Całe życie to malarski gest [część II]
Zdarzało mu się stanąć przed studium, nad którym uczeń pracował od miesiąca, zetrzeć pozostałości świeżej farby i w pięć minut zbudować na tym płótnie pyszny obraz.
Zdarzało mu się stanąć przed studium, nad którym uczeń pracował od miesiąca, zetrzeć pozostałości świeżej farby i w pięć minut zbudować na tym płótnie pyszny obraz.
Mówiono o nim, że ma „dar jasnowidzenia postaci”. Nie robił studyjnych szkiców, starał się natomiast przebywać w otoczeniu osoby, którą ma portretować. Obserwował bez ostentacji.
Odważna kompozycja, świetnie wyczute pasmo srebra między niebem a horyzontem, mistyczne oświetlenie – wszystko to w dziele, powiedzmy dziś, prekursora hiperrealizmu pociągało niezwykłością klimatu.
W czasie pozowania do portretu (po lewej) zainteresowała Wyspiańskiego zmiana rysów, jaka nastąpiła u dziewczynki pod wpływem zmęczenia. Zamiast jej dać wypocząć, zrobił jej portret w tym stanie drugi raz, na tym samym kartonie. Rysy na drugim portrecie (po prawej) są jakby nieco zgrubiałe, wstążka osunęła się, włosy rozplotły.
Wystarczy podejść w muzeum do obrazu i przypatrzyć się z bliska grze wirujących drobin to miękkich uderzeń pędzla, to ostrych, drobnych konturów, wyskakujących z tłustego impastu na powierzchnię płótna.
Żadnych ideologii! Stanisław Witkiewicz powie, że twórca Trąbek przetapia farbę na blask światła, na drganie, przenikanie się barw okolonych powietrzem.