Wielu było, a jest jeszcze więcej malarzy. Chimeryczne sito czasu pozostawia nielicznych. Nie wystarczą wyjątkowe zdolności i sprawność warsztatowa, by artysta został wpisany na trwałe w skrypty historii sztuki. Czasami decyduje zbieg okoliczności. Dużo zależy od szczęścia. Jeśli nawet szczęście nie gwarantuje powodzenia, to na pewno powodzeniu pomaga. Przeciwieństwem powodzenia jest niepowodzenie.
Pierwszym niepowodzeniem Stanisława Masłowskiego (1853–1926), artysty skazanego przez okoliczności na zapomnienie, był los portretu olejnego macierzystego dziadka, pędzla wnuka, studenta Warszawskiej Klasy Rysunkowej. Wizerunek weterana kampanii napoleońskiej, namalowany z najwyższą starannością, wraz z Legią Honorową na piersi, wysłany do Jędrzejowa, gdzie bohaterski dziadek osiadł po tułaczkach, nie dotarł do adresata, został prawdopodobnie skradziony na poczcie.
Drugim punktem niepowodzeń Stanisława Masłowskiego stał się niemożliwy do ukrycia fakt uwielbiania przez Eligiusza Niewiadomskiego jego dojrzałej twórczości. Zanim Niewiadomski dopuścił się haniebnego czynu, zabójstwa prezydenta Narutowicza, był cenionym znawcą malarstwa i poważanym publicystą, wykładowcą wiedzy o sztuce. Trudno się dziwić, że po ponurym i tragicznym grudniu 1922 zatarto pamięć o Niewiadomskim i przestano się liczyć z jego sądami.
Stanisław Masłowski około 1900 roku, fot. archiwalna
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Wschód księżyca”, 1884 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Zapomniano krytyka, przy okazji zapomniano o Bogu ducha winnym artyście. Masłowski, który całe swoje życie poświęcił malarstwu, a swojej sztuce był oddany do tego stopnia, że nie przyjął nominacji na profesora warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, aby go nie rozpraszało dodatkowe zajęcie, był przez lata uporczywie wymazywany z kart historii sztuki polskiej. Ostatnio na szczęście – jako jeden z najtęższych polskich akwarelistów – przypominany jest częściej. Przypominany nie akwarelą, lecz starannie wykończonym olejnym „Wschodem księżyca”, muzealnym w tonie, powstałym nie w plenerze, jak większość jego akwarel nietypowo dużych formatów, lecz w warszawskiej, nowoczesnej pracowni przy Mokotowskiej
W tej samej, wygodnej, miejskiej pracowni Masłowski namalował kompozycję wielofiguralną w pejzażu, duży obraz olejny, który przyniósł mu dużą popularność i sporo pieniędzy. Motyw był zamawiany i przez artystę powtarzany trzykrotnie. Ten sam obraz (o kilku tytułach, dla świętego spokoju od cenzorów rosyjskich), który przedstawiał drobnego cywila prowadzonego do ciupy w asyście konnych kozaków, o świcie, na Alejach Jerozolimskich w dżdżystej Warszawie, nie miał szczęścia także i w czasach stalinowskiej cenzury w powojennej Polsce. Nie wiedziano, co zrobić z tym fantem, na wszelki wypadek więc świetnego obrazu nie reprodukowano.
Większość obrazów Stanisława Masłowskiego uległa zagładzie w II wojnie światowej – podczas bombardowania stolicy i w czasie powstania warszawskiego. Pozostały czarno-białe, przedwojenne zdjęcia i drzeworyty reprodukcyjnie. Ani jedne, ani drugie nie oddają charakteru prac tego artysty, który tworząc działał kolorem i światłem. Przepadły właśnie te nietypowe dla akwareli olbrzymie formatowo brystole, tworzone w plenerze, najczęściej bez użycia ołówka.
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Świt 1906” (Wiosna 1905), 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Wnętrze kościoła w Garbowie”, 1901 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Syn artysty opisał z realistycznym wdziękiem wszystkie działania dzielnego akwarelisty w pejzażach Woli Rafałowskiej, wsi, którą odkrył dla swojego malarstwa i przez dziesiątki sezonów dla letnich wakacji żony i syna. Sam Stanisław Masłowski opisywał natomiast w listach przebieg własnych prac artystycznych we Włoszech. W Rzymie, Taorminie, Tivoli, Fiesole, w Wenecji, Padwie i we Florencji gdzie rok w rok, z przerwą na lata I wojny światowej, bawił po kilka letnich miesięcy i przywoził stamtąd do kraju teki ogromnych akwarel, na sprzedaż, i małe szkicowniki z uroczymi rysunkami z natury, w którymi – po wykorzystaniu nielicznych motywów – rozstawał się bezceremonialnie, upychając je po mrocznych kątach jasnej pracowni.
Jak doskonalił warsztat? Studiował w Warszawskiej Klasie Rysunkowej, placówce ważnej w dobie posuchy w wyniku represji popowstaniowych, u Wojciecha Gersona i Antoniego Kamieńskiego. Na przeglądzie prac uczniów uczelni artystycznych, tak czy inaczej podlegających kontroli zaborcy, uzyskał z Akademii Petersburskiej srebrny medal za rysunki – nastąpiło to na zakończenie jego sześcioletnich studiów. Wtedy też, dwudziestodwuletni, wyjechał z kolegą literatem na Ukrainę, a po roku, w 1876, po raz drugi, i te stepy, rzeki szerokie jak morze, pozostaną w sensie rysunki w jego szkicownikach, a w sensie koloru i stimmungu – w pamięci artystycznej. Malował, obracał się w kręgu cyganerii z kręgu spartańskiej wspólnej pracowni na ostatnim piętrze Hotelu Europejskiego w Warszawie, studiował naturę, zjawiska świetlne, niezadowolony z efektów, które przecież radowały widzów, poszukiwał własnej formy artystycznej. Kolejne lata spędzone w Warszawie obfitowały w eksperymenty formalne i w nieformalne przygody.
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Malwy”, 1918 rok, źródło: Desa Unicum
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Tivoli”, źródło: Polswiss Art
Zanim artysta, korzystając z możliwości kontynuacji studiów malarskich w Monachium, będzie tam, jak powie, pracował u siebie, to znaczy poza Akademią, bez ukrywania, że raczy się świetnym piwem, zachłyśnie się w Warszawie cygańskim życiem do tego stopnia, że… spędzi noc w obozie cygańskim za rogatkami miasta, na polach Mokotowskich. Poszedł tam z farbami, uzyskał od cygańskiego króla pozwolenie na portretowanie najpiękniejszych Cyganek. Z młodym Cyganem wymienił się koszulami.
Powstało w czasie pobytu w obozie kilkanaście portretów, studiów koni i szkicowych rysunków, Stanisław Masłowski nie mógł odżałować, ze romskie zwierzchnictwo nie zgodziło się na jego upragnione przyłączenie do wędrówki z taborem. Środowiskiem nie byli dlań artyści trochę po urzędniczemu skupieni wokół Zachęty, miał gdzieś rankingi, zabiegi o popularność. Najważniejsze było malarstwo w czystej postaci, dbał o uczciwość artystycznego przekazania spojrzenia. Rówieśny mu krytyk i malarz Władysław Wankie pisał o Masłowskim, że był jednym z naszych najpierwszych ‘wrażeniowców’-realistów. Z akwarelowym blokiem, farbami i trochą wody zaszywał się w trawę, krzaki, w redliny kartofli lub bruzdy kapusty i tam z pasją i zupełnym przekonaniem oddawał świat widzialny.
Syn malarza, znakomity eseista i krytyk sztuki Maciej Masłowski, który od dziecka towarzyszył ojcu w plenerze z dala od warszawskiego kurzu i hałasu, po latach tak napisał o jego malarstwie:
Obrazy te nie są impresjonizmem w tym sensie, że nie znają rygorów dywizjonistycznej, plamkowej techniki, natomiast są impresją światła, koloru, ruchu lub charakteru. Interesujące jest, ze zachowując zasadnicza strukturę malarstwa realistycznego, są przepełnione tak charakterystycznym dla Masłowskiego jakimś podskórnym rytmem, jakimś darem dekoracyjnego ładu.
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Na saniach”, źródło: Rempex
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Spotkanie”, 1909 rok, źródło: Desa Unicum
Nie był politykiem, ani nawet politykierem, a stłamsiła go polityka. Wspomniana, powstała w roku 1906, kompozycja olejna pt. „Patrol Kozaków”, szykanowana przez policyjną cenzurę, mogła być wystawiana, owszem, ale pod zmienionym tytułem. Więc albo „Wiosna 1905”, albo jeszcze bezpieczniej „Świt 1906”. Obraz cieszył się powodzeniem, był majstersztykiem Masłowskiego, potwierdzał uzyskane prawo twórcy do miejsca w elitarnym Stowarzyszeniu Artystów Sztuka.
„Świątynia sztuki”, skoro już przy czystej wzniosłości jesteśmy, powstała w tej samej pracowni i w tym samym mniej więcej czasie co świetlisty i przestrzenny „Patrol Kozaków”. Trudno zrozumieć, co pociągnęło pięćdziesięcioletniego malarza w obce dlań dotąd – a i później – labirynty symbolizmu. Takiego, rzekłbym, warszawskiego, reprezentowanego m.in. przez Miłosza Kotarbińskiego, ojca wybitnego filozofa. Odległego od wizyjnych, głęboko przeżywanych płócien Jacka Malczewskiego, dających pożywkę wyobraźni widza. Niewiele jednak ponad krytyczne zdanie uczonego syna artysty można dodać od siebie (może byłyby to słowa zaprzeczenia), ponieważ obraz się nie odnalazł po wojnie, a dziełem wybitnym jednak być nie mógł, ponieważ krytyka taktownie milczała na jego temat. „Świątynia sztuki” zdaniem Macieja Masłowskiego była to całkowicie chybiona manifestacja symbolizmu robiona z pełną aparatura najbardziej realistycznego warsztatu, z modelami, akcesoriami natury, materiałem fotograficznym.
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Portret żony artysty”, 1897 rok, źródło: archiwum rodziny artysty
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Fontanna w ogrodzie Palazzo Colonna w Rzymie”, 1904 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Pozostały niektóre fotografie osób pozujących do tego dziwnego płótna. I tu dramat: Stanisław Masłowski – który pozował do postaci symbolizującej Malarstwo – był jedyną osobą, która nie zeszła tragicznie z tego świata. Do Muzyki pozował Mieczysław Karłowicz (niebawem zginie pod lawiną). Do Literatury – dramatopisarz Józefat Nowiński (w 1906 zastrzelił się w Ogrodzie Botanicznym w Warszawie), do nagiej Sztuki pozowała zawodowa modelka (zginęła w wypadku). Twórca „Świątyni sztuki”, choć wskutek wspomnianych tu przeciwności losu miał wiele powodów do zgryzoty, był człowiekiem mocnym psychicznie i nie dawał się omamić dekadenckim splinem. Do tego stopnia odważnie szedł własną drogą, że gdy dosłownie dwóch wyelegantowanych drabów z towarzystwa stanęło na trotuarze na trasie jego spaceru, usiłując go skłonić, aby zszedł na jezdnię, malarz ani myślał ustąpić i nie próbując się z nimi handryczyć, siłą mięśni zmusił ich do ustępstwa. Sprawa miała epilog w sądzie, ale i tam Stanisław Masłowski nie dał sobie w kaszę dmuchać.
Nie byłby to pełny portret autentycznego artysty, gdyby nie wzmianki o jego niebywałej szczodrości w czasie podróży malarskich. Dla sztuki, dla możliwości obserwacji pejzażu z zamkniętych, pełnych cytrusów ogrodach sowicie opłacał dozorców, by móc przez pół dnia pracować przy sztaludze w plenerze. Żył ze swojego malarstwa, utrzymywał rodzinę. Nie zawsze udawało się związać koniec z końcem, ale na samotne podróże zagraniczne nie oszczędzał. W Tunisie przewodnik Stanisława Masłowskiego, Arab, Ali, jeszcze po kilku latach wspominał (…) w hotelu Eymon o szczodrej ręce polskiego artysty, który przy końcu tej wycieczki telegrafował z Wiednia do żony prosząc o pięćdziesiąt rubli – te słowa syna malarza wystarczą.
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Gryka”, 1920 rok, źródło: Muzeum Okręgowe w Rzeszowie
Stanisław Masłowski (1853–1926), „Staw w Radziejowicach”, 1907 rok, źródło: archiwum rodziny artysty
Stanisław Masłowski (1853–1926), „W drodze na łowy”, źródło: Rempex
Źródła:
- Stanisław Masłowski. Materiały do życiorysu i twórczości. Opracował Maciej Masłowski. Wrocław 1957
- Henryk Piątkowski, Kronika malarska. Obrazy S. Masłowskiego w Salonie Kulikowskiego. „Tygodnik Ilustrowany” 1907, półrocze I, nr 16
- Władysław Wankie, Z wystaw warszawskich. „Świat” 1907, półrocze I. nr 17
- Marian Trzebiński, Pamiętnik malarza. Wrocław 1958
Autor: Marek Sołtysik
Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.
zobacz inne teksty tego autora >>
wycena dzieł Masłowskiego
?
Zapraszamy do wysłania fotografii pracy Masłowskiego na nasz adres: redakcja@sztukipiekne.pl, a postaramy się pomóc w wycenie.