Pomnik prezydenta Józefa Dietla w Krakowie autorstwa Xawerego Dunikowskiego, źródło: materiały własne autorki

Pomnik prezydenta Józefa Dietla w Krakowie autorstwa Xawerego Dunikowskiego,
źródło: materiały własne autorki

W cieniu Dietla

Od października ubiegłego roku niemal każdego dnia, czekam po zajęciach na tramwaj linii numer 18 przy Placu Wszystkich Świętych. Niezależnie od poziomu zmęczenia, uwielbiam oddalić się nieco od przystanku by podziwiać otaczającą mnie rzeczywistość Krakowa. Mijający mnie ludzie również mogliby stanowić główną część obserwacji, jednak moje oczy zawsze kierują swą ciekawość na pozornie wieczne obiekty, które również zdają się obserwować nas – ludzi spieszących się nieustannie. I chociaż ci obserwatorzy chcieliby wiedzieć dokąd biegniemy, jest to niemożliwe, bo często my sami tego nie wiemy.

W tej patetycznej aurze spoglądam na czerwień cegieł kościoła Franciszkanów, które z mojego punktu widzenia stanowią jedynie tło dla pomnika Józefa Dietla.

Czar jednak pryska, gdy dowiaduję się, że autor tego dzieła zabił człowieka.

Xawery Dunikowski (1875 – 1964), bo o nim mowa – to jeden z najbardziej znanych polskich rzeźbiarzy. To on był twórcą słynnego cyklu „Głowy Wawelskie” (1925), czy rzeźb „Grobowiec Bolesława Śmiałego” (1917), „Macierzyństwo” (1900) oraz „Fatum” (1904). Artysta stworzył własny, oryginalny styl zrywający z dominującą w rzeźbie polskiej manierą rodinowską. Jego twórczość na stałe zapisała się na kartach historii sztuki.

Na stronie internetowej „Polskiego Radia” znalazłam niezwykłą audycję, w której to mogłam usłyszeć głos samego artysty i wyobrazić sobie przy okazji, jakim był człowiekiem. Polecam ją przesłuchać naszym Czytelnikom (link do audycji w bibliografii). Dunikowski, chociaż początkowo niechętnie, jednak po długich staraniach dziennikarza, decyduje się opowiedzieć nieco o swoim życiu:

„W całej szkole miałem najgorsze stopnie z rysunków. Mój nauczyciel za głowę się chwycił, kiedy się dowiedział, że zostałem profesorem akademii. Kiedy miałem dziewiętnaście lat zakochałem się i wtedy koniecznie chciałem zrobić portret swojej ukochanej. Wziąłem węgiel i nim zrobiłem portret z profilu, taki rysunek, płaskorzeźbę. Udało mi się i od razu zacząłem rzeźbić. Sporo nawet zarabiałem. Postanowiłem, że zostanę rzeźbiarzem”.

Xawery Dunikowski "Brzemienna I, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Xawery Dunikowski „Brzemienna I”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Xawery Dunikowski z rzeźbami z cyklu "Brzemienne", 1907 rok, źródło: Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku

Xawery Dunikowski z rzeźbami z cyklu „Brzemienne”, 1907 rok, źródło: Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku

Xawery Dunikowski "Fatum", 1902-1904 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Xawery Dunikowski „Fatum”, 1902-1904 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Profesorem rzeźby w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie artysta był w latach 1904-1914. W międzyczasie podróżował po Włoszech i Francji. Odbył nawet podróż na Bliski Wschód. Od 1914 roku przebywał w Londynie, następnie we Francji. Po odbyciu służby wojskowej, zamieszkał w Paryżu. Kiedy w 1923 roku wrócił do kraju, objął katedrę rzeźby w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Niestety czas wojny był dla Dunikowskiego tragiczny. Hitlerowcy aresztowali go w 1940 roku. Resztę okupacji spędził w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. We wspomnianej wyżej audycji, artysta również o tym wspomina. Ten fragment wywiadu wydaje się dla mnie opisem koszmaru i za każdym razem, gdy czytam lub słucham „wspomnień” osób, które przeżyły pobyt w Auschwitz nie potrafię przekonać swojego umysłu, że to działo się naprawdę. Artysta opowiedział, że cierpiał na tyfus. Po opuszczeniu obozu, Xawery Dunikowski przyjechał do Krakowa. Ważył wtedy czterdzieści kilogramów.

Od 1946 roku kierował katedrą rzeźby krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W 1955 roku przeniósł się do Warszawy, skąd od 1959 roku dojeżdżał do Wrocławia, gdzie prowadził wydział Wydział Rzeźby i Architektury Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych.

Zmarł w Warszawie w 1964 roku. Artysta wielokrotnie został nagradzany, a jego nazwisko do dziś służy za nazwę wielu polskich ulic i bulwarów.

Xawery Dunikowski ze studentami, źródło: Salon Dzieł Sztuki Connaisseur

Xawery Dunikowski ze studentami, źródło: Salon Dzieł Sztuki Connaisseur

Tak pokrótce wygląda biografia wybitnego artysty, która może budzić podziw. Jest w niej jednak pewien fakt, o którym mało kto dziś pamięta, a sam artysta (wcale się nie dziwię) nie zwykł o nim wspominać podczas dzielenia się wspomnieniami ze swojego życia.

Wydarzenie, o którym chcę opowiedzieć, miało miejsce w młodości artysty, a dokładniej 18 stycznia 1905 roku, kiedy to Xawery Dunikowski wraz z właścicielem galerii sztuki – Janem Krywultem, przebywali w warszawskiej restauracji Lijewskiego przy Krakowskim Przedmieściu 8.

„Wczoraj podczas przerwy w tej pracy, poszliśmy ok. 16.00 posilić się do najbliższej restauracji Lijewskiego i zajęliśmy we dwóch z Dunikowskim przedostatni stolik z prawej strony głównej sali. Zajęci rozmową nie zwracaliśmy żadnej uwagi na obecnych, gdy wtem ukazał się przed nami Wacław Pawliszak. Siedziałem zwrócony tyłem do sali, Pawliszak więc ominął mnie, a zbliżając się do Dunikowskiego podniósł rękę i ze słowami: „Panie Dunikowski”, zamierzył się do uderzenia. Dunikowski gwałtownym ruchem wyjął z kieszeni ubrania rewolwer i nim Pawliszak zdołał go uderzyć, padł strzał. Pawliszak zalany krwią runął na podłogę” – zeznał świadek zdarzenia, Jan Krywult.

Xawery Dunikowski sam zgłosił sprawę na policję. Zatrzymano go w więzieniu aż do czasu wpłacenia kaucji w kwocie dwóch tysięcy rubli. Niestety, Wacław Pawliszak zmarł w szpitalu następnego dnia od „spotkania” z rzeźbiarzem. Sąd uznał, że czyn Dunikowskiego został popełniony w celu samoobrony i w afekcie, dlatego też zwolnił go od odpowiedzialności za śmierć malarza.

Wacław Pawliszak, źródło: Internetowy Polski Słownik Biograficzny

Wacław Pawliszak, źródło: Internetowy Polski Słownik Biograficzny

Kim był Wacław Pawliszak?

Dziś to prawie zapomniany artysta, o którym sama dowiedziałam się, przygotowując materiały do tego artykułu. Urodził się w 1866 w Warszawie. Tam też uczęszczał na lekcje rysunku do Wojciecha Gersona. W 1880 roku został uczniem Jana Matejki, jako student krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Do zawodu malarza przygotowywał się także w Monachium i w Paryżu. Uwielbiał podróże na Wschód. Tematem jego prac były egzotyczne sceny rodzajowe, a także obrazy historyczne, batalistyczne i portrety.

Pawliszak podobno nie miał łatwego charakteru, a negatywne cechy rozbudziły się w duszy artysty po tym, jak jury odrzuciło jego prace zgłoszone do corocznego Salonu Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Zachęcie, poza jednym obrazem. Niestety, dzieło zostało powieszone obok pracy malarza, za którym Wacław Pawliszak nie przepadał. Oburzony, wycofał więc obraz z wystawy, a do członków jury (w tym do Xawerego Dunikowskiego) wysłał obraźliwe listy, przez co uznano go za niepoczytalnego. Dunikowski odpisał na wiadomość, że „jako od obłąkanego, satysfakcji od niego nie żąda”. Pawliszak  nie dał więc za wygraną i znalazł sposób na konfrontację z rzeźbiarzem, podczas gdy ten, jadł obiad z Janem Krywultem…

Resztę historii już poznaliśmy. Nie mnie jest oceniać, któż jest winny całej sprawie i czy jutro, czekając na tramwaj linii numer 18, mam obracać głowę w stronę kościoła Dominikanów. Faktem jest jednak, że miłośnicy sztuki mają tendencje do sakralizacji artystów, a negatywne karty ich biografii idą mimowolnie w niepamięć. Czy należy zatem oddzielić ich życiorysy od twórczości? Zazwyczaj jest to przecież niemożliwe, chociażby ze względu na to, że tworząc – często inspirują się własnym życiem.

Xawery Dunikowski również nie miał spokojnej osobowości. Przekonuje mnie o tym samo wczucie się w ton jego wypowiedzi nagranej przez dziennikarza, którego ten odesłał, jeszcze przed rozpoczęciem wywiadu. „Niech pan przyjdzie za trzy lata” powiedział do niego artysta, z którym umówił się po trzech dniach od pierwszego spotkania. Dunikowski od czasów młodości bywał częstym uczestnikiem awantur, a nawet pojedynków z bronią. W 1902 roku został skazany na pół roku twierdzy (w zawieszeniu) za udział w pojedynku, podobno o kobietę.

Myślę, że takie odzieranie artysty ze sfery sacrum, powoduje u miłośników sztuki (także u mnie!) wewnętrzny paradoks. Czym jednakże jest to „odarcie”? Przecież to tylko podanie faktów z biografii twórcy!

Artysta to też człowiek, popełnia zatem błędy.

Jednak, czy artyście nie jest łatwiej przebaczyć?

 

Źródła:

Autor: Alicja Francikowska

Studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunku historia sztuki (studia II stopnia). Licencjat z historii sztuki uzyskała studiując na Uniwersytecie Śląskim z półrocznym pobytem na Uniwersytecie we Florencji. Ukończyła także język francuski z programem tłumaczeniowym oraz studia podyplomowe "Rynek sztuki i antyków". Miłośniczka włoskiego renesansu i włoskiego języka. Obecnie uczestniczka kursu przewodników po Krakowie.
Ulubiony artysta: Stanisław Wyspiański.

zobacz inne teksty tego autora >>