Po paryskich sześciu latach tłustych i sześciu chudych państwo Chełmońscy z córkami opuścili wytworne apartamenty przy Boulevare Malesherbes 110. W połowie 1887 roku powrócili do Polski.

Zanim doszło do tej decyzji, Józef Chełmoński, już coraz mniej wolny artysta, coraz bardziej zahukany wyrobnik, doznał wstrząsu po lekturze listów kolegów, tych samych, którzy mu zawsze sprzyjali. Mój Józiu – pisał odważnie Stanisław Witkiewicz – jak patrzę na Twoją robotę, to mi się smutno robi. Więc już nic natury – tylko pamięć i maniera! Szkoda mi Ciebie więcej niż kogo, bo nawet z tych zmanierowanych i wykręconych kształtów błyszczy Twój talent.

Mając świadomość bliskości artystycznej klęski, pracował jednak na dobrobyt rodziny. Nieraz do świtu ślęczał nad ilustracjami, a w ciągu dnia wykańczał obrazy rodzajowe (takie jak „Targ wiejski”), w których była znakomita technika, migotliwa przejrzystość godna Alfreda Wierusza Kowalskiego, ale nie było śladu Chełmońskiego. Jedno, co się artyście w ostatnim czasie udało w Paryżu, to zadzierzgnięcie przyjaźni z Janem Stanisławskim, bratem w obserwacji natury.

Józef Chełmoński (1849-1914) "Autoportret", 1902 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Autoportret”, 1902 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) "Owczarek", 1897 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Owczarek”, 1897 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Źle się zaczął pobyt w Polsce: zmarł roczny syn pierworodny Chełmońskich, za co znękany ojciec winił swój lekkomyślny czyn z czasów młodości: rozkochał w sobie pannę z zacnego domu i bardzo brutalnie ją rzucił. Popełniła samobójstwo.

Żona malarza notowała: O ile życie nasze w Paryżu było już w pewnych ramach zawarte: na stałych zarobkach się mogło opierać, tu wydawało się igraszką na trzęsawisku.

Mocne. Zamierzała założyć sklep komisowy. Ona, szlachcianka z Korwin-Szymanowskich, była gotowa się poświęcić. Tymczasem koczowali. W ciągu następnych dwóch lat sam Józef jeździł do Tyszkiewiczów w Nowogródzkie, do Kijowa, nad Morze Czarne i z tych miejsc przesyłał do Paryża pejzaże z natury, dla zarobku, które były drukowane w „Le Monde Illustré”. Jeszcze się łudzili, że wrócą do Francji – mimo światowych tryumfów nadał nie było mowy, żeby ktoś w Warszawie kupił obraz Chełmońskiego! – ale koniec końców pani Chełmońska, jeżdżąc kilkakrotnie do Paryża zlikwidowała mieszkanie, które przecież przez minione dwa lata wciąż na nich czekało, umieściła nowe ilustracje męża w czasopismach i starała się sprzedać pozostałe obrazy.

Możemy się domyślać, jakie to mogły być płótna, skoro zmartwiony mąż pisał do niej: Jeżeli masz kupca na obrazy te, o których piszesz, to sprzedaj, ale lepiej jest nie sprzedawać złych rzeczy.

Józef Chełmoński (1849-1914), "Powrót z łąk", 1911 rok, źródło: Desa Unicum

Józef Chełmoński (1849-1914), „Powrót z łąk”, 1911 rok, źródło: Desa Unicum

Józef Chełmoński (1849-1914) "Zając", 1888 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Zając”, 1888 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) "Trójka", 1880 rok, źródło: Zamek Królewski na Wawelu

Józef Chełmoński (1849-1914) „Trójka”, 1880 rok, źródło: Zamek Królewski na Wawelu

Czym były uczciwość i roztropność artysty wobec walki o utrzymanie się na powierzchni pani domu, żony i matki? Lata 1888 i 1889, pod znakiem śmierci nowo narodzonych dzieci, Hanny i Tadeusza Chełmońskich, przełamały wątpliwości i co do kraju stałego zamieszkania i co do sensowności związku. Malarz sam ruszył do Paryża, żeby ostatecznie likwidować sprawy swojej wielkiej pracowni. Zaciągnięty kiedyś kredyt na jej budowę teraz kosztował Chełmońskiego kilkadziesiąt jego obrazów i studiów, które na spłatę długów zasekwestrował adwokat. Wrócił do Warszawy, dokuczali mu, w Zachęcie wystawiono tylko jeden obraz z kilku nadesłanych! Jeszcze chwila, a odrzuciłby paletę.

Fortuna kołem się toczy. I nagle koledzy, dyrekcja i komitet Zachęty, środowisko krytyków i dziennikarzy, wszyscy stanęli oszołomieni przed faktem dokonanym; Józef Chełmoński otrzymał najwyższe odznaczenie na Salonie Paryskim! Niedowierzano, trzeba było przełknąć, gdy już stanęło czarno na białym, że wielką nagrodę honorową otrzymał on za obraz „W niedzielę” (powrót chłopów z kościoła, na bosaka, przez pola).

Niezależne pismo „Diabeł” zamieściło satyryczny dialog:

 – Co to za Chełmoński, co dostał wielką nagrodę w Paryżu? Czy to jaki imiennik tego, którego obrazów w tym roku nie przyjęło Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych?

– To ten sam.

– Jak to? Więc Paryż nagradza medalami takich, których u nas nie uznają za godnych wystawienia?

– Patrz, o ile wyżej od Paryża stoimy.

Józef Chełmoński (1849-1914) "W wiejskim kościółku", 1886 rok, źródło: Agra Art

Józef Chełmoński (1849-1914) „W wiejskim kościółku”, 1886 rok, źródło: Agra Art

Józef Chełmoński (1849-1914) "Droga w lesie", 1887 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Droga w lesie”, 1887 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Wreszcie w 1889 kupił drewniany dwór w Kuklówce na Mazowszu, pod Grodziskiem, z dala od głównego traktu. Malowniczo położony na wzgórzu, służył jego licznej rodzinie; strych przebudował na pracownię z oszklonym dachem. Koniec z blichtrem, a piękne konie – które go w Paryżu wpędziły w manierę – odtąd tylko w stajni. Przeszedł przemianę duchową. Malował tylko to, co go otaczało i w czym odnajdywał prawdę. Obserwował naturę dniami i nocami stojąc lub leżąc na ziemi. Taki najbliższy kontakt. Efekty obserwacji dokumentował szybko i nie dbając o podłoże – czasami niecierpliwym ruchem wprost na ścianie przybijał zagruntowane płótno bez blejtramu. Stworzył wtedy takiej zjawiskowe obrazy, jak „Droga w lesie”, „Dropie”, „Wschód księżyca”, „Koncert żab”, „Jezioro o zmierzchu”, „Jesień”. Czysty pejzaż. Jak u Jana Stanisławskiego, tylko w innej tonacji czułości. Wreszcie „W kościele”: obserwowani od tyłu chłopi modlący się w głębokim ukłonie, z twarzami przy posadzce. Tak samo on się modlił w Radziejowicach, zauważyli pamiętnikarze.

Obserwował, malował „Głuszce”, „Kuropatwy”, „Sójkę” (która właśnie przysiadła strzepując z drzewa sypką przygarść śniegu), robił coraz więcej szkiców malarskich, izolacja stała się zbawcza dla jego twórczości. Tymczasem zrehabilitowała się Zachęta, urządzając indywidualną wystawę jego malarstwa. W samą porę, bo w 1891 Chełmoński otrzymał najwyższe odznaczenie, „Ehrendiplom”, na Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Berlinie, w 1892 złoty medal w Glass Palace w Monachium, a w 1894 złoty medal na Powszechnej Wystawie Sztuki w San Francisco. Od tego roku pozostał w swojej pustelni Kuklówce w towarzystwie trzech najstarszych córek. On sam, zdaniem żony abnegat, czegoś jej nie mógł wybaczyć. Wyjechała po ogłoszeniu oficjalnej separacji.

Młodziutka Pia Górska była nieformalną uczennicą Chełmońskiego. Wcześniej brała lekcje m.in. u Mehoffera. Chełmoński na zaproszenie jej rodziców przyjeżdżał do pobliskiej Woli Pękoszewskiej i tam, właśnie w majątku państwa Górskich, przebywał całymi tygodniami. Dziwny to był człowiek – pisze uczennica i pamiętnikarka – różniący się wszystkim od wszystkich. Ubiór, sposób formułowania zdań. Nie ekstrawagancja – autentyczność wolnego człowieka. I takaż twórczość. U Górskich namalował szereg dużych obrazów, między innymi sławną „Orkę”, zamówioną przez ordynata Adama Krasińskiego.

Postanowił malować w plenerze, pozował mu na autentycznym polu chłop z pługiem i dwa specjalnie przez artystę wybrane chude woły. Scena w ruchu. Duży blejtram zbił stelmach, kto mógł, asystował przy nabijaniu płótna. Sztalugi na polu, nad głową malarski parasol. Kłopot, za mocno jednak grzało słońce. Szczęściem – pisze Pia Górka – mój ojciec znalazł na to radę. Kazał sklecić drewniane rusztowanie, które pokrywano w razie potrzeby płachta, i tym sposobem zacieniował obraz. Chełmoński był uszczęśliwiony, nazwał swa budę meczetem i zabrał się od razu do szkicowania figur. Praca nad „Orką” trwała kilka tygodni, a młoda uczennica, przynosząc mistrzowi codziennie koszyczek ulubionych gruszek, podglądała (a potem opisała) tajemnice mistrzowskiego warsztatu.

Józef Chełmoński (1849-1914) "Burza", 1896 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Burza”, 1896 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Józef Chełmoński (1849-1914) "Dniestr w nocy", 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Dniestr w nocy”, 1906 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Józef Chełmoński (1849-1914) "Przed karczmą", 1877 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Przed karczmą”, 1877 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Nosił się trochę tak jak Lew Tołstoj na starość. Gościł u siebie rok, dwa podobnego, rzekłby filister, rozbitka życiowego, znakomitego malarza Wojciecha Piechowskiego.

Zapisał wolny artysta i wolny człowiek, malarz i konstruktor lotniczy Czesław Tański:

Były i czasy zastoju, które Chełmoński nazywał kacenjamerem. Spotkałem kiedyś na ulicy Piechowskiego, który powrócił z Kuklówki. Pytam go:

– Coście malowali?

– A nic.

– A cóżeście robili?

– Takeśmy… majaczyli.

Nie tylko Tański podkreśla, że Chełmoński bardzo wysoko cenił sztukę Piechowskiego, zresztą w najwcześniejszej młodości współlokatora z ul. Zajęczej. Piechowski to autor niezwykłego, niemal hiperrealistycznego „Weselnego toastu” i przesyconego mistyką, niezrównanego pod względem warsztatowym „Ukrzyżowania”, znajdującego się dziś w ołtarzu kościoła jezuitów pryz Girard Avenue w Filadelfii. Trzeba się zatrzymać przy tym konfesyjnym dziele, będącym akordem rekolekcji artysty (kto wie, czy do nich nie należały „majaczenia” dwóch mężczyzn w Kuklówce). Płótno, autorskim podtytułem „Via et vita nostra”, powstałe w 1889, zostało powielone w reprodukcji drzeworytniczej jako premia dla czytelników „Tygodnika Illustrowanego”, oryginał trafił do Ameryki, w 1893 z Wystawy Kolumbijskiej w Chicago został przewieziony do Filadelfii, gdzie na aukcji w 1895 wylicytowali je jezuici. W tym czasie Piechowski przebywał to w Kuklówce, gdzie obu artystom dobrze się wspólnie malowało, to znów – już niedostępni – bawili w Bronowicach u Włodzimierza Tetmajera. Zwalisty Chełmoński z fletem i Piechowski zawsze ze skrzypcami pod pachą, z czasem postacie legendarne, byli obiektem plotek.

Józef Chełmoński (1849-1914) "Kaczeńce", 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Kaczeńce”, 1908 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) "Powrót z balu", 1893 rok, źródło: kolekcja prywatna

Józef Chełmoński (1849-1914) „Powrót z balu”, 1893 rok, źródło: kolekcja prywatna

Chełmoński oburzał się na ignorancję oficjalnej polskiej krytyki, w liście do Wojciecha Gersona ubolewał, że dwa wystawione w warszawie obrazy Piechowskiego, właśnie „Ukrzyżowanie” i rodzajowe, modelowane intensywnym światłem ognia „Wnętrze kuchni”, które mogłyby odegrać rolę w malarstwie europejskim, skazane są na ciszę ze strony prasy, a co za tym idzie na brak zainteresowania decydentów. Piechowskiego, z rodzinnymi zobowiązaniami, nie stać było na osiedlenie się tam, gdzie go doceniano, a medale srebrne i brązowe zdobywał w latach 1889-1894 w Berlinie, Paryżu, Chicago, San Francisco. Z resztek posagu żony założył w Warszawie zakład fotograficzny… i dał się doprowadzić do plajty.

W ostatnich latach życia spadła na Chełmońskiego wieść o tragicznej śmierci Wojciecha Piechowskiego: w 1911 artysta jechał do Skłót koło Kutna, żeby objąć posadę nauczyciela malarstwa w pałacu hrabiego Dangla, przez kilka dni dogorywał przygnieciony przez upadającą dorożkę.

Wcześniej panowie, każdy z osobna, walczyli: Chełmoński o bezwzględną czystość własnej sztuki, Piechowski o byt. Chełmoński jeździł na Polesie, do Porzecza, majątku zaprzyjaźnionych Skirmunttów, ostatni raz był u nich chyba w 1909, sześćdziesięcioletni, na pięć lat przed śmiercią, naprzywoził stamtąd masę szkiców i studiów malarskich. Pisał do Witkiewicza: W niektórych studiach (chciałbym Ci je pokazać) szukałem słońca tego mocnego na Podolu i Ukrainie; pragnąłbym wynaleźć jakiś sposób wyrażenia tych zamiarów, alem go jeszcze nie znalazł. W następnych latach namaluje „Kurhan” z doskonale wkomponowaną w pejzaż grupą byków, potem znów i znów będzie szukał. Ale to już za późno. Organizm wyniszczony sklerozą nie pozwalał na wzlot.

Józef Chełmoński (1849-1914) "Kosynier", źródło: Connaisseur Kraków

Józef Chełmoński (1849-1914) „Kosynier”, źródło: Salon Dzieł Sztuki Connaisseur Kraków

Józef Chełmoński (1849-1914) "Krzyż w zadymce", 1907, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Józef Chełmoński (1849-1914) „Krzyż w zadymce”, 1907, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

To byłoby wszystko w telegraficznym skrócie. Na koniec smakowitość. Proszę sobie wyobrazić, że z pracowni Chełmońskiego przy Rue Verniquet 4 w siódmej dzielnicy Paryża korzystali potem nasi pierwsi impresjoniści Józef Pankiewicz i Władysław Podkowiński. Malowali swoje rozświetlone pejzaże, mając w tle „Czwórkę” Chełmońskiego, która tam pozostała… Może nie było tak ślicznie jak w filmie, obraz leżał na strychu zwinięty w rulon. Chełmoński, wypytywany po dziesięciu latach, potwierdził, że „Czwórkę” pozostawił na pastwę losu, brat Pii Górskiej, Konstanty Maria Górski, w porozumieniu z marszandem Krywultem przetransportował kolosa do kraju. Rozpędzona „Czwórka” Józefa Chełmońskiego przyciąga spojrzenia w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku MNK na piętrze krakowskich Sukiennic.

Józef Chełmoński (1849-1914) "Orka", 1896 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu

Józef Chełmoński (1849-1914) „Orka”, 1896 rok, źródło: Muzeum Narodowe w Poznaniu

Źródła:

  • Maciej Masłowski, Malarski żywot Józefa Chełmońskiego, Warszawa 1976
  • Stanisław Witkiewicz, Monografie artystyczne, Kraków 1974
  • Pia Górska, Paleta i pióro, Kraków 1956
  • Józef Chełmoński w świetle korespondencji. Opr. J. Wegner, Wrocław 1953
  • Jan Skotnicki, Przy sztalugach i przy biurku. Wspomnienia, warszawa 1957
  • Józef Czapski, Józef Pankiewicz, Warszawa 1936

Autor: Marek Sołtysik

Prozaik, poeta, dramaturg, krytyk sztuki, edytor, redaktor, artysta malarz i grafik, ilustrator, był pracownikiem w macierzystej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w której ostatnio sporadycznie wykłada. Od roku 1972 publikuje w prasie kulturalnej. Autor kilkudziesięciu wydanych książek oraz emitowanych słuchowisk radiowych, w tym kilkunastu o polskich artystach, prowadzi także warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ulubiony artysta: Rafał Malczewski.

zobacz inne teksty tego autora >>