Falsyfikaty w muzeum? Owszem, zdarzają się. Nie mam dziś jednak na myśli genialnych fałszerstw i przekrętów rodem z powieści kryminalnych czy historii zemsty niespełnionego artysty Hana van Meegerena, a rzecz całkowicie odmienną, bo o sporej wartości edukacyjnej. Muzea państwowe i samorządowe często otrzymują od prywatnych darczyńców różnego rodzaju darowizny, przejmują także dzieła sztuki, które pozostały w spuściźnie po osobach zmarłych, które nie pozostawiły spadkobierców. Wśród takich darów mogą być zarówno dzieła wybitne o wielkiej wartości artystycznej (jak np. ostatni dar Teresy i Andrzeja Starmachów dla krakowskich muzeów), ale mogą też być prace amatorskie o znikomej wartości lub… falsyfikaty. I co ma takie muzeum począć, kiedy zostało „uszczęśliwione” dziełem nieautentycznym? Zgodnie z Ustawą o muzeach placówki mogą sprzedawać lub darować muzealia po uzyskaniu pozwolenia ministra kultury, ale tylko w uzasadnionych wypadkach. Czym są te „uzasadnione wypadki” nie ośmielamy się nawet zgadywać, tym bardziej, że nie znamy żadnej historii, w której polskie muzeum dokonywałoby sprzedaży dzieł ze swoich zbiorów.
Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie w magazynie malarstwa, 1960 rok, źródło: MNW
Ale wracając do naszego falsyfikatu, który już znalazł się w muzealnym inwentarzu – instytucja ma w zasadzie dwa wyjścia w takiej sytuacji. Pierwsze to zapchać nieautentyczną pracę w najgłębszy zakamarek magazynu i zapomnieć o sprawie. To jednak rozwiązanie mało satysfakcjonujące, bo muzealny magazyn nie jest nieskończenie rozciągliwy, a taki ukryty obiekt nie spełnia żadnej roli w misji muzeum. No właśnie, jednym z celów muzeum, które czyni go tym czym ma być jest szeroko zakrojona działalność edukacyjna i naukowa. I tutaj wchodzi do akcji nasz falsyfikat, cały na biało, bo wreszcie może się do czegoś przydać. Korzystając ze zdigitalizowanych obiektów muzealnych postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej i wziąć na warsztat falsyfikaty, które trafiły do zbiorów jako te „niewygodne” darowizny i wyciągnąć z nich jakąś naukę.
Falsyfikt pracy Leona Wyczółkowskiego (1852-1936) „Róże w szafirowym wazonie”, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Nie wszystko złoto
Na pierwszy ogień przeanalizujemy „Róże w szafirowym wazonie” będące falsyfikatem pracy Leona Wyczółkowskiego (1852-1936). Dzieło trafiło do zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie jako dar od Kolejowych Zakładów Gastronomicznych zapewne w 1954 roku (czas powstania określono na „przed 1954”). Jest to martwa natura wykonana w technice pastelu na ugrowym papierze, czyli w technice jak najbardziej typowej dla Wyczóła. Także temat nie budzi żadnych wątpliwości – kwiatowe kompozycje, także te z różami należały do jednych z częściej malowanych przez artystę. Pastel został oprawiony w epoce w bardzo bogatą ramę zdobioną aplikacjami ze złoconymi liśćmi, co ma podkreślić rangę dzieła będącego wewnątrz. Wprawne oko (czyli takie, które obejrzało i przeanalizowało kilkadziesiąt albo nawet i kilkaset przykładów prac Leona Wyczółkowskiego już na początku zauważy pewne mankamenty i niedociągnięcia techniczne autora „Róż w szafirowym wazonie”. Dziwi całkowita rezygnacja z tła przy kompozycji, w której namalowany został blat, a przecież Wyczół tak uwielbiał dekoracyjne tapety, tkaniny i draperie, które nadawały charakteru jego kwiatowym kompozycjom. Wyczółkowski nieraz pozostawiał tło bez żadnej ingerencji, natomiast zwykle w pracach ciasno kadrowanych, w których głównym elementem jest zbliżenie na same roślin. Kwiaty i liście malowane są całkiem płasko, jak kolaż ułożony z przypadkowych elementów, podstawa dzbana jest wykrzywiona, a jego cień (lub odbicie) w blacie wydaje się całkowicie nienaturalne. Pod względem malarskim brakuje lekkich, swobodnych i szerokich pociągnięć pastelu Wyczółkowskiego, a są krótkie i nakładane wieloma warstwami, „wymęczone” kreskowania.
Leon Wyczółkowski (1852-1936) „Róże”, 1911 rok, źródło: Agra-Art
Leon Wyczółkowski (1852-1936) „Róże w wazonie”, 1910 rok, źródło: Ossolineum
Leon Wyczółkowski (1852-1936) „Białe róże”, 1911 rok, źródło: Desa Unicum
Sygnatura prawdę powie
Muzeum w opisie katalogowym bardzo delikatnie określiło autorstwo tej pracy jako „naśladowca Leona Wyczółkowskiego”. Naśladowca jednak nie położyłby imitacji sygnatury artysty, a ten „naśladowca” zrobił to aż dwukrotnie! W prawym, górnym rogu pokusił się o sygnaturę z datą „1899”, niestety nieco się przestrzelił. O ile prace w technice pastelu jak najbardziej pojawiały się w twórczości Wyczóła jeszcze w XIX wieku, o tyle pastelowe martwe natury to coś, co artysta zaczął malować parę lat później. Także charakterystyczna, skrócona sygnatura w takim kształcie pojawiła się w pracach malowanych dopiero około 1903 roku, a te powstałe w 1899 roku noszą jeszcze zapis pełnego nazwiska malarza. Ponadto u dołu „Róż w szafirowym wazonie” znajdziemy dedykację dla Anastazji Stępkowskiej w dniu imienin. „Naśladowca” odrobił pracę domową, sprawdził, że Wyczółkowski często i chętnie obdarowywał swoimi pracami przyjaciół i znajomych, wymyślił postać Pani Anastazji i powziął się na jedno z najtrudniejszych zadań – próbę odwzorowania cudzego charakteru pisma (na marginesie dodamy tylko, że znaleźliśmy w przestrzeni Internetu jeszcze dwie inne prace, które ewidentnie wyszły spod ręki tego samego „naśladowcy” i dedykowane są tym razem Anastazji Stępowskiej). Nawet nie dysponując próbkami autentycznego pisma Wyczóła, da się zauważyć, że dedykacja pisana jest bez swobody, literami niejednorodnymi, raz ciasno ściśniętymi i pochylonymi w jedną stronę („Stępkowskiej”), innym razem pisane szeroko („Imienin”). Przy zestawieniu z odręcznym pismem artysty, już wyraźnie można zauważyć nieudolność naśladownictwa przedwojennej kaligrafii.
Autentyczna sygnatura Leona Wyczółkowskiego z 1899 roku, źródło: MNW
Autentyczna, autorska dedykacja Leona Wyczółkowskiego, źródło: MNK
Werble!
Wreszcie, na sam koniec zostawiliśmy dowód niezbity, że praca, z którą mamy do czynienia jest falsyfikatem – bezpośredni pierwowzór, na którym wzorował się autor „Róż w szafirowym wazonie”. Oczywiście nie chodzi o sam fakt, że istnieją dwie repliki danego motywu (bo takie rzeczy są dość powszechne), ale przy porównaniu obu prac wszystkie mankamenty naśladownictwa widoczne są jeszcze wyraźniej. Oryginał oferowany był w jednym z warszawskich domów aukcyjnych w 2008 roku i osiągnął wtedy cenę 55 tysięcy złotych, co jak na tamte czasy było kwotą ponad dwukrotnie przekraczającą średnie ceny płacone za pastelowe martwe natury Wyczółkowskiego.
Falsyfikt pracy Leona Wyczółkowskiego (1852-1936) „Róże w szafirowym wazonie”, źródło: MNW
Leon Wyczółkowski (1852-1936) „Róże”, 1913 rok, źródło: Rempex
Ucz się razem z nami
Podsumowując, dziękujemy darczyńcom tego falsyfikatu, bo dzięki nim możemy ćwiczyć się w analizowaniu i ocenie autentyczności dzieł sztuki w warunkach bezpiecznych, nie ryzykując własnych środków finansowych. Jeśli jesteście zainteresowani poszerzaniem wiedzy w zakresie walki z falsyfikatami zapraszamy do wzięcia udziału w organizowanym przez nas kursie „Autentyczność dzieł sztuki„. Podczas dwudniowego szkolenia, które odbędzie w Krakowie w dniach 23-24 marca 2024 roku (sobota-niedziela) opowiemy o kulisach pracy antykwariusza, pułapkach czekających na kolekcjonerów oraz porozmawiamy z konserwatorem dzieł sztuki i prawnikiem specjalizującymi się w zagadnieniach falsyfikatów.
Autor: Karolina Bańkowska
Historyk Sztuki. Antykwariusz w Salonie Dzieł Sztuki Connaisseur. Entuzjastka Krakowa przełomu XIX i XX wieku - jego sztuki, architektury, historii i obyczajowości.
Ulubiony artysta: Zdzisław Beksiński.
zobacz inne teksty tego autora >>