Małgorzata Czyńska
„Łempicka. Tryumf życia”
Wydawnictwo Znak, Kraków 2020
207 stron, twarda oprawa

fot. Karolina Bańkowska

Do sięgnięcia po lekturę tej książki (jeszcze przed zajrzeniem do jej środka) przekonują dwa główne powody. Po pierwsze dorobek literacki autorki – Małgorzaty Czyńskiej. Jej poprzednie publikacje, jak choćby „Berezowska. Nagość dla wszystkich”, „Kobiety Witkacego. Metafizyczny harem” czy „Najpiękniejsze kobiety z obrazów”, to naprawdę rzetelne lektury, które łączą lekką, przyjemną formę z dużą dawką wiedzy. Pióro Czyńskiej w zasadzie już by mogło wystarczyć jako zachęta do sięgnięcia po jej kolejną książkę, ale jest jeszcze jeden argument. I to nie byle jaki, bo autorka bierze „na warsztat” chyba najpopularniejszą w ostatnich latach artystkę – elektryzującą Tamarę Łempicką. Dzieła Łempickiej z aukcji na aukcję osiągają coraz to większe rekordy, wzbudzając zainteresowanie nie tylko samą sztuką, ale i postacią artystki.

(…) Tamara już dawno postanowiła, że za każdy sprzedany obraz kupi sobie brylantową bransoletkę i będzie je kupować, aż pokryje brylantami oba nadgarstki. Teraz nosiła już szerokie brylantowe mankiety, coraz szersze. Dodawały jej blasku. Czasami, przy ważnych klientach, zakładała je nawet do malowania, a do sesji zdjęciowych pozowała wystrojona jak na wielkie wyjście – zamiast roboczego fartucha wybierała balową suknię od Madame Lavin albo Madame Gres. Bardziej pasowały do jej osobowości i figury niż czarne futerały Chanel. Malarz powinien się chełpić. Dawni mistrzowie malowali swoje autoportrety w pełnym rynsztunku, w futrach, aksamitach i kosztownościach. Tamara była mistrzynią – świat powinien o tym wiedzieć. [s. 58]

fot. Karolina Bańkowska

O Tamarze Łempickiej od paru lat jest głośno, nie tylko na rynku sztuki ze względu na padające rekordy, ale także w mediach i w szeroko pojętej kulturze. W Polsce ocenia się jej sukcesy na zagranicznych rynkach jako osiągnięcia wybitnej Polki. Sama Tamara zaś, o czym wielokrotnie wspomina Czyńska w swojej książce, uważała się za obywatelkę świata. Szczególnie świata bogatego, pełnego blichtru i zabawy, ale także ciężkiej pracy. Polskości używała raczej jako egzotycznego detalu, czegoś co wyróżniało ją na tle innych – czy to dzięki śpiewnemu akcentowi czy tradycyjnym potrawom serwowanym na urządzanych przez siebie przyjęciach. 

Zdecydowanie Łempicka była postacią barwną i niemożliwie zdeterminowaną do osiągnięcia sukcesu. Właściwie całe życie podporządkowała dążeniu do rozgłosu – praca (a pracowała bardzo dużo) była jej przepisem na sukces, ale też lekarstwem na ból i trudności życia. Takiego tempa nie mógł udźwignąć jej pierwszy mąż, często nie rozumiała tego stanu jej córeczka i opiekująca się dzieckiem matka. A Tamara podbijała świat – nie tylko oszołomiła Warszawę, zdobyła Paryż, ale zapraszano ją nawet do Nowego Jorku, który był spełnieniem jej fantazji o wielkomiejskim życiu. Okres II wojny światowej zatrzymał ten pęd.

fot. Karolina Bańkowska

W tłumie ambitnych dziewcząt zapewniających kursy malarstwa i sale Luwru Tamara musiała się wyróżnić, zaistnieć – musiała być ambitniejsze od najambitniejszych i mieć pomysł na siebie, plan działania. Oczywiście lubiła powtarzać że przed przyjazdem do Paryża nie studiowała malarstwa, a potem tylko przez chwilę, bo wszystkiego tak naprawdę nauczyła się od malarzy renesansu. Zupełnie jakby rady dawała jej sama Élisabeth Vigée Le Brun: „Moje dziecko, niech pani nie korzysta z żadnego systemu edukacji. Proszę sięgać tylko do wielkich włoskich mistrzów, jak również do flamandzkich”. Portrecistka Marii Antoniny deklarowała: „Nigdy nie miałam nauczyciela w ścisłym tego słowa znaczeniu”, a Tamara powtarzała: „Niczego, co robiłam, nigdy nie robiłam tak, jak robili inni. Zawsze robiłam wszystko jakoś inaczej. Chciałam robić to, co chcę”. „Czyżby była pani samoukiem?” – pytał ją niedawno polski dziennikarz. Tyle razy już słyszała to pytanie, leżało u podstaw jej legendy artystycznej. [s. 73]

Książka Małgorzaty Czyńskiej nie jest kompendium wiedzy o Tamarze Łempickiej. Daleko jej do suchych faktów, dat i przypisów bibliograficznych punktujących kolejne źródła i dokumenty. To zwiastun (ang. ‚teaser’), dający nam z jednej strony już pewien obraz całości, która może nas czekać, ale też rozbudzający ciekawość tego, co się kryje pomiędzy przedstawionymi scenami. Chociażby przez to, że autorka i wydawnictwo oszczędzili nam kolorowych reprodukcji dzieł Łempickiej, będziemy chcieli wpisać jej nazwisko w wyszukiwarkę i zobaczyć te zmysłowe Rafaele i Wenus, które portretowała artystka i o których historie snuje Małgorzata Czyńska. A zdecydowanie jest co oglądać, bo Łempicka była w swojej sztuce perfekcyjna.

Samą książkę czyta się lekko i przyjemnie, właściwie można ją skonsumować przy jednorazowym posiedzeniu. Zdecydowanie jest to lektura, która zainteresuje zarówno wielbicieli sztuki, jak i zupełnych laików.

fot. Karolina Bańkowska