Kradzież zdemaskowana

Podczas sprzątania Muzeum Narodowego w Gdańsku odkryto, że dwa cenne dzieła – szkic „Ukrzyżowanie” Antona van Dycka oraz tondo „Kobieta przenosząca żar” z kręgu Pietera Brueghla – ktoś „sprzątnął” już wcześniej, a sprawa nie pozostała rozwiązana, mimo upływu czterdziestu pięciu lat.

Ta niewyjaśniona do dziś historia zaczyna się pod koniec kwietnia 1974 roku, kiedy to z muzealnej ściany spadła rama obrazu. Niecodzienna sytuacja spowodowała konsternację wśród pracowników muzeum, świadomych znaczenia flamandzkiego dzieła sztuki, leżącego wtedy na muzealnej podłodze.

Na temat tego zdarzenia wypowiedział się Henryk Makarewicz, kierownik muzealnej stolarni, który udzielił wywiadu do artykułu z 2008 roku, w którym wspomina, co stało się 24 kwietnia 1974 roku:

„Siedziałem spokojnie, zajęty pracą, gdy nagle otworzyły się drzwi i wpadła jak burza dziewczyna, pomoc muzealna. Powiedziała, że obraz w sali na pierwszym piętrze spadł ze ściany. Nie uwierzyłem, bo sam go montowałem na dwóch śrubach. Śruby były nietypowe, nie pasował do nich ani klucz „13”, ani „14”, tylko taki specjalny, który sam zrobiłem. Byłem młody, dziewczyna też młoda, doszedłem do wniosku, że mnie trochę podpuszcza. Kiedy jednak pół godziny później wbiegła starsza pani, opiekująca się salą, poszedłem zobaczyć, co się dzieje.”

Karty muzealne pozostałe po skradzionych obrazach, źródło: "Cenne, bezcenne, utracone",  2008, Nr 4 (57)

Karty muzealne pozostałe po skradzionych obrazach, źródło: „Cenne, bezcenne, utracone”, 2008, Nr 4 (57)

A stała się rzecz tragiczna. Pracownik muzeum zauważył, że po tondzie „Kobieta przenosząca żar” nie ma ani śladu, została bowiem zastąpiona przez podkolorowaną, wyciętą z gazety reprodukcję. Na domiar złego kurator wystawy zorientował się, że cenny szkic przedstawiający ukrzyżowanie, samego Antona van Dycka, to również kiepski falsyfikat.

Sprawę szybko zgłoszono do ówczesnego dyrektora muzeum Janusza Wąsowicza. Na miejsce przybyła milicja. Nikt z pracowników nie był w stanie wyjaśnić jak doszło do tej zamiany. Zasugerowano jedynie, że potencjalni złodzieje mogli wdrapać się do sali po rusztowaniach, ponieważ w tamtym czasie trwał remont elewacji muzeum. Do tej pory udało się jedynie znaleźć pismo, skąd wycięto reprodukcje – był to magazyn „Polska” wypożyczony z biblioteki PAN w Gdańsku. Niestety, to odkrycie niczego nie wniosło do sprawy. Niezadowolenie pogłębić może zdanie sobie sprawy z tego, co dokładnie zostało skradzione.

Numer czasopisma "Polska", z którego wycięto reprodukcję "Kobiety przenoszącej żar", źródło: "Cenne, bezcenne, utracone",  2008, Nr 4 (57)

Numer czasopisma „Polska”, z którego wycięto reprodukcję „Kobiety przenoszącej żar”,
źródło: „Cenne, bezcenne, utracone”, 2008, Nr 4 (57)

Pieter Brueghel (krąg) "Kobieta przenosząca żar", źródło: skradzionezabytki.pl

Pieter Brueghel (krąg) „Kobieta przenosząca żar”,
źródło: skradzionezabytki.pl

Dokąd odeszła chłopka?

Pierwszy zaginiony obraz o tytule „Kobieta przenosząca żar” to niewielka, zamknięta w kole kompozycja (zaledwie 17 centymetrów średnicy) wykonana w technice olejnej na desce. Dzieło przedstawia chłopkę trzymającą (autorkę kusi użycie słowa „dzierżącą”) szczypce do przenoszenia żaru oraz niewielki kociołek z wodą. Postać ukazano w ruchu. Kobieta szła przed siebie, nawet lekko się uśmiechając. Badacze wypatrzyli ją także w tłumie przedstawionym na słynnym obrazie Pietera Brueghla Starszego „Przysłowia niderlandzkie” z 1559 roku. Jeśli staniemy przed tym słynnym dziełem sztuki w Galerii Malarstwa w Berlinie i skupimy swój wzrok na lewej stronie w dolnej partii obrazu, to rzeczywiście dostrzeżemy tam kobietę o identycznych atrybutach, co nasza skradziona chłopka. Współczesny widz będzie miał jednak trudność w zrozumieniu, co przedstawiają poszczególne przysłowia. Można jednak pokusić się o interpretacje. Kobieta, która w jednej dłoni trzyma ogień, a w drugiej wodę być może wskazuje na dwulicowość, nieszczerość lub na umiejętność godzenia sprzecznych cech ludzkiej natury. Podobny temat został ukazany na jednej z dwunastu plakietek panelu, który do dziś można podziwiać w Museum Mayer van den Bergh w Antwerpii. 19 kwietnia 2007 roku sprzedano w Christie`s tondo Pietera Brueghla Młodszego o tytule „Kobieta w zimowym krajobrazie”, które pod względem kompozycyjnym także łudząco przypomina skradzione w Gdańsku dzieło.

Pieter Brueghel Starszy "Przysłowia niderlandzkie", źródło:  Gemäldegalerie Berlin

Pieter Brueghel Starszy „Przysłowia niderlandzkie”,
źródło: Gemäldegalerie Berlin

Pieter Brueghel Starszy "Przysłowia niderlandzkie" (fragment), źródło:  Gemäldegalerie Berlin

Pieter Brueghel Starszy „Przysłowia niderlandzkie” (fragment),
źródło: Gemäldegalerie Berlin

Pieter Brueghel Młodszy "Kobieta w zimowym krajobrazie", źródło:  Christie's

Pieter Brueghel Młodszy „Kobieta w zimowym krajobrazie”,
źródło: Christie’s

Ze ścian gdańskiego muzeum bezpowrotnie zniknęło także „Ukrzyżowanie” przypisywane Antonowi Van Dyckowi. Jest to malarski, monochromatyczny szkic o wymiarach 48,5 x 43 cm malowany brązową farbą olejną na desce. W centralnej partii, obraz ukazuje Chrystusa na krzyżu w otoczeniu Marii Magdaleny, Świętego Jana i Maryi. Po prawej stronie kompozycji dostrzec można grupę postaci z rycerzem na koniu i mężczyzną z włócznią skierowaną ku Chrystusowi. Szkic prawdopodobnie był kopią lub repliką dzieła znajdującego się w Musées royaux des Beaux-Arts de Belgique w Brukseli. Brukselski obraz również wyobraża ukrzyżowanie Chrystusa. Przypuszcza się, że był on jedynie szkicem do ołtarza w kościele St. Michel w Gandawie. Sam ołtarz wykonał bez wątpienia Anton van Dyck, realizując zamówienie Bractwa Świętego Krzyża.

Historia gdańskiego szkicu jest dość zróżnicowana, bowiem w XIX wieku znajdował się on w zbiorach angielskich. W 1923 roku został zakupiony na aukcji przez antykwariusza z Monachium, skąd przed 1943 rokiem nabyto go do gdańskich zbiorów. W czasie wojny dzieło zostało zabezpieczone przez wojska radzieckie i wywiezione z Gdańska. Dzieło zwrócono do muzeum w 1956 roku.

Dziś szacuje się, że cena „Ukrzyżowania” wynosiłaby ok. 1,5 miliona złotych, a „Kobiety” ok. 200 tys. złotych.

Anton van Dyck "Ukrzyżowanie", źródło:  skradzionezabytki.pl

Anton van Dyck „Ukrzyżowanie”,
źródło: skradzionezabytki.pl

Anton van Dyck "Ukrzyżowanie", źródło:  Musées royaux des Beaux-Arts de Belgique

Anton van Dyck „Ukrzyżowanie”,
źródło: Musées royaux des Beaux-Arts de Belgique

Anton van Dyck "Ukrzyżowanie" (z ołtarza kościoła św. Michała w Gandawie)

Anton van Dyck „Ukrzyżowanie” (z ołtarza kościoła św. Michała w Gandawie)

Przyjrzyjmy się sprawie raz jeszcze

W muzeum nagle spada rama obrazu.

Okazuje się, że oryginał zaginął, ale nikt z pracowników nie potrafi wyjaśnić, co tak naprawdę się stało.

Dwa tygodnie po odkryciu zniknięcia obrazów z funkcji dyrektora muzeum rezygnuje Janusz Wąsowicz.

Przesłuchano go, ale dopiero miesiąc po kradzieży.

Milicjanci nie znajdują śladów włamania.

Jest rok 1974.

„Obrazy ukradł ktoś, kto dobrze znał muzeum” – przekonywał Wąsowicz. Kierownik stolarni, wspomniany wcześniej Henryk Makarewicz także stwierdził, że kradzieży mógł dokonać „swój” człowiek. Ówczesny inspektor wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Milicji, Czesław Haczykowski jest natomiast pewny jednego, a mianowicie, że obrazy wywieziono z Polski jeszcze przed 24 kwietnia 1974 roku.

Pół roku po kradzieży, sprawę umorzono. Jednakże poszukiwań nie zaprzestano przez kolejne trzy lata. Żaden odkryty trop, nie doprowadził do zaginionych dzieł.

Kiedy czyta się słowa byłego dyrektora muzeum w Gdańsku, Tadeusza Piaskowskiego, ta historia zaczyna ciekawić jeszcze bardziej:

„Mieliśmy takiego „opiekuna” ze strony Służby Bezpieczeństwa. Kiedy nadszedł 1989 rok i było wiadomo, że władza się zmienia, „opiekun” przyszedł się pożegnać. To była dziwna rozmowa. Usłyszałem, że wśród jego kolegów krąży wieść, iż ktoś znaczy zbił w Gdańsku fortunę na tej kradzieży, a SB miało chronić go przed zdemaskowaniem.”

Po jakimś czasie do Muzeum Narodowego w Gdańsku dostarczono z Australii kartkę z pozdrowieniami, które przysłał ów „opiekun”. Lista osób, które wyjechały za granicę, znając być może fakty dotyczące kradzieży jest znacznie dłuższa.

Jeden z milicyjnych informatorów ze środowiska złodziei samochodowych, którzy przewijali się w śledztwie, według reportera TVN, Jana Błaszkowskiego przebywa w Anglii, a prokurator, który umorzył tak szybko ową sprawę, zamieszkał w USA. Przed przeprowadzką zdążył jednak z własnej inicjatywy zrezygnować z pełnienia funkcji prokuratora, by zostać radcą prawnym. Dziwi tutaj fakt, że stanowisko prokuratora traktowano jak dożywotnią synekurę, więc tego typu sytuacje nie miały zazwyczaj miejsca.

Dokumenty z archiwum SB dotyczące kradzieży – także zaginęły.

„Dziwnie to wyglądało. Z kolejnych kartek układał się wielki znak zapytania. Dotarło do nas, że śledczy nie podejmowali tropów, które mogły doprowadzić do sprawców. Ważni świadkowie, mówiący o istotnych sprawach, nie byli powtórnie przesłuchiwani. Nie szukano ludzi, którzy mogliby wnieść coś istotnego do sprawy. Nie wiem, czy nie robiono tego specjalnie” – stwierdził Wojciech Bonisławski, następca Tadeusza Piaskowskiego na stanowisku dyrektora Muzeum Narodowego w Gdańsku, po zapoznaniu się z archiwalnymi aktami.

W 2008 roku wznowiono śledztwo. Sprawa kradzieży trafiła do gdańskiego „Archiwum x” czyli specjalnej komórki zajmującej się nierozwiązanymi przestępstwami sprzed lat. Niestety nie ma żadnych informacji na temat rezultatów tych poszukiwań.  

Wiele wskazuje na to, że ślady po zaginięciu dzieł sztuki z Muzeum Narodowego w Gdańsku zostały celowo zamazane, a dokonano tego w sposób na tyle precyzyjny, że do dziś sprawa ta nie może zostać rozwikłana. Pojawiające się wątki tej historii, zostają nagle urwane i ciężko je ze sobą połączyć.

Z wielu pytań, jakie nasuwają się po próbie złożenia wszystkich faktów sprawy, jedno jest najważniejsze – gdzie obecnie znajdują się szkic „Ukrzyżowanie” i „Chłopka przenosząca żar” i czy kiedykolwiek wrócą one do gdańskiego Muzeum Narodowego? Czy dzieła te jeszcze w ogóle istnieją i kto stoi za tak przemyślaną kradzieżą?

Autor: Alicja Francikowska

Studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunku historia sztuki (studia II stopnia). Licencjat z historii sztuki uzyskała studiując na Uniwersytecie Śląskim z półrocznym pobytem na Uniwersytecie we Florencji. Ukończyła także język francuski z programem tłumaczeniowym oraz studia podyplomowe "Rynek sztuki i antyków". Miłośniczka włoskiego renesansu i włoskiego języka. Obecnie uczestniczka kursu przewodników po Krakowie.
Ulubiony artysta: Stanisław Wyspiański.

zobacz inne teksty tego autora >>