[Poniższy tekst jest kontynuacją artykułu -> przeczytaj część I]

 

Tyle dobrego zrobił! Przecież w tym samym czasie, kiedy zjeździł tysiące kilometrów z prawie wszystkimi wystawami elitarnego Stowarzyszenia Artystów „Sztuka”, żeby dopilnować ekspozycji dzieł polskich malarzy i rzeźbiarzy, dwoił się i troił, żeby jako kurator „Bratniaka” nie dać zginąć z niedostatku żadnemu zdolnemu studentowi, powinien był zajmować się własnym zdrowiem – powiedziałby ktoś niewątpliwie rozsądny. Potężny a nadmiernie otłuszczony, delikatnie mówiąc, przez te najlepsze krakowskie lata był chory na cukrzycę, na serce, miał niewydolność nerek.

Gdy osłabiony nie był w stanie się dowlec do Jamy Michalikowej albo do Sauera, Retmana, czy do Paonu naprzeciw teatru, zwoływał artystów do siebie, do mieszkania przy Pańskiej 10 (dziś Marii Skłodowskiej-Curie) – i tam, po serii korekt z celnymi uwagami o istocie sztuki, inicjował próby kabaretu „Zielony Balonik”.

Jan Stanisławski, plakat "IX Wystawa Towarzystwa Artystów Polskich Sztuka", 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski, plakat „IX Wystawa Towarzystwa Artystów Polskich Sztuka”, 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Szczepkowski "Karykatura Jana Stanisławskiego", 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Szczepkowski „Karykatura Jana Stanisławskiego”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Kazimierz Sichulski "Karykatura Jana Stanisławskiego z uczniami", 1905 rok, źródło: Jama Michalika w Krakowie

Kazimierz Sichulski „Karykatura Jana Stanisławskiego z uczniami (od lewej S. Filipkiewicz, S. Czajkowski, H. Szczygliński, S. Kamocki)”, 1905 rok, źródło: Jama Michalika w Krakowie

Do końca jeździł ze studentami na plenery. Na prowincję, owszem, malowniczą, ale bez wygód. Jego celne korekty bywały tak dosadne, że urażeni adepci odgryzali się żartami. „Majster, ten przygrubszy” przyjmował je z godnością. Na zarzut niesprawiedliwości osądu, odparł: „Dlaczego ja mam być sprawiedliwy? Pan Bóg jest sprawiedliwy”. Światło uważał za duszę świata i dyskredytował oglądany obraz, gdy nie było w nim światła.

„Stanisławszczyzna” kwitła. Henryk Szczygliński, książę nokturnów; Stanisław Czajkowski, autor mistrzowskich Roztopów, i jego brat Józef, Stefan Filipkiewicz, Stanisław Kamocki – ot, gdyby tak zebrać z wierzchu sześćdziesięciu kontynuatorów świetlistego nurtu. Każdy z wymienionych studentów Stanisławskiego należał do gwiazdozbioru Młodej Polski i znajdzie osobne miejsce w tych omówieniach.

Do tej plejady należeli także – idący po studiach własną drogą –  Wlastimil Hofman, Ludwik Misky, Edward Trojanowski, Edmund Bartłomiejczyk, ukraiński pejzażysta Iwan Trusz, wreszcie wielki Tadeusz Makowski. Zapamiętali – co widać po ich obrazach – słowa mistrza: „Im motyw jest skromniejszy, tym go dokładniej należy opracować”.

Jan Stanisławski "Kwitnące maki", między 1883 a 1890 rokiem, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski „Kwitnące maki”, między 1883 a 1890 rokiem, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski "Topole nad wodą", 1900 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski „Topole nad wodą”, 1900 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

„Opracować” nie znaczy „wydziubdziać”. Nie tylko ci, co znali Stanisławskiego, ale w ogóle ludzie przez całe życie doskonalący świadomość twórczą, wiedzieli, o co chodzi. „Opracować motyw”, inaczej – zrobić wszystko, co można, żeby dać dziełu życie. Oczywiście nie metodą prób i błędów. Próby i błędy już były. Tu ma być dziewięćdziesięcioprocentowa pewność. A co z dziesięcioma procentami? O, w nich jest cała przygoda autentycznego twórcy. Bez tych małych procentów niepewności, szaleństwa, wreszcie niekiedy rozkoszy, nie byłoby sensu stawać za sztalugą.

Motywy niezliczonych obrazów Stanisławskiego, członka Hagebundu i wiedeńskiej Secesji, to także topole nad Wisłą, nokturny tynieckie i, rzecz jasna, Planty krakowskie z ich obłędną, charakterystyczną mglistością. Wyspiański, który otrzymał od Stanisławskiego wiele pomocy, pisał w Weselu (w kwestii Pana Młodego): „… żebym miał kąt z bożej łaski, / maleńki jak te obrazki, / co maluje Stanisławski / z jabłoniami i bodiakiem / we złotawem słońcu takiem…”.

Jan Stanisławski "Hełm wieży Mariackiej w Krakowie", ok. 1904 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski „Hełm wieży Mariackiej w Krakowie”, ok. 1904 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski "Fragment Plant", około 1905 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski „Fragment Plant”, około 1905 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Nie słuchał lekarzy i latem 1906 zamiast jechać do Egiptu, wybrał się na rodzinną Ukrainę. Co tam kuracja! Tam wtedy Michaił Niestierow namalował ten portret: Jan Stanisławski, o twarzy poszarzałej, siedzi wpatrzony w widza i w coś nieodgadnionego.

Po powrocie do Krakowa funkcjonował przez kwartał jak zawsze: Akademia, plenery, choćby na wzgórzu Wawelskim, lokale, restauracje, kabaret, poślubiona od siedmiu lat najlepsza żona, Janina. W gronie kolegów, w domu, omawiał na kilka godzin przed śmiercią szczegóły wspólnie urządzanej wystawy „Sztuki”. Zmarł powalony atakiem serca o 6 rano w niedzielę 6 stycznia 1907. Przyszedł wielki rzeźbiarz Konstanty Laszczka z woreczkiem gipsu i zdjął z twarzy przyjaciela maskę pośmiertną. Mehoffer rysował  zmarłego.

„Rozmawiał prawie ze światłem” – żegnał go „Czas” tymi słowy.

Janina Stanisławska z Roszkowskich zapisała kolekcję dzieł męża Muzeum Narodowemu w Krakowie. Obrazy miały być eksponowane w osobnej sali. I tak było… do roku 1945. Wolą samego Jana Stanisławskiego dochód ze sprzedaży innych dwustu jego obrazów miał być przeznaczony na wzniesienie podwalin domu akademickiego dla studentów ASP. Wszystkie obrazy sprzedano, a akademika jak nie było, tak nie ma.

Jan Stanisławski "Wiosna na Krzemionkach", 1906 rok, źródło: Muzuem Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski „Wiosna na Krzemionkach”, 1906 rok, źródło: Muzuem Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski "Po zachodzie", 1906 rok, źródło: Muzuem Narodowe w Krakowie

Jan Stanisławski „Po zachodzie”, 1906 rok, źródło: Muzuem Narodowe w Krakowie

Źródła:

  • Leon Kowalski, Pendzlem [sic!] i piórem, przedmowa: Jan Wiktor, Kraków 1934

  • Adam Grzymała Siedlecki, Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim, Kraków 1965

  • Tadeusz Żeleński (Boy) w: Boy o Krakowie, opr. H. Markiewicz, Kraków 1968

  • Pia Górska, Paleta i pióro, Kraków 1956

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>