Fenomenalna twórczość Jacka Malczewskiego (1854–1929) została entuzjastycznie odkryta dla świata w roku 2000 podczas wystawy w paryskim Musée d’Orsay. Cenne okazało się to, co drażniło jego współczesnych: zarówno zjadliwe kontrasty kolorystyczne, jak i gwałtowne skoki walorowe (bardzo ciemne obok bardzo jasnego).
Szaleństwo palety Malczewskiego! Wprawdzie jako profesor krakowskiej ASP, nauczał, że najważniejsze rzeczy w obrazie to kompozycja, konstrukcja i rysunek, kolor natomiast nadajemy na samym końcu, „już tylko jako pyłek motyli” – ale sam, po przebyciu tego etapu bezkompromisowo realizował własną wizję. Poszedł na ostre, ryzykowne kontrasty fioletów i żółcieni, różów i najchłodniejszej spośród szmaragdów – zieleni Pawła z Werony. Na Salonach krzywili się początkowo, że jaskrawe, zgrzytliwe, nieeleganckie.
Jacek Malczewski z paletą (fragment), źródło: Muzeum Okręgowe w Radomiu
Pod sam koniec XIX wieku porzucił paletę monochromów. Sceny z życia i śmierci Sybiraków malował odtąd z nadrealnej perspektywy, wpuszczał przenikliwe słoneczne światło w sceny ociekające męczeństwem, naznaczone heroizmem zrywów niepodległościowych. Wprawdzie pod koniec życia zwierzał się w sławnym do dziś pałacu w Lusławicach młodemu poecie Janowi Brzękowskiemu: „Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą”, ale wiemy, że ten patriota z całym swym poetyckim wnętrzem był przede wszystkim malarzem.
Jacek Malczewski „Sybiracy”, 1891 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Niełatwy to był człowiek. Nie mieścił się w żadnej epoce. Uproszony przez światowca Wojciecha Kossaka do zaszczycenia członkostwem krakowskiego elitarnego Kasyna Końskiego, wszedł do tego lokalu przy ulicy Wolskiej ubrany w wytworny anglez i… w białych wąziutkich spodniach z cienkiego płótna. W kalesonach? Wiedział, co robi: wszak kasyno nazywano klubem starych koni. Przebierał się notorycznie; malował autoportrety – ot, heroiczna twarz, dumnie wzniesiona głowa, a czaszka otoczona tortownicą. Pięćdziesięcioletni, na płótnie utrwalił się dla potomnych w śnieżnobiałej koszuli, świetnie zawiązanym krawacie, we frakowej kamizelce – i we wzorzystym fartuszku kucharki. Wszystko serio. Warsztat znakomity, rysunek wirtuozerski. Kolor… ach ten kolor! Najpierw krytycy narzekali: szkoda, że brązy, szarości i bure tony w tak sugestywnej Śmierci Ellenai, w syberyjskich Etapach… Malczewski za modą nie szedł.
Jacek Malczewski „Autoportret z faunami” (fragment tryptyku), 1906 rok,
źródło: Lwowska Galeria Narodowa
Jacek Malczewski „Autoportret”, po 1908 roku,
źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie
Twórca cyklu Zatrute studnie był członkiem założycielem poważanego w Europie stowarzyszenia „Sztuka”. Kiedy po latach dostrzegł marazm w tym towarzystwie wzajemnej adoracji, przyłączył się do grupy „Zero” składającej się z młodszych artystów, by im pomóc w przebiciu muru wzniesionego przez kostniejących klasyków.
Jacek Malczewski „Zatruta studnia”, 1906 rok,
źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Jacek Malczewski „Zatruta studnia”, 1905 rok,
źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Jacek Malczewski „Zatruta studnia z chimerą”, 1905 rok,
źródło: Muzeum Okręgowe w Radomiu
Taki był. W figuralnych kompozycjach, gdzie ludzkie i na poły fantastyczne postacie przedstawiał z realizmem, z uwzględnieniem modelunku i światła, tak ustawiał „osoby dramatu”, że burzyły plan, działając wbrew prawom perspektywy. Perspektywę znał od podszewki – za studium stalli we wnętrzu kościoła Bożego Ciała w Krakowie jako student Szkoły Sztuk Pięknych uzyskał nagrodę – ale w rozbudowanej kompozycji pozwalał sobie na takie cudo, że naga kobieta – parka, zwodnica, w każdym razie silna osobowość, stoi obok młodego Aleksandra Wielopolskiego, malarza-dyletanta, arystokraty stroniącego od polityki, i do połowy obrazu jest od niego o krok oddalona, w niższej zaś partii – już przed nim. Oplata go – nazwanego przez artystę Hamletem polskim – nie oplatając. Takich magicznych sytuacji kompozycyjnych w malarstwie Malczewskiego jest więcej.
Jacek Malczewski „Hamlet polski – Portret Aleksandra Wielopolskiego”, 1903 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
A przecież nie deformował. Od razu rysował pędzlem. Nie zawsze korzystał z modeli; po wnikliwych studiach rysunkowych w Zakładzie Anatomii Opisowej Akademii Medycznej w Krakowie miał w małym palcu tajniki budowy człowieka. W dzieciństwie wychowywany przez pisarza Adolfa Dygasińskiego, wprawdzie pozytywisty, ale rozumiejącego potrzebę kreacji, w dojrzałym wieku nie miał oporów, żeby w tryptyku Grosz czynszowy nadać Chrystusowi własne rysy. W Krakowie byli oburzeni, w fabrycznym Zawierciu Stanisław Holenderski, przemysłowiec i filantrop, nie widział w tym przebraniu nic zdrożnego, zachwycony tryptykiem zakupił go do swoich zbiorów, w których już była ładna kolekcja „Malczewskich”. Zabawny szczegół (ujawniony mi przez artystę Leszka Dutkę, który był jako dziecko uczestnikiem zabawy): kiedy w wielkim salonie Holenderscy urządzali kinderbal, specjalne story zasłaniały nagie kobiety na obrazach Jacka Malczewskiego.
Jacek Malczewski „Grosz czynszowy” (tryptyk), 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Źródła:
- Adam Heydel, Jacek Malczewski / Człowiek i artysta, Kraków 1933
- Michalina Janoszanka, Wielki Tercjarz. Moje wspomnienia o Jacku Malczewskim, Warszawa 1936
- Jadwiga Puciata-Pawłowska, Jacek Malczewski, Wrocław 1968
[Część II artykułu „Czuły siłacz” -> przeczytaj]
Autor: Marek Sołtysik
Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.
zobacz inne teksty tego autora >>
To bardzo cenny artykuł,o Jacku Malczewskim do którego sztukii dotarłam w dzieciństwie dzięki ojcu…teraz te wszystkie powroty d,ieki takiemu mistrzowi jak pan (renesansowa postac dziś już rzadkość) wracam do tych wartości które mnie uksztaltowały dzięki panu…aerdecznosci dziękczynne.