp: 14.11.2023]
Autor: Małgorzata Bednorz
Po krótkiej przygodzie z malarstwem studiowała historię sztuki, którą rozpoczęła na UMK, a skończyła na UJ. Od czasu do czasu pisze teksty o sztuce dla kilku czasopism. Wielbicielka twórczości kaskaderów literatury, a w sztukach plastycznych – wszelkich przejawów ekspresjonizmu (chociaż ceni wielu artystów z różnych epok i nurtów).
zobacz inne teksty tego autora >>