Zacznijmy od zagadki do dzisiaj nierozwiązanej. Przynajmniej nic mi nie wiadomo, aby ktokolwiek jednoznacznie wypowiedział się na ten temat, choć domysłów kilka jest. W roku 1908 Ferdynand Ruszczyc kończy malować obraz „Gniazdo” przedstawiający fragment domu rodzinnego w Bohdanowie wraz z otaczającym go ogrodem i kłębiącymi się chmurami. To jego ostatnie dzieło malowane farbami olejnymi. Wtedy to całkowicie porzuca malarstwo sztalugowe. Od tego czasu żyć będzie jeszcze lat dwadzieścia osiem i już nigdy nie rozstawi sztalug, na których postawi czyste płótno gotowe do zapełnienia farbami. Po osiedleniu się w Wilnie pracuje na rzecz tego miasta w inny sposób. Podnosi z ruin tamtejszy teatr, projektuje plakaty, tworzy szaty graficzne dla książek i czasopism. Zostanie nawet dziekanem Wydziału Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Wileńszczyzna to jego rodzinne strony. Dla tego regionu teraz pracuje, a wcześniej, w okresie działalności malarskiej, to ona stanowi główny motyw jego twórczości. Monumentalny obraz Ziemia, to widok z okolic domu rodzinnego artysty w Bohdanowie. Tak przynajmniej drzewiej uważano. W katalogu wielkiej wystawy z roku 2020 „Polska. Siła obrazu”, możemy jednak przeczytać, że „żaden element dzieła nie pozwala rozpoznać wsi z okolic jego rodzinnego domu, które zwykł przedstawiać”, a obraz ten określa się jako „niemal abstrakcyjny”. A może jednak są to okolice Bohdanowa, bo jak zauważa Konrad Niciński, „porównanie Ziemi z ukazującymi to samo wzgórze zdjęciami Jana Bułhaka (wybitnego fotografa, przyjaciela Ruszczyca – przy. L.L.) przekonuje, jak dalece artysta przekształcił rzeczywistość”. Tak czy siak, to i tak „Ziemia” pozostaje najbardziej znanym i rozpoznawalnym obrazem Ruszczyca.
„Ziemia” Ferdynanda Ruszczyca na ekspozycji w Muzeum Narodowym w Warszawie, źródło: archiwum autora
Przeglądając książkę „Ferdynand Ruszczyc. Życie i działo”, wydaną przez Muzeum Narodowe w Krakowie, gdzie możemy obejrzeć m.in. reprodukcje dzieł malarskich artysty zauważamy, że na jego obrazach bardzo rzadko pojawiają się ludzie. Na obrazie „Ziemia” natomiast człowiek jest. Tematykę orania pola przez woły czy konie ciągnące pług w polskim malarstwie podejmowało wielu malarzy. Wspomnijmy tu tylko „Orki” Józefa Chełmońskiego i Stanisława Witkiewicza, „Orkę na Ukrainie” Leona Wyczółkowskiego, a także Witolda Wojtkiewicza, który ukazał tę czynność w formie ekspresjonistycznej groteski. Zauważmy, że Ruszczyc jednak swojej pracy nie nadał tytułu „Orka”, jak jego wybitni koledzy po fachu, choć tę czynność rolniczą na płótnie właśnie widzimy. Dlaczego? Może dlatego, że – jak pisze Ignacy Witz – Ziemia nie jest obrazkiem, widoczkiem zapożyczonym z natury, jest w niej coś filozoficznego, coś, co mimo swej skrajnej prostoty każe myśleć o losie ludzkim, o czasie i przemijaniu. (…) Mamy tu do czynienia z jakąś wielką malarską metaforą, jakimś symbolem wywołującym rozliczne skojarzenia oraz interpretacje.
Cytowany wyżej K. Niciński dokonując przeglądu owych interpretacji tego dzieła („każdy widział w nim to, co chciał zobaczyć”) przez pisarzy, poetów czy krytyków, tak powiada: Stefan Popowski i Zenon Przesmycki odczytywali obraz jako alegorię ludzkiej egzystencji, Cezary Jellenta – jako opis niezmiennych praw natury, w kręgu naturalistów i pogrobowców pozytywizmu uznano go za pochwałę rolniczego trudu, Antoni Chołoniewski zobaczył w nim ilustrację mickiewiczowskiej wizji człowieka między ziemią i niebem, Leopold Staff (w wierszu „Orka”) odczytał w duchu nietzscheańskiego „triumfu woli”, Henryk Piątkowski – w duchu preegzystencjalistycznym, a Napoleon Rouba – chrześcijańskim. Najdalej posunął się, już w dwudziestoleciu międzywojennym, Mieczysław Limanowski (skądinąd zaprzyjaźniony z malarzem), który uznał „Ziemię” za obraz religijny, odwołujący się jednocześnie do zmartwychwstania Chrystusa i misteriów eleuzyjskich.
Ferdynand Ruszczyc (1870-1936) „Ziemia”, 1898 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Ferdynand Ruszczyc (1870-1936) „Ziemia” (fragment), 1898 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Ja natomiast gdy przyglądam się „Ziemi” z bliska, jestem przygnębiony. Ciężko jest mi patrzeć na cierpienie człowieka i bydlęcia, bo to, że człowiek, który orze ziemię, popędzając batem dwa silne woły cierpi, to raczej nie podlega dyskusji. Jedyne co w tym obrazie wydaje się pulsujące życiem, to niebo. Jest jego dużo, porusza się i ulega zmianom. Kadrowanie tutaj jest takie, jak to się robi na fotografiach, z „żabiej perspektywy”. Stąd wrażenie, że ziemi, tej ciężkiej, brunatnej jest więcej niż w rzeczywistości. Tak naprawdę zajmuje ona niewielką cześć płótna. Patrząc na ten obraz z pewnej odległości, widzi się przede wszystkim to niebo i ziemię – wszechmocną naturę. Człowiek i jego praca niejako ucieka nam z pola widzenia. Symbolizm tego obrazu polega właśnie na tym, że pokazana tutaj ziemia jest żywiołem i „bestią”, a orający ją człowiek, jak pisze o tym obrazie Stefan Popowski to marna, drobna, na każdym kroku zależna od niej istota, uroczyście i pokornie sprawuje, niby jakiś mistyczny kult, swoją wieczną znojną pracę skazańca, pod skłębionymi zwałami obłoków, groźnie piętrzących się nad jego głową.(…) Dwa woły, pług i człowiek, ów odwieczny zaprzęg ludzkości, upartym ruchem kroczący mozolnie przed siebie. Także przychylam się do opinii, że jest to dzieło opowiadajcie o ludzkiej egzystencji, tak jak i wiele innych dzieł malarza, o których mówi się, że są „wyraźnie filozoficzne”.
Ferdynand Ruszczyc w 1897 roku ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Petersburgu, a już dwa lata później namalował Ziemię. To niemalże malarski debiut. Pomimo takiego sukcesu na początku artystycznej drogi, gdyż obraz był powszechnie chwalony, ale i później np. na kilku wystawach w Wiedniu, twórczość malarska artysty zamiera, o czym wspomniałem na początku tego szkicu i tą zagadką swoją opowieść zakończę. Bo założenie, że „poświęcił się idei odnowy stłumionej wieleńskiej kultury”, czy też, „że przewidział nadejście nowej epoki i dewaluację starej sztuki” nie wyjaśnia, czemu tak uzdolniony człowiek przez prawie trzy dekady nie wziął ani razu pędzla do ręki.
Ekspozycja prac Ferdynanda Ruszczyca w Muzeum Narodowym w Warszawie, źródło: archiwum autora
Źródła:
- K. Niciński: „Ferdynand Ruszczyc”, Ziemia. Culture.pl
- „Polska. Siła obrazu”. Warszawa 2020.
- S. Popowski: „Krajobrazy Ruszczyca na wystawie Tow. Sztuk Pięknych”. W: „Teksty o malarzach 1890-1918”. Wrocław 1976.
- I. Witz: „Polscy malarze, polskie obrazy”. Warszawa 1970.
Autor: Leszek Lubicki
Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (Profilaktyka społeczna i resocjalizacja). Nie jest zawodowo związany ze sztuką, tylko osobą zainteresowaną polskim malarstwem przełomu XIX/XX wieku, okresem, który Maria Poprzęcka nazwała “Szczęśliwą godziną”, czyli najbujniejszym i najbogatszym w polskiej sztuce. Swoje teksty publikuje m.in. w kwartalniku “Krytyka Literacka”, miesięczniku “Historia do Rzeczy” oraz na portalach “Niezła Sztuka” oraz “Super historia”. Wcześniej publikował w magazynach podróżniczych “Polska Wita” i “W podróży”.
Ulubiony artysta: Władysław Podkowiński
zobacz inne teksty tego autora >>