Pałac Pareńskich przy ulicy Wielopole 4 w Krakowie, 1930 rok, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pałac Pareńskich przy ulicy Wielopole 4 w Krakowie, 1930 rok, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Nie ma już w Krakowie pałacu doktorostwa Pareńskich w ogrodzie przy ulicy Wielopole (dziś jest to trzon, inni mówią, że serce, nowoczesnego hotelu Holiday Inn), a był to dom szczególny. Należał nie tylko do Pareńskich, mecenasów sztuki, lecz także do artystów, pisarzy i muzyków, którzy bywając czuli się tam lepiej niż u siebie. Wyspiański znajdował w salonie pierwszych słuchaczy dramatów oraz nabywców obrazów, Tadeusz Żeleński-Boy znalazł żonę w córce gospodarzy, a Witold Wojtkiewicz (1879–1909), jeden z najoryginalniejszych malarzy europejskich początku XX wieku, zachodził tam dla niezupełnie zdrowej inspiracji.

Twórca kompozycji figuralnych, w których liryzm przestaje się kłócić z okrucieństwem, a postacie wnikają w tło, lub z niego właśnie wychodzą, warszawianin, którego po studiach w Akademii Sztuk Pięknych Kraków wirem Zielonego Balonika zatrzymywał w swych murach, stał się u Pareńskich bywalcem od tego historycznego momentu, gdy się upewnił, że jedna z trzech córek doktorostwa, Maryna, zamężna Raczyńska, jest jego wielką miłością. Nieszczęśliwą, dodajmy, bo niespełnioną, beznadziejną. Czy przychodził, żeby się dręczyć, czy o to, by się napawać? Trudno powiedzieć, jeszcze trudniej zgadnąć. Jego pędzla portret Maryny, zjawiskowej, tajemniczej, a przecież z ciała, nie z mgieł, naprowadza na trop.

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Portret Maryny Raczyńskiej", 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Kielcach

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Portret Maryny Raczyńskiej”, 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Kielcach

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Portret Lizy Pareńskiej", 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Portret Lizy Pareńskiej”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Wojtkiewicz, malarz, poza tym dobre pióro, publicysta i zjadliwy karykaturzysta, stwarzał w swoich obrazach światy ezoteryczne. Motywy i osoby tam przedstawione budzą do dziś popłoch filistrów. Dzieje się tak pewnie także dlatego, że są w swojej niezrozumiałości sugestywne i tak chwytające za serce, że budzą wściekłość i żal tych, którzy a priori nie uznają rzeczy niewytłumaczalnych. Trudno więc mówić o motywach postępowania twórcy takich dzieł.

Dandys, z jednej strony bystry obserwator, z drugiej człowiek z nieuleczalną wadą serca, wyobrażam sobie, że potrafił być równie uroczy i na przemian trudny w kontakcie jak pół wieku później podobnie wyposażona przez los Halina Poświatowska, oryginalna poetka, której niedawne ślady miałem okazję znaleźć w Krakowie, gdzie bliski mi poeta opowiadał w konfidencji o trudach bliskiego koleżeńskiego pożycia z osobą w stałym poczuciu zagrożenia chłonącą z życia to tylko, co wyborowe. Dygresją usiłuję pokryć braki pomysłu na kierunek pozwalający wytropić gniazdo tego rara avis, którym jest absolutnie niepowtarzalna sztuka Witolda Wojtkiewicza. Od momentu rozkwitu talentu z konwencjonalnych portretów i pejzaży w duchu młodopolskim do kompozycji figuralnych, w których doskonałość warsztatu łączy się w jedno z senną dowolnością mgławicowych deformacji – kilkunastu obrazów niewielkich i średnich formatów – upłynie najwyżej pięć lat i to wystarczy, żeby Wojtkiewicz w chwili przedwczesnej, ale spodziewanej śmierci, był kimś, kto ma zapewnione świetne miejsce w historii sztuki.

Fotografia portretowa Witolda Wojtkiewicza, ok. 1898 roku, źródło: Polona

Fotografia portretowa Witolda Wojtkiewicza, ok. 1898 roku, źródło: Polona

 Witold Wojtkiewicz (1879 - 1909) "Najmłodsze pokolenie artystów w kawiarni", 1904 rok, źródło: "Liberum veto" / Salon Dzieł Sztuki Connaisseur

 Witold Wojtkiewicz (1879 – 1909) „Najmłodsze pokolenie artystów w kawiarni”, 1904 rok, źródło: „Liberum veto” / Salon Dzieł Sztuki Connaisseur

Dzieci zaskoczone burzą – skąd wzięła się tak dynamiczna kompozycja? Skąd odwaga w brawurowym utrwaleniu szkicu ruchu, nadania barw i decyzji o kontrastach waloru u dwudziestopięcioletniego malarza, wciąż jeszcze studenta Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie? Zdecydowane różowawe biele, tu spódnicy, tam zarzutki, oranże kubraków i indygo nieba kontrastujące z szarozłotawą ziemią, wreszcie jakieś kuklaste twarze dzieci, odrealnione przerażeniem. To – po dotychczasowych doświadczeniach Wojtkiewicza ilustratora, zdrową, solidną kreską wyznaczającego kształt sedna przedstawianych spraw, problemów, postaci – nowy etap w twórczości, i formalnie, i treściowo niepowtarzalny. Krucjata dziecięca – obraz olejny tyleż inspirowany utworem literackim Schwoba, drukowanym właśnie w „Chimerze”, ile będący wyrazem przemyśleń artysty i wynikłej z nich wizji – będzie już utrzymana w gamie niemal monochromatycznej. Kwadrat płótna to odcinek trasy wędrówki, czy ja wiem, ponurej w uporze, odważnej w założeniu procesji… obraz wypełniony figurkami wędrowców, każda z nich zwieńczona okrągłą, wygoloną łepetyną, tu brzuch rozdęty, pewnie z głodu, nogi w marszu, dłonie złożone do modlitwy; i wszystko jakby na pastwę przenikliwie zimnego deszczu z rozstrzępionych obłoków.

Jeszcze trochę, a napisze zadziwiony widz, krytyk sztuki Antoni Potocki: „Pogranicze bajki i szaleństwa, dziecinnych zabawek losu – osobliwa przygoda życia przed naszymi oczyma”.

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Dzieci zaskoczone burzą", 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Dzieci zaskoczone burzą”, 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Krucjata dziecięca", 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Krucjata dziecięca”, 1905 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Płynna, secesyjna linia, ciągnięta przez wytrawnego rysownika, wręcz lejąca się farba, wypełniająca płótno harmonijnymi zestawieniami kolorystycznymi wyrafinowanych szarości, beżów, rozbielonego złota, zgaszonej bieli, to zaledwie złożona z farb olejnych i temper powłoka Marionetek, obrazu malowanego przez Wojtkiewicza w przedostatnim roku życia. Kiedy się przyjrzeć nie tyle dokładniej, ile po inwentaryzatorsku, można się zdziwić: otóż ten scalony obraz składa się jednak z wszystkich kolorów. Barwy jednakże, nie wyrażając nastroju, opisują przedstawione zdarzenie. Jest nim rzecz straszna; para ludzi wiekowych zabawia się z gorszącym upodobaniem ludzkimi figurynkami, wyznacza im role, wymyśla nakazy.

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Marionetki", 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Marionetki”, 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Komedianci", 1905 rok, źródło: Desa Unicum

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Komedianci”, 1905 rok, źródło: Desa Unicum

Marionetki, Hołd, Porwanie królewny – wizjonerskie płótna o nie do końca czytelnej metaforze – malował już po wielkiej przygodzie swojego życia, po wydarzeniu, którego pozazdrościłby mu każdy artysta, po potwierdzeniu sensowności zmagań. Otóż to: nobilitacja przyszła z Zachodu. Na wystawie w Berlinie w roku 1906 zachwycili się obrazami młodszego od nich o dekadę Witolda Wojtkiewicza wybitni przedstawiciele kultury francuskiej: sławny już wtedy pisarz André Gide i znakomity malarz Maurice Denis, symbolista z warsztatem postimpresjonisty. Panowie widzieli Fantazję, gdzie w oryginalnej tonacji różowo–pomarańczowej tkwi przerażająca postać, która nie odpowiada za swoją powierzchowność. Tkwi, ale została utrwalona w ruchu; artysta ją zapamiętał posuwającą się pośród suchych chaszczów między murami z widokiem z wyłomu na miejską ulicę. Obraz niewielki formatem budzi ogromne emocje i to jest bezsprzecznie arcydzieło.

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Hołd", 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Marionetki”, 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Porwanie królewny", 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Porwanie królewny”, 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Fantazja", 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Marionetki”, 1907 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Chrystus i dzieci", 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Chrystus i dzieci”, 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

André Gide, autor Traktatu o Narcyzie i bezpruderyjnego opowiadania Immoralista, zaprosił Wojtkiewicza do Paryża i urządził mu w roku 1907 wystawę malarstwa w legendarnej już Galerie Druet. We wstępie do katalogu pisał m.in. o „fenomenie duszy polskiej” zawartym w twórczości nowego, podziwianego przyjaciela. Witold Wojtkiewicz, twórca przejmującego Cyrku wariatów, obrazu w tonacji ochry, szarości i akcentów spłowiałej czerwieni, o odważnej kompozycji, wyprzedzającej swój czas, nie mógł jednak liczyć na uznanie publiczności. Francuzi uznali jego dzieła ot, po prostu, za smutne, trudno się dziwić, ziemista w tonie akwarela Uczta nie nastraja optymistycznie, przywodzi na myśl stypę po dłużniku, zaś aurę beznadziejności roztacza wyszukana kompozycyjnie, wytworna kolorystycznie tempera Emeryci z podtytułem Wegetacja.

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Cyrk wariatów", 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Cyrk wariatów”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Emeryci. Wegetacja", 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Emeryci. Wegetacja”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

W końcu sam Gide zakupił kilka obrazów z tej indywidualnej wystawy. Przyszły Noblista oraz zachwyceni Wojtkiewiczem nabiści z Denisem na czele, wszyscy namawiali go do pozostania w Paryżu. To nie byłoby trudne. Nie mógł się zdecydować, choć w Paryżu uczestniczył jeszcze w karnawale i namalował mocny, soczysty, niewiarygodnie wyrazisty jak na niego przepyszny nokturn Mi–Caréme, a także z pozoru rodzajowy Garden party, gdzie jednak w partiach drugoplanowych zrodziły się niepokojące migotania już nie całkiem z realnego świata.

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Mi–Caréme w Paryżu", 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Mi–Caréme w Paryżu”, 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) "Garden party", 1907 rok, źródło: Polswiss Art

Witold Wojtkiewcz (1879-1909) „Garden party”, 1907 rok, źródło: Polswiss Art

W Krakowie mieszkał w ostatnim okresie życia m.in. przy ulicy Radziwiłłowskiej, okna od oficyny wychodziły na nasyp kolejowy. Stukot kół pociągów i gwizdy lokomotyw przywoływały nostalgiczne myśli o Warszawie, domu rodzinnym przy Rynku Starego Miasta, o matce, z którą łączyło go, dorosłego, nie akceptowanego przez ojca, bankowca, poczucie więzi.

Gdy już naturalnie rozchodziły się drogi przyjaciół – Stanisława Ignacego Witkiewicza, Wojtkiewicza i ezoterycznego pisarza Romana Jaworskiego (którego opowiadania ilustrowali bez trudu i z zamiłowaniem, bo te Jaworskiego Historie maniaków i Cukiernia ciast trujących należały także do świata ich wyobraźni i penetracji) – na koniec udał się do utęsknionej Warszawy. Zawęził technikę do tempery na płótnie, kryjącej farby wodnej, wysychającej szybciej niż olej, określił się już zdecydowanie jako malarz dziecięcych dramatów. Z jego płócien znikły rachityczne poczwary, stare purchawy ludzkie, na miejsce zwiędłych ciał wypełnionych złością weszły postacie dorastających dzieci. Duże dzieci to my wszyscy, każdy z nas w momencie impulsu z wrażliwości.

Ucieczki, porwania królewien, swaty, rozstania, wszystkie te uniesienia i dramaty, wstawione w baśniową scenerię, są odzwierciedleniem absolutnej już wolności twórczej Witolda Wojtkiewicza. A tajemnica sublimacji? Nigdy jej nie poznamy. Matka artysty, owego „samotnego pierrota”, włożyła mu do trumny pamiętniki, które towarzyszyły całym dziesięciu latom jego twórczego życia.

Szkoda tych pamiętników? No tak… Ale przecież obrazy mówią!

Źródła:

  • Antoni Potocki, Witold Wojtkiewicz. Zarys twórczości, „Museion”, Kraków – Paryż, 1911, r. I, nr 4, s. 84
  • Wiesław Juszczak, Wojtkiewicz i nowa sztuka, Warszawa, 1965
  • Marek Sołtysik, Samotny Pierrot. Sceny z życia Witolda Wojtkiewicza, słuchowisko dokumentalne w reżyserii Wojciecha Markiewicza, dwie części, premiera w Programie II Polskiego Radia, 1985

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>