Najznakomitszy polski karykaturzysta pierwszej połowy ubiegłego wieku Kazimierz Sichulski (1879–1942) urodził się we Lwowie i we Lwowie umarł – nie potrafił jednak żyć bez Krakowa. Po lwowskich gimnazjach i trzech semestrach prawa spędził w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych siedem lat – z przerwą na urozmaicenie studiów w wiedeńskiej Szkole Przemysłu Artystycznego i w podróżach zagranicznych po Zachodniej Europie w towarzystwie ekstrawaganckiego poety Henryka Zbierzchowskiego.
Twórca mądrze zakomponowanego obrazu Ryby, zdumiewającego bogactwem środków plastycznych budujących formę i wydobywających nastrój z prostego z pozoru pejzażu, uczestnik obłędnych imprez w ramach i poza ramami kabaretu Zielony Balonik, bezskutecznie kołatał ze swą ofertą pracy do bram wyższych uczelni artystycznych.
Kazimierz Sichulski „Ryby”, 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Dopiero po latach, owszem, burzliwych, wypełnionych twórczością czystą, użytkowa i wykładami w lwowskiej szkole przemysłowej, pięćdziesięcioletni Sichulski otrzymał angaż w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Artyście przydzielono mieszkanie w gmachu Akademii. I tak, od 1930, przez dziewięć lat prowadził w ASP pracownię rysunku aktu, w wolne dni dojeżdżając z Krakowa do Lwowa, do żony, syna i dwóch córek, mieszkających we własnej willi z ogrodem i z pracownią przy ulicy Świętej Zofii. Tam artystę zaskoczy wybuch II wojny światowej. Los i działania ludzkiej ignorancji. Ale wróćmy jeszcze do czasów mniej ponurych.
Kazimierz Sichulski „Autoportret”, po 1909 roku, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Kazimierz Sichulski, Zaproszenie kabaretu „Zielony Balonik” z karykaturą Lucjana Rydla, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
To ten sam Sichulski, z godnych lwowskich rodów, dla kolegów Sichuła, piewca uroków huculszczyzny – później twórca kompozycji Hucułka (1913), w której w ryzykownym ustawieniu postaci i wytworności kolorystycznej, akcentowanej oranżami w dialogu z indygo, wpisana jest tajemnica człowieczego dramatu – pozostawił na ścianach „Jamy Michalikowej” dosadne, ale robione bez zjadliwości, karykatury kolegów artystów, których postacie pomieścił w kompozycjach wielofiguralnych. Nie obyło się bez zgrzytów i w końcu zgody autora na zasłonięcie osobom namalowanym części intymnych.
Artysta nie tylko podróżował z farbami po Karpatach Wschodnich – z malarzami Władysławem Jarockim i Fryderykiem Pautschem – nie tylko projektował witraże do kaplicy Św. Huberta w okazałym kościele Św. Elżbiety we Lwowie, projektu mistrza Talowskiego, nie tylko rozwiązał swoje małżeństwo z najpiękniejszą wówczas polską aktorka i gotował się do nowego, już solidnego ożenku. Gimnastykował się prócz tego i uprawiał szermierkę w patriotycznym „Sokole”. Z „Sokoła” od wybuchu I wojny światowej blisko było do Legionów. Sichulski, ceniony członek elitarnego Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka” i (z Egonem Schiele i Oskarem Kokoschką) awangardowego wiedeńskiego „Hagebundu”, walczył w Legionach Polskich w randze oficera.
Kazimierz Sichulski „Hucułka”, 1913 rok, źródło: Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Kazimierz Sichulski „Wiosna I”, projekt witraża, 1909 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Do Zakopanego, znanego mu z młodości z sanatoriów, przyjeżdżał w latach 1914–1917 odpoczywać po trudach wojaczki. Urlop brał kolejno z Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego, z 3. batalionu 1. dyonu artystycznego, i z Kozienic, ze Sztabu Komendy Legionów, wreszcie z 4. batalionu 1. Pułku Artylerii, gdzie był komendantem plutonu.
Trwała nadspodziewanie straszna wojna. W Zakopanem uciekinierzy z Galicji wschodniej do późna w noc, przy zaciągniętych storach, bratali się z bywalcami przy jakimś cudem zastawionych stolikach. Sichulskiemu, który zamieszkał w hotelu ze świetną restauracją Karpowicza, Ludwik Solski poradził, żeby już nie zapełniał nietrwałych serwetek buziami współbiesiadników. Ma się wziąć do solidnej roboty. – Poważnie robić karykatury? – Ależ tak! W dużych formatach, żeby można je było po oprawianiu zaprezentować w całości!
Wytrawny rysownik, operujący giętka kreską, jawił się jako czarujący, mimo że niekiedy gburowaty i opryskliwy. Na autoportrecie szlachetniejszy: z kredką i pędzlem w ręku, i z trzecim okiem, intuicją, panuje nad prostokątem papieru. Do dobrej sztuki nie wciśnie się blaga. Jasna sytuacja: twórca bez fąfrów i model. Dzieło ma być niezawodne. Karpowicz płaci za wikt i opierunek, daje pokój w hotelu; gdy trzeba i ile trzeba, bez wahania dopłaca za inwencję karykaturzysty.
Kazimierz Sichulski, „Karykatura Tymona Niesiołowskiego”, źródło: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem
Kazimierz Sichulski, „Karykatura Teodora Axentowicza”, źródło: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem
Kazimierz Sichulski, „Karykatura Kazimierza Dłuskiego (lekarza)”, źródło: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem
Źródła:
- Ewa Hołuszka, hasło Kazimierz Sichulski w Internetowym Polskim Słowniku Biograficznym
- Marek Sołtysik, Sichulski, rok 1915 [poezja] w tomie Małe Wiersza wieczorne, Szczecin 1986
- Artur Schroeder, K. Sichulski (Karykatury), „Sztuki Piękne”, Rocznik 7, 1931, s. 81–97
[Część II artykułu „Niekarykaturalny karykaturzysta” -> przeczytaj]
Autor: Marek Sołtysik
Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.
zobacz inne teksty tego autora >>