Ta historia jest niczym gotowy scenariusz na świetny film. Nie dość, że sam temat wzbudza wiele emocji i najzwyklejszą ciekawość, to jeszcze główny bohater całej sprawy oraz jego przeżycia nie pozwoliłyby oderwać się od ekranu do samego końca.
Odbiorca oczekuje od tematu, jakim jest „kradzież dzieł sztuki”, że dowie się kolejno o tajemniczym (lub mniej tajemniczym, w zależności od zdolności złodzieja) zniknięciu obiektu z muzeum, którego powodem są prawie zawsze pieniądze.
W tym przypadku to nie monety interesowały złodzieja, a jednie Monet i namalowana przez niego w 1882 roku „Plaża w Pourville”.
Dodajmy, że akcja toczy się w Polsce – w Poznaniu i w Olkuszu.
Zacznijmy jednak od początku.
Obraz Claude’a Moneta „Plaża w Pourville”,
źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Poznańska „Plaża”
Nim wspomniane wyżej dzieło zawisło w 1956 roku na jednej ze ścian Muzeum Narodowego w Poznaniu, przebyło długą drogę, która rozwidlała się i tworzyła zakręty wraz z biegiem równie zawikłanej historii. Początkowo obraz należał do Paula Durand-Ruela, słynnego francuskiego kolekcjonera, kojarzonego z twórczością impresjonistów. W 1906 roku obraz został zakupiony przez Niemieckie Towarzystwo Artystyczne i zdeponowany w Kaiser Friedrich Museum, czyli dzisiejszym poznańskim Muzeum Narodowym. W 1943 roku obraz został wywieziony przez wojska niemieckie do Saksonii, skąd Armia Czerwona przewiozła go do ZSRR, gdzie miał zostać przeznaczony do Ermitażu, jednak szczęśliwie powrócił do Polski. Tutaj zawikłana historia dzieła mogłaby się już skończyć, a sam obraz mógłby żyć długo i szczęśliwie w murach muzeum, ciesząc oczy miłośników sztuki. Jednakże w 2000 roku w wyniku kradzieży, Muzeum Narodowe w Poznaniu utraciło jedno z najwspanialszych w zbiorach polskich dzieł francuskiego impresjonizmu.
W najgorszych scenariuszach przewidywano, że poszukiwania obrazu będą trwały dziesiątki lat lub wręcz tracono nadzieje na jego odzyskanie.
Jeśli czyta to teraz jakiś reżyser – uspokajam, a przyszłych widzów przepraszam za spoiler, ale muszę napisać, że dzieło w 2010 roku wróciło na swoje miejsce.
Muzeum Narodowe w Poznaniu, fot. Tomasz Szwajkowski
Student malarstwa
Znowu cofniemy się w czasie, tym razem do 2000 roku, w którym to Muzeum Narodowe w Poznaniu otrzymało list o następującej treści:
„Zgłaszam się z uprzejmą prośbą o wydanie mi zezwolenia na wykonanie szkicu na kartonie, wybranego artysty w tutejszym muzeum. Muszę zaznaczyć, że nie chodzi o skopiowanie dzieła, a o uchwycenie momentu wizualnego oraz stylu, którym artysta w danej pracy posłużył się, co z kolei umożliwi mi własną interpretację owego obrazu”.
Autorem prośby był Jacek Walewski, student malarstwa. Żeby nie wzbudzać podejrzeń, Walewski napisał także o swoich zainteresowaniach, jakim było malarstwo holenderskie przełomu wieków. Będąc (podobno – jako turysta) w muzeum, zapamiętał wiszący obok Moneta pejzaż i chciał, żeby pracownicy sami naprowadzili go w miejsce z widokiem na „Plażę”.
Nadawca otrzymał upragnioną zgodę, więc 17 września 2000 roku wrócił do muzeum z dużą, czarną teką, jak na studenta malarstwa przystało.
W jej czeluściach znajdowała się niezbyt udana kopia dzieła Moneta, wykonana przez Ukraińskiego artystę w Krakowie (otrzymał za nią 300 złotych), szkic o tematyce wiejskiej stworzony przez koleżankę Jacka i kilka białych kartek dla samego artysty.
Student siedział i szkicował długie godziny pod nadzorem niejakiej pani Lucyny, której w całej tej historii niezwykle mi szkoda, bo niczemu nie winna kobieta musiała później wielokrotnie zeznawać…
Jeśli już szukać winowajcy, to znaleźlibyśmy go w butach pani Lucyny. Chodząc po wyznaczonym do pilnowania miejscu, opiekunka wystawy wydawała swymi obcasami odgłosy zagłuszające studenta Jacka, który nie tylko szkicował cichutko ołówkiem, lecz równie cicho – właśnie przy okazji stukotu obcasów – wycinał oryginalne dzieło Moneta z ramy, kawałek po kawałku…
Chwila nieuwagi, a student Jacek podmienił wycięte, oryginalne dzieło sztuki wstawiając, jak się później okazało – niedbale i w pośpiechu – „dziełko” w wersji za trzy stówki.
Widok obrazu po odzyskaniu w 2010 roku,
źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Widoczny ślad wycięcia obrazu z przeciętą w połowie sygnaturą,
źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Nie chodziło o pieniądze
Student malarstwa Jacek to alter ego Roberta Zwolińskiego – z zawodu murarza, który imał się różnych, dorywczych prac, będąc czasem na bezrobociu. Sytuacja zmusiła go nawet do wyjazdu z rodzinnego Olkusza i tym sposobem znalazł się we Francji. Tam pracował ciężko jako murarz, a w wolnych chwilach zwiedzał Paryż. Wizyty w muzeach spowodowały, że zakochał się w sztuce, szczególnie impresjonistów.
Impresjoniści zniknęli jednak z życia Roberta na wiele lat, bowiem wrócił do kraju i założył rodzinę. Został ojcem. Szukał pracy, znajdował ją i tracił. Sprzeczał się z żoną, a po siedmiu latach doszło do rozwodu, który był dla niego ciosem. Po przejściu tej życiowej porażki podobno uciekł w świat książek i to nie byle jakich, bo wybierał jedynie te, dotyczące historii sztuki. Nasz bohater miał siedzieć godzinami w bibliotece i pogłębiać swoją wiedzę. Pewnego dnia dokonał niezwykłego odkrycia – przeczytał, że jeden z obrazów Claude`a Moneta znajduje się w polskich zbiorach Muzeum Narodowego w Poznaniu. Nie zastanawiając się długo, pojechał tam i ujrzał „Plażę w Pourville”.
I wtedy przez głowę murarza Roberta przeszła szalona myśl – chęć posiadania tego dzieła. Tylko on i „Plaża” w domowym zaciszu. Wspomnienie pobytu we Francji za czasów, gdy był kawalerem rozprzestrzeniało się w jego duszy i nie dawało spokoju. Jego doznań estetycznych nie zaspokoiło także zdjęcie dzieła, które wykonał podczas tego pamiętnego pobytu w Poznaniu. Napisał do muzeum list, podpisał i….
Konserwacja odzyskanego obrazu i punktowanie ubytków,
źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Złodziej zatrzymany
Obrazy w domostwach zawsze są obserwatorami życia ich właścicieli. Widzą narodziny przyszłych spadkobierców, ich życie i śmierć, radości i smutki. Obrazy przyciągają także oczy najbliższych i choćby nie były zbyt dobre, rodzina i przyjaciele zawsze podczas obiadu rzucają okiem na ścianę, szczególnie wtedy, gdy nie jest pusta. Tym razem dzieło sztuki nie mogło ujrzeć ponownego ślubu murarza Roberta, ani narodzin kolejnego dziecka. Nie mogło także pomóc w spłaceniu alimentów za dziecko z poprzedniego małżeństwa, bo od razu wydałoby się to, co wydawało się najtrudniejsze. Wkraczając w nowe życie murarz Robert niósł za sobą ogromny ciężar przeszłości. Zaczynał podejmować próby oddania dzieła, ale nigdy nie udało się do końca sfinalizować swych szczytnych zamiarów.
Z pomocą przyszedł odcisk palca pozostawiony w kartotece złych ojców, nie płacących alimentów. Odkryto, że jest to ten sam palec, który 10 lat temu targnął nożykiem na „Plażę w Pourville”. Zły ojciec, murarz Robert z Olkusza okazał się być jednocześnie studentem malarstwa – Jackiem, który 10 lat temu wysłał do muzeum list korzystając z poczty…w Olkuszu. Robert Z. paradoksalnie dopiero wtedy, poczuł się wolny.
Na początku lipca poznański Sąd Okręgowy skazał Roberta Z. na trzy lata więzienia. Sędzia stwierdził, że kradzież dzieła sztuki, która pozbawia tysiące innych miłośników szansy na obcowanie z nim, jest karygodna. Wyrok mógł być jednak bardziej surowy, ale na korzyść Roberta Z. przemówiło to, że jego działanie wynikało z pasji do sztuki.
Jestem bardzo ciekawa, czy przez to zdarzenie istnieje teraz jakiś szczególny wymóg, by pracownice muzeów chodziły w butach na płaskim obcasie? Jeśli tak, to mimo ogromnych szkód, jakie wyrządził swym czynem Robert Z. trzeba będzie mu przyznać ogromne zasługi w dziedzinie medycyny za zmniejszenie ryzyka bólów kręgosłupa wśród kobiet.
Autor: Alicja Francikowska
Studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunku historia sztuki (studia II stopnia). Licencjat z historii sztuki uzyskała studiując na Uniwersytecie Śląskim z półrocznym pobytem na Uniwersytecie we Florencji. Ukończyła także język francuski z programem tłumaczeniowym oraz studia podyplomowe "Rynek sztuki i antyków". Miłośniczka włoskiego renesansu i włoskiego języka. Obecnie uczestniczka kursu przewodników po Krakowie.
Ulubiony artysta: Stanisław Wyspiański.
zobacz inne teksty tego autora >>
„na korzyść Roberta Z. przemówiło to, że jego działanie nie wynikało z pasji do sztuki.” – wdarł się mały błąd, działanie wynikało z pasji do sztuki, bez”nie” 🙂
Dziękujemy za czujność! 😉